O studni nikt nie wiedział, a musiała być na dziedzińcu zamku królewskiego

Czytaj dalej
Fot. Eliza Gniewek-Juszczak
Eliza Gniewek-Juszczak

O studni nikt nie wiedział, a musiała być na dziedzińcu zamku królewskiego

Eliza Gniewek-Juszczak

Odwiedzamy pełne tajemnic miejsce, którego historia liczy 950 lat. Dokładnie tyle mija w tym roku, bo w 1067 roku zamek królewski we Wschowie został wpisany do ksiąg kościelnych.

Czy duchy zamku wpuściły Mieczysława Tycnera do swoich wnętrz? Bo kiedy kupił nieruchomość i zaczął remont okazało się, że z zamku zostało znacznie więcej niż ktokolwiek by się spodziewał. A może to pan Mieczysław wpuścił ducha historii do dawnego miejsca? Bo kiedy zaczynają się wolne dni, w roli przewodnika oprowadza gości zamku i opowiada o minionych czasach. Jest to miejsce, którego historia liczy 950 lat, dokładnie tyle mija w tym roku, bo w 1067 roku zamek został wpisany do ksiąg kościelnych.

Plac Zamkowy, który sugeruje obecność zamku we Wschowie zaczyna się po przeciwnej stronie od ratusza. Kierując się za fontannę łatwo trafić. Kiedy przyjeżdżali tutaj królowie przed rozbiorami Polski, trafić na pewno było łatwiej, chociaż rozmieszczenie starego miasta od tego czasu niemal wcale się nie zmieniło.

Pan na zamku, nie czuje się możnowładcą

- Tutaj był gród. To jest to miejsce, w którym jesteśmy. Prowadziło do niego jedno wejście. Tam było podgrodzie, z którego przekształciło się miasto. Ten budynek, gdzie obok jest parking, tam była fosa oddzielająca gród od miasta – opowiada Mieczysław Tycner, stojąc w wejściu, tyłem do zamku.

Kazimierz Wielki w 1343 roku odebrał zamek książętom śląskim i postanowił, że na stałe będzie służył on zarządzaniu Rzeczpospolitą i że będą to dobra królewskie. Właśnie tak było do II rozbioru Polski przez kilkaset lat.

- Jak się patrzy na architekturę z zewnątrz to widać dawny układ ścian i to, że ta część od klatki schodowej w stronę południową jest taka jak pierwotny układ. A jak się spojrzy na starą rycinę, to kominy są w tym samym miejscu. Tamta część jest przebudowana rzeczywiście. Być może w pierwotnym zamku była drewniana. W średniowieczu nie wszystko było murowane – zaznacza pan Mieczysław.

Aby zamek powiększyć trzeba było zasypać część fosy do rozbudowy zamku wykorzystane zostały w ten sposób mury obronne miasta. Zamek nadal nie był dość duży, żeby wszystkich pomieścić. – Za czasów saskich mówiło się, że Wschowa byłą taką stolica Polski. Sasi mieli stolicę w Warszawie, ale przede wszystkim w Dreźnie. Nie zawsze jeździli do Warszawy załatwiać sprawy Rzeczpospolitej, tutaj były dobra królewskie. To tutaj zwoływali posiedzenia senatu Rzeczpospolitej, przyjmowali poselstwa – opowiada pan Mieczysław.

Miasto udostępniało wówczas ratusz i dwie kamienice na rogu ulicy Kościelnej i Rynku, które były specjalnie na cele wizyt królewskich przystosowane. „W pierwszej połowie XVIII wieku, w związku z częstymi wizytami we Wschowie Augusta II i Augusta III oraz zwoływanymi tutaj posiedzeniami senatu, w ratuszu zorganizowano wielką salę posiedzeń. Dzięki zewnętrznej galerii, była ona połączona z kamienicami zachodniej pierzei rynku, w których znajdowała się rezydencja królewska. Piętra kamienic połączono przejściami. W kronice wschowskich bernardynów zachował się opis rezydencji: „Od strony kościoła parafialnego było miejsce dla straży wojskowej, sala na zebrania senatorów, gdzie indziej sala przyjęć, czyli audiencjonalna, dalej sypialnia najjaśniejszego króla, jadalnie na obiady i kolacje, wreszcie wielka kancelaria królestwa” – opisuje zabytek Jolanta Pawłowska na portalu miasta i gminy Wschowa.

- Jestem człowiekiem, który lubi historię, zabytki, chociaż zawód mam zupełnie inny. Gdyby nie pasja i zamiłowanie do historii, zabytków i Wschowy, nie byłoby racjonalne, żeby się takim czymś zająć. To duże przedsięwzięcie na wiele lat. Cała rodzina jest z tym związana – przyznaje pan na zamku Mieczysław Tycner.

Żadnych odczuć bycia królem, czy nawet księciem obecny właściciel zamku nie ma. Po zamknięciu cukrowni, w której przez wiele lat pracował, trzeba było zacząć coś nowego. – Całe życie zajmowałem się ekonomią, finansami. Ale w rodzinie były kultywowane tradycje historyczne, zamiłowanie do Wschowy, tak to się zrodziło – opowiada, kiedy przechadzamy się po korytarzach, trzeba zaznaczyć, że zamku, ale można napisać też dawnego więzienia. Bo właśnie temu obiekt służył przez ponad sto lat. Kiedy zaczęły się rozbiory, budynek nie spełnił już swojej funkcji i wkrótce został zamieniony na cele administracyjne, a potem przerobiony na więzienie.

Tajne przejścia w zamkowych podziemiach

Dokładnie w 1829 roku Prusacy zamienili obiekt na więzienie, które działało do stycznia 1945 roku. W latach powojennych był tutaj zakład produkcyjny. Nie do końca wiadomo, co tam było produkowane, w pierwszych latach działalności bramy były pilnie strzeżone. Od lat 70. powstawały tutaj cywilne trykoty. W czasie gospodarczych przemian ktoś dzierżawił to miejsce, a zabytek niszczał.

Przez masywne drzwi więzienne wejść można do sali restauracyjnej na parterze i do niektórych pokojów na piętrze. To pamiątka po dawnej funkcji obiektu.

- W latach powojennych, jak pamiętam, niewiele się mówiło o tym, że to jest zamek, ale trykotarnia, albo więzienie. Faktycznie, jak przystąpiliśmy do prac remontowych w 2000 roku po rozbiórkach różnych garażyków i komórek na dziedzińcu, okazało się, że coś z tego zamku zostało i że to nie jest tak, jak było pisane w różnych publikacjach, że zamek został zrównany z ziemią, a na jego miejscu zostały zbudowane budynki więzienia – opowiada właściciel obiektu. - Jak się rozebrało te komórki, to ukazały się dwumetrowej grubości czternastowieczne mury. Dzisiaj można te mury zobaczyć, a nawet przejść wzdłuż nich innym niż główne wejście, które jednocześnie prowadzi do zamkowych piwnic. Nie ma jeszcze do nich schodów, można tylko zajrzeć zza solidnej barierki z piętra w dół. Widać dużo zakamarków, są przejścia. – Tam w głębi jest zejście. Widać, że ściana jest zamurowana, do wałów i do zboru ewangelickiego, który wcześniej był budowlą obronną, później został zamieniony na zbór ewangelicki, prawdopodobnie było to jakoś połączone. Ale to przejście, jeśli było, na pewno jest zasypane, bo w tym miejscu idą kolektory sanitarne – kończy marzenia o tajnych tunelach właściciel obiektu.

Nieruchomość w 2000 roku była w bardzo złym stanie technicznym. Trzeba było wzmacniać fundamenty, ratować mury, które się rysowały i stropy, które się zarywały. Zamek powstał na usypisku, na podłożu bagiennym, to mogło mieć wpływ na stan zabytku.

Część piwnic została zagospodarowana na kuchnię. W planie jest stworzenie w pozostałej części podziemi winiarni z trasą turystyczną o długości ok. 60 metrów. Archeolodzy już jakiś czas temu zakończyli swoją pracę i będzie można zacząć działać. Wielkopolski Ośrodek Kulturoznawstwa i Muzeum Ziemi Wschowskiej mają w swoich zasobach to, co zostało znalezione, głównie dawne śmieci. – Nam został jeden element, był przymurowany, więc został. Jest to kamienna misa. Nie wiadomo do czego służyła, na pewno czegoś do niej brakuje, coś uszkodzonego było – wyjaśnia M. Tycner.

Została jeszcze dawna studnia. Czy może chociaż w niej są tajne przejścia? Trudno wykluczyć, bo nikt do niej wchodził. Widać tylko, że woda jest w środku. Zresztą samo odkrycie studni było niespodzianką. Na dziedzińcu, którego nie można było rozpoznać przez różne pomieszczenia gospodarcze, były trzy warstwy betonu. Zimą okazało się, że na dziedzińcu jest krąg bez śniegu. Co jest pod nim, okazało się zaraz po zdjęciu betonu.

Dobre duchy królewskiego zamku

W zamkowych wnętrzach wiszą kopie obrazów możnowładców, którzy bywali zamku królewskim we Wschowie. Zobaczyć też można kopię obrazów mamy właściciela zamku Sabiny Tycner. – Mama była miłośnikiem Wschowy. Działała też we Wschowskim Towarzystwie Kultury. Była plastykiem amatorem. Malowała obrazy. W czasach socjalistycznych to była jedna z nielicznych form, w których można było robić coś niezależnie. Mama malowała architekturę Wschowy i sceny historyczne. Namalowała m.in. Chrzest Polski z okazji 1000-lecia Chrztu Polski. Zrobiliśmy kopię tego obrazu. Na drugim jest scena związana ze ślubem Kazimierza Wielkiego z Jadwigą Żagańską, to wjazd orszaku ślubnego w 1365 do Wschowy. Mama namalowała ten obraz w 1965 roku – opowiada Mieczysław Tycner.

Kiedy zastanawiamy się, czy pani Sabina spodziewała się, że jej syn tak pokocha zabytki i historię, że kupi zamek okazuje się, że zmarła przed zakupem obiektu. Nie wiedziała, że jej obrazy mogłyby zdobić zamkowe ściany i budować historyczny klimat wnętrz.

Królewskie włości w dzisiejszych czasach

Na Zamku Królewskim we Wschowie można odpocząć od upału na starówce i posiedzieć przy kawie, albo zamówić reprezentacyjną salę na wesele lub konferencję. Są też miejsca noclegowe. - Marzeniem było, aby na 950-lecie całe przedsięwzięcie było zakończone, ale niestety finanse są bezwzględne, wszystko limitują. Ale nie zostało to zarzucone. Wieża, brama oraz zagospodarowanie drugiego piętra i piwnic czekają na pieniądze. Myślę, że drobnymi krokami będziemy mogli przywrócić charakter dawnego zamku we Wschowie – zapowiada właściciel zamku.

Eliza Gniewek-Juszczak

Opisuję to, co dzieje się w powiecie nowosolskim, ale także to, co dotyczy mieszkańców całego województwa lubuskiego. Ciekawią mnie przepychanki polityczne, przemiany gospodarcze w regionie i emocjonują ludzkie sprawy. Piszę o religii, ale też tym, co się buduje. Lubię odkrywać ciekawostki Nowej Soli, Kożuchowa, Otynia, Bytomia Odrzańskiego i Nowego Miasteczka oraz wielu innych miejscowości. Publikuję artykuły w Gazecie Lubuskiej oraz na portalach www.gazetalubuska.pl i www.nowasol.naszemiasto.pl.
Chętnie napiszę o Twojej sprawie, wydarzeniu, które organizujesz lub sukcesie, którym chcesz się pochwalić.
Skończyłam filologię polską w Zielonej Górze i dziennikarstwo w Poznaniu. W Gazecie Lubuskiej pracuję od 2016 r.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.