Tomasz Szymczyk

Ocalimy te kopalnie, dla wnuków

Przestrzenie, w których były kiedyś fabryki, mają klimat. Świetnie nadają się na obiekty, w których można spędzać wolny czas. Na zdjęciu galeria Elektrownia Fot. Arc/arkadiusz ławrywianiec Przestrzenie, w których były kiedyś fabryki, mają klimat. Świetnie nadają się na obiekty, w których można spędzać wolny czas. Na zdjęciu galeria Elektrownia na terenie dawnej KWK „Saturn” w Czeladzi.
Tomasz Szymczyk

Historia robotników musi być tak samo ważna jak historia królów – mówi Adam Hajduga, kierownik Referatu Promocji Dziedzictwa Industrialnego Wydziału Kultury Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego.

Turystyka industrialna to przyszłość turystyki? Znudziły nam się klasyczne muzea i formy zwiedzania?
Przyszłością turystyki, i pokazują to badania, jest odejście od nazywanej z angielskiego turystyką trzech „S” - (w tłumaczeniu plaży, słońca i piasku) do turystyki, którą również z angielska określa się dzisiaj przy pomocy czterech „E” - chodzi o emocje, rozrywkę, ekscytację i edukację. Wszystkie te cztery elementy spełnia dziedzictwo przemysłowe. Jest do tego multisensoryczne. Każdy z nas może je nie tylko zobaczyć, ale też dotknąć, spróbować, posłuchać. Co ważne, jest też ponadsezonowe. Pod ziemią, w kopalni, jest cały czas ta sama temperatura. To nigdy nie będzie główny nurt turystyki, ale jeżeli pomyślimy już o turystyce kulturowej i turystyce industrialnej jako jej części, to jestem głęboko przekonany, że to jest przyszłość. Szczególnie jeśli porównamy się z bardziej doświadczonymi regionami poprzemysłowymi w Europie: z Zagłębiem Ruhry, Nord-Pas-de-Calais czy Walonią. Kiedy w Zagłębiu Ruhry stworzono szlak kultury przemysłowej, było to w 1989 roku, wtedy te obiekty odwiedzało około miliona ludzi rocznie. Dzisiaj jest to 6-7 milionów. Nie robi się tego jednak tylko promocją, ale i rewitalizacją obiektów i adaptacją do nowych funkcji. Te dwa działania muszą iść ze sobą w parze. Połączenie tego gwarantuje, że te obiekty zaczynają żyć. Przyjeżdżają do nich turyści, ale też mieszkańcy. Wiele tych obiektów pokazuje, że nawet 60-70 proc. zwiedzających to ludzie mieszkający w promieniu stu kilometrów.

Co spowodowało zmianę postrzegania obiektów przemysłowych i dostrzeżenie ich potencjału turystycznego? Kiedy dwadzieścia lat temu likwidowano kopalnie, zrównywano wszystko z ziemią. Dzisiaj myśli się już inaczej?
Myślę, że po pierwsze, szukamy niecodzienności. Tak naprawdę, jesteśmy pierwszym pokoleniem, jeśli chodzi o Polskę, a pewnie też jeśli chodzi o Europę, które stanęło przed pytaniem, co zrobić z zakładami przemysłowymi. W przypadku części z nich sprawa jest zrozumiała: zostaną zburzone, nie wszystko da się zachować. Gdybyśmy jednak rozglądnęli się po tym obiekcie (rozmawiamy w galerii Elektrownia na terenie dawnej KWK „Saturn” w Czeladzi - przyp. red.), jest on - mówiąc krótko - ładny. Przestrzenie, które kiedyś budowano w celach przemysłowych, dzisiaj mogą być przestrzeniami czasu wolnego. Mają swoją specyfikę, swój charakter. W wielu tych obiektach można poczuć tak naprawdę zapach. Nietypowość tych przestrzeni powoduje, że warto je zachować. Nasza przeszłość powstawała tak naprawdę w naszych projektach. Jestem przekonany, że historia robotników musi być tak samo ważna jak historia królów. Królami było kilkaset osób w Europie, robotnikami były miliony.

W przypadku zachowania obiektu ważny jest nie tylko remont, ale i nadanie mu nowej funkcji. Nie wystarczy chyba tylko odmalować budynku i otwierać kilka razy w roku?
Nie tędy droga. Nie możemy mówić, że każdy kolejny obiekt będzie muzeum. Funkcja muzeum oznacza, że trzeba ten obiekt utrzymać. Myślę, że trzeba szukać multifunkcjonalności. W przypadku obiektów po kopalni Saturn, każdemu z nich można nadać nowe funkcje. Znam takie miejsca w Europie, gdzie warsztat z powrotem jest warsztatem. Są urządzenia do stolarki, są tokarki, wiertarki, a ludzie uczą się obsługi tych urządzeń po to, żeby samemu zrobić stół, czyli coś, co kiedyś wydawało się proste. Dzisiaj obsługa wiertarki czy tokarki jest dość skomplikowana. W innych obiektach może być biblioteka miejska, sala koncertowa, czy inna przestrzeń. Zachowanie obiektów to również kwestia szacunku do swoich tradycji.

A także aspekt edukacyjny, czyli możliwość zobaczenia tego, jak pracowali rodzice czy dziadkowie.
Najbardziej wzruszającym momentem podczas jednej z Industriad był widok w szybie Maciej w Zabrzu starszego pana, który trzymał za rękę wnuka i tłumaczył mu, do czego służyły urządzenia w wieży szybowej i gdzie była klatka. To moment transferu pokoleniowego, ale też zakorzenienia w miejscu. Związek emocjonalny miejsca i ludzi to również ważny element dziedzictwa industrialnego. Gdybyśmy wyszli z kopalni Saturn i poszli do pobliskiej kolonii robotniczej z pytaniem, ile osób tu pracowało, to nadal byłoby tu dużo ludzi, i m.in. na nich liczymy, że przyjdą tu na rozpoczynający Industriadę rozruch maszyn i powiedzą: ta kopalnia jest z powrotem nasza, bo znowu żyje.

Przestrzenie, w których były kiedyś fabryki, mają klimat. Świetnie nadają się na obiekty, w których można spędzać wolny czas. Na zdjęciu galeria Elektrownia
Arc/arkadiusz ławrywianiec Przestrzenie, w których były kiedyś fabryki, mają klimat. Świetnie nadają się na obiekty, w których można spędzać wolny czas. Na zdjęciu galeria Elektrownia na terenie dawnej KWK „Saturn” w Czeladzi.

Obiektów nawiązujących do dziedzictwa przemysłowego w woj. śląskim jest coraz więcej. Wynika to z większego zaangażowania samorządów czy może lokalnych społeczników?
To zarówno z jednej strony praca społeczników, z drugiej - nastawienie samorządów i środki unijne, bo bez środków na rewitalizację takie projekty nigdy nie byłyby możliwe. Często ma miejsce taki mechanizm, że najpierw o obiekt walczą społecznicy, później do tego włącza się samorząd, a potem następuję nadanie nowych funkcji. Bardzo podobnie wygląda to w wypadku galerii Elektrownia, kopalni Saturn czy kopalni Ignacy w Rybniku. Bardzo często pojawia się też biznes, który zaczyna inwestować w tego typu obiekty, chociaż wiąże się to z dużymi kosztami utrzymania. Gdy prywatny biznes dostrzega szansę, to chyba przekonuje to już nas wszystkich.

Czy morał jest taki, że nim zdecydujemy się na wyburzenie, pomyślmy, czy nie można tego czy innego obiektu jakoś fajnie zaadaptować?
Pomyślmy trzy razy, bo wyburzyć można tylko raz i to już nigdy nie wróci. Dzisiaj, myślę, że wielu żałuje, że ślady hutnictwa na Górnym Śląsku, które było tu pierwotnym przemysłem, zniknęły. W wielu przypadkach postąpiono bardzo pochopnie i dzisiaj został nam tylko jeden wielki piec po Hucie Pokój w Rudzie Śląskiej, został nam maleńki fragmencik po Hucie Uthemanna w postaci walcowni cynku w Katowicach-Szopienicach i początek drogi do zbudowania muzeum hutnictwa na terenie Huty Królewskiej w Chorzowie. To dość oczywiste, że w mieście, które nazywało się Królewska Huta, powinien być obiekt związany z hutnictwem.

Podobnie w Zagłębiu, które wyrosło z górnictwa, większość zabudowań kopalń po ich zamknięciu zrównano z ziemią.
Wierzę więc, że kopalnia Saturn w Czeladzi, ale również pomysł na to, co ma się dziać na kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu, jest krokiem w stronę powiedzenia sobie, że to część naszej tożsamości i nie możemy się jej pozbyć.

Tomasz Szymczyk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.