Pan i Pani Synowiec, czyli para znanych prawników z Gorzowa

Czytaj dalej
Fot. Mat. prywatne
Agata Wolańska

Pan i Pani Synowiec, czyli para znanych prawników z Gorzowa

Agata Wolańska

Choć jest między nimi duża różnica wieku, bo 30 lat, mówią, że to nie ma dla nich znaczenia. Mowa o Jerzym i Annie Synowcach, prawdopodobnie najbardziej rozpoznawanych prawnikach w Gorzowie.

Jerzy Synowiec o żonie:

Poznałem żonę jako aplikantkę w naszej kancelarii. Nie pracowała jednak dla mnie, a dla wspólnika, bo zajmujemy się zupełnie innymi dziedzinami prawa. Ja jestem karnistą, a żona - cywilistką. Poznaliśmy się bliżej tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy żona już odchodziła z kancelarii.

Po roku związku wzięliśmy ślub. Nie chcieliśmy robić jakiejś hucznej, tradycyjnej uroczystości w Gorzowie. Chcieliśmy zrobić coś nietypowego, więc wziąłem wspólnika i jego żonę na wycieczkę do Budapesztu. Tam umówiony wcześniej konsul udzielił nam ślubu. Wróciliśmy stamtąd jako małżeństwo.

Nie współpracujemy ze sobą w jednej kancelarii, bo kiedyś w firmie przyjęliśmy założenie, że żon i mężów nie przyjmujemy. Chodzi o to, by uniknąć wewnętrznych problemów, które czasem są w innych kancelariach, gdzie pracują małżeństwa. Ale nadarzyła się okazja kupna kancelarii dwa piętra wyżej, więc żona ze wspólniczką kupiły. Uzupełniamy się, czasem przekazujemy sobie sprawy.
W tym roku w październiku urodziła nam się córka Helenka, którą starsza córka zaakceptowała bez problemu, więc można powiedzieć, że rodzina jest w komplecie.

Anna Synowiec o mężu:

Sama byłam bardzo zaskoczona, kiedy zaczęliśmy się spotykać. Znaliśmy się przecież już od paru lat... Ale nie wiem, czy do ślubu w ogóle by doszło, gdybyśmy pracowali razem, bo oboje z mężem mamy bardzo mocne charaktery i być może nie potrafilibyśmy się dogadać na płaszczyźnie zawodowej.

To chyba koniec mojej aplikacji i świadomość, że mogę zaraz wyjechać, był dla męża takim ,,motorem” do działania, bo muszę przyznać, że jest bardzo nieśmiały. Z początku nie do końca potrafiłam ocenić jego intencje, myślałam, że może chce ze mną współpracować. Zaczął mi przynosić czekoladki. Najpierw praliny w kształcie motylków, później innych elementów, a na koniec - serduszka. I to już było bardzo wymowne.

Jest między nami spora różnica wieku, ale nie widać jej na co dzień. Kiedyś bliska mi osoba powiedziała, że ważne jest, na ile człowiek się czuje, a nie ile lat ma. A mąż nie prezentuje postawy osoby wybierającej się na drugi świat, ani takiej, która czuje się całkowicie zrealizowana. Przeciwnie, ma coraz więcej pomysłów i realizuje je. A może chodzi też o to, że to ja jestem dojrzała. W sejmiku wojewódzkim pracuję z ludźmi starszymi od siebie, wiele się od nich uczę. To wszystko sprawia, że nie widzę problemu w różnicy wieku. Na początku owszem - pojawiały się głosy, że nasz związek może nie przetrwać właśnie przez to, że jestem dużo młodsza... Przecież nie mogę zakładać z góry, że będę nieszczęśliwa tylko dlatego, że jest między nami różnica wieku. Tym bardziej że jej nie czuję.

Jesteśmy razem już ponad 5 lat. Stawiamy sobie różne wyzwania związane z życiem codziennym, z opieką nad dzieckiem. Ustaliliśmy sobie na przykład, że jeśli mąż spędza czas z córką, to ma się jej poświęcić w 100 procentach. I przyznam, że dobrze się spisuje, kąpie ją codziennie wieczorem, co mi się bardzo podoba. Muszę powiedzieć, że jestem na dobrym etapie życia. Mam córkę, prowadzę własną kancelarię. Czuję się spełniona.

Agata Wolańska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.