Jerzy Filipiuk

Pochodził z Żagania. Zginął 11 września w Nowym Jorku

Jerzy Filipiuk

Osiem lat przed zamachem na World Trade Center w Nowym Jorku Józef Piskadło przeżył wybuch bomby, którą terroryści podłożyli pod wieżą w pobliżu jego warsztatu stolarskiego

Józef Piskadło urodził się 13 kwietnia 1953 roku w Żaganiu. W USA znalazł się, gdy miał 9 lat. Zamieszkał na Lower East Side na Manhattanie. Od 18. roku życia pracował jako stolarz. Był członkiem zrzeszenia cieśli w Nowym Jorku. W World Trade Center pracował 10 lat. Co roku zabierał rodzinę na Paradę Pułaskiego na Manhattanie, na Wielkanoc chodził z nią święcić jajka, opowiadał o swoim rodzinnym kraju.

11 września 2001 roku jak zwykle przyjechał rano do pracy. Miał zlecenie na roboty w restauracji „Windows on the World” na 107. piętrze północnej wieży. Z zapisów rozmów wykonanych na numer ratunkowy 911 wynikało, że gdy pierwszy samolot wbił się w wieżę północną, zgłosił dyspozytorowi, że został uwięziony na klatce schodowej na 103. piętrze. Była pełna dymu. Dziwił się i był zły, że ludzie starają się wejść wyżej. Przecież podczas pożaru należy iść na dół i jak najszybciej opuścić budynek... Jego żona Rosemary sądzi, że zrobił wszystko, by uniknąć najgorszego. - Był wojownikiem. Znając mojego męża, myślę, że odmówił zaakceptowania faktu, że to koniec - przekonywała.

Znając mojego męża, myślę, że odmówił zaakceptowania faktu, że to koniec

Mógł zginąć w wieży północnej WTC osiem lat wcześniej, gdy terroryści wysadzili pod nią bombę. 26 lutego 1993 roku eksplodowała ciężarówka wypełniona 680 kilogramami materiałów wybuchowych. Zamachowcy liczyli, że bomba rozerwie podziemną konstrukcję nośną wież i spowoduje zawalenie budynków. Zginęło wtedy sześć osób, a ponad tysiąc zostało rannych, w tym wielu poparzonych. Eksplozja nastąpiła w pobliżu pokoju z szafkami Józefa i innych stolarzy. Na szczęście nie było ich tam w feralnej chwili (zatrzymali się dłużej w innym miejscu). Do żony Józef zadzwonił półtorej godziny po wybuchu. Powiedział, że wszystko jest w porządku i dodał, że nie wróci do domu. Przez cztery dni pomagał bowiem w naprawie uszkodzonego budynku.

***
Za ocean wyjechał jako dziecko. Mając 21 lat, poznał przyszłą żonę, o dwa lata młodszą Rosemary Mlcoch z Brooklynu. Po raz pierwszy spotkali się we wrześniu 1974 roku podczas wesela ich wspólnego znajomego. On był mistrzem ceremonii, ona - druhną. Kilka tygodni później Rosemary szykowała się na halloween. Brakowało jej... partnera do tańca na balu. Zadzwoniła do Józefa. Kilka miesięcy później zaręczyli się, a w 1976 roku pobrali. Mieszkali w Queens, a potem przez kilkanaście lat w North Arlington. Jego mama Maria pozostała na Manhattanie.

W maju 2001 roku Józef i Rosemary obchodzili 25. rocznicę ślubu. Cieszyli się, że posłali swoje najmłodsze dziecko na studia, planowali podróże. 11 września zniweczył wszystkie marzenia.
Józef miał troje dzieci. Gdy stracił życie, Brian Joseph liczył 23 lata, Laura Maria - 21, Steven John - 18. Nie zdążył poprowadzić córki do ołtarza i zobaczyć synów biorących ślub. Był katolikiem, chodził do kościoła w parafii św. Stanisława. Miał niesamowite poczucie humoru. - Nie było dnia, żebyśmy dobrze się nie uśmiali - podkreślała Rosemary.

Był wspaniałym gospodarzem domu, w którym zostawił wiele rzeczy wykonanych własnoręcznie, np. drewniany stojak na przyprawy, wiszący w kuchni blisko szklanej mozaiki, którą wmontował w drzwi do piwnicy. Ale chyba największą radość sprawił żonie, wykonując piękne, zdobione pudełko na zestaw do szycia, z dużą liczbą przegródek i skrytek, co imitowało małą komodę. - Nie możesz przejść po domu, by nie zobaczyć czegoś pięknego, co zrobił własnymi rękami - wspominała Rosemary. - Ta skrzynka to było jednak coś szczególnego.

Po zamachu Rosemary z dziećmi nie traciła nadziei, że odnajdzie męża. Przez wiele dni wertowała ulotki informacyjne na temat zaginionych osób, licząc, że może Józef cudem przeżył katastrofę i trafił do szpitala. Ale próby odnalezienia go nie przyniosły rezultatu.

***
Półtora miesiąca po zamachu rodzina stolarza urządziła wspominki. Później przekazano Rosemary część odnalezionego portfela męża. Były tam m.in. karty kredytowe, karta ubezpieczenia społecznego i jej czarno-białe zdjęcie z czasów, gdy miała 18 lat, które stale nosił ze sobą. Cenne pamiątki przechowuje w drewnianym pudełku. Po odnalezieniu szczątków Józefa rodzina zorganizowała mu prywatny pogrzeb.
Co roku w rocznicę śmierci męża, gdy w Strefie Zero odbywają się uroczystości upamiętniające tragiczne wydarzenie, Rosemary na swój sposób łączy się duchowo z Józefem. – Przeżywanie tych chwil daje mi poczucie, że wciąż z nim jestem – zaznacza.

Autor: Jerzy Filipiuk

Jerzy Filipiuk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.