Podpalacz podłożył ogień w sześciu miejscach. Pomoc przyszła z nieba

Czytaj dalej
Fot. Jakub Pikulik
Jakub Pikulik

Podpalacz podłożył ogień w sześciu miejscach. Pomoc przyszła z nieba

Jakub Pikulik

- Cholernie trudna akcja! - mówili obecni na miejscu strażacy. W ciężkim terenie toczyli nierówną walkę z szybko rozprzestrzeniającym się ogniem.

W czwartek, 12 maja przed godziną 13 w Gorzowie rozległy się dźwięki strażackich syren. Wkrótce na niebie pojawiły się samoloty. Początkowo ciężko było skojarzyć te dwa wydarzenia. Ale wkrótce okazało się, że strażacy i samoloty walczą z dużym pożarem traw i lasu, do którego doszło po obu stronach ul. Dobrej (wylot na Kostrzyn). Ogień pojawił się w rejonie rezerwatu Gorzowskie Murawy, płomienie buchały też w lesie po drugiej stronie drogi.

- To bez wątpienia było podpalenie. Zlokalizowaliśmy ogniska pożaru w sześciu miejscach - mówi Piotr Pietkun, nadleśniczy Nadleśnictwa Bogdaniec, którego spotkaliśmy wczoraj na miejscu pożaru. - Trudno teraz mówić o stratach, jest na to za wcześnie. Najpierw musimy się uporać z pożarem. Wiemy, że są nim objęte ponad trzy hektary lasu.

Początkowo strażacy informowali, że z ogniem walczy pięć zastępów. Ostatecznie w akcji brało udział ponad 10 zastępów strażaków. - Cholernie trudna akcja! Jest gorąco, duże zadymienie, do tego działamy w trudnym terenie - mówili na miejscu naszemu reporterowi. Faktycznie, strażacy w pełnym rynsztunku musieli pokonywać strome wzniesienia, które były objęte pożarem. Teren był na tyle trudny, że wozy strażackie miały problem z dojazdem. Z tego powodu brakowało wody, a bez niej z gorąca roztapiały się węże. Pomoc nadeszła z nieba. Dosłownie! Do akcji włączono aż pięć samolotów gaśniczych dromader. Ich piloci najpierw przelatywali nisko nad lasem, wypatrując płonących miejsc, po czym wracali nad upatrzony fragment lasu i zrzucali wodę. Łącznie wykonały 25 lotów.

- Gdyby nie te samoloty, byłoby nam dużo trudniej. Dzięki wodzie zrzucanej z powietrza ogień tak szybko się nie rozprzestrzenia - mówili strażacy. Ogień ugaszono dopiero około 17. Sprawą podpalenia prawdopodobnie zajmie się policja.

Jakub Pikulik

Dziennikarzem "Gazety Lubuskiej" jestem od 2008 r. Niemal od początku moja praca w GL związana jest z działem internetowym. To obecnie najbardziej dynamicznie zmieniająca się dziedzina pracy dziennikarza. Zajmuję się sprawami całego regionu. Poruszam tematy społeczne, ekonomiczne i inne. Często przygotowuję materiały kryminalne, informacje dotyczące wypadków i głośnych akcji lubuskiej policji. Zajmuję się również sprawami dotyczącymi Kostrzyna nad Odrą i całego powiatu gorzowskiego.


A prywatnie? Mieszkam w podgorzowskiej Kłodawie. Interesuję się historią regionu. Uwielbiam górskie wycieczki piesze i rowerowe. Od kilku lat pasjonuję się też strzelectwem sportowym. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.