Prawo K., czyli dlaczego emerytka nie mogła pożegnać zmarłej siostry, a gliniarz groził jej mandatem za klęczenie pod cmentarzem

Czytaj dalej
Zbigniew Bartuś

Prawo K., czyli dlaczego emerytka nie mogła pożegnać zmarłej siostry, a gliniarz groził jej mandatem za klęczenie pod cmentarzem

Zbigniew Bartuś

Karolina zapadła się w traumie na siódmym piętrze wieżowca pośrodku ludnego, a jakby opustoszałego blokowiska. Płacze czwarty dzień. W Wielką Sobotę zmarła jej ukochana siostra. 67-latka od paru dni kaszlała i miała prawie 40 stopni gorączki. Podobno miała grypę, podobno z trudem łapała oddech, podobno w nocy stan nagle się pogorszył, podobno... Karolina nie wie. Nie mogła siostry zobaczyć i pożegnać. Ani w domu, ani w zakładzie pogrzebowym, ani w kaplicy, ani na cmentarzu. Pięcioosobowy rządowy limit przy grobowym dole wyczerpali: mąż zmarłej, jej trzy córki oraz syn. Karolina uklękła 150 metrów od nich, za ogrodzeniem nekropolii. Po trzech minutach, nie wiadomo skąd, zjawił się młody policjant: - Proszę się nie gromadzić – rzekł, choć była sama jak palec. Postukał dłonią w mandatownik.

Karolina rozpacza nad odejściem siostry i bolesnym niepożegnaniem. Ale źródłem jej traumy jest także władza – naginająca i łamiąca prawo wedle własnych upodobań i doraźnych potrzeb, niesprawiedliwa, pozbawiona zasad moralnych - prócz jednej: „wszystko co robimy MY jest słuszne i dobre.”

To władza nakazująca WSZYSTKIM zostać w domu i sypiąca karami, a zarazem ostentacyjnie, bez zachowania żadnych trybów i odległości, składająca wieńce pod pomnikami i na cmentarzach. Władza nie potrafiąca przez długie i tragiczne dnie zadbać o bezbronnych pensjonariuszy domów opieki, a kneblująca usta medykom ujawniającym dramatyczne braki sprzętowe i kasująca 30 procent w cłach i podatkach od deficytowej maseczki podarowanej szpitalom. Władza stająca w obronie zarodków, z których wyrosną na zawsze chore i zdeformowane istoty ludzkie, a mająca w pogardzie matki tych istot i same istoty, gdy te dojrzeją i staną się dorosłymi dziećmi.

Kto jest w Polsce źródłem prawa i sprawiedliwości? Kto wszczepia Polakom moralność Kalego? Kiedy klęcząca przy ogrodzeniu Karolina spytała młodego policjanta, na jakiej podstawie zamierza ją ukarać, odparł zdumiony: "To nie słyszała pani, co mówią w Wiadomościach?" Wiadomości jako źródło prawa. Wyborne. Nawet gliniarz wie, że to jest tylko przekaźnik. Kołchoźnik. Szczekaczka. Tuba.

W ostatnim numerze „Nowej Konfederacji”, najważniejszego nad Wisłą czasopisma, a zarazem think tanku konserwatystów (gorąco polecam!), profesor Artur Wołek, wybitny specjalista od ustroju, na co dzień prorektor w krakowskiej Akademii Ignatianum, pytany o źródła prawa w Polsce, mówi z przekąsem: „Jednym z nich jest konferencja prasowa premiera, a nie rozporządzenie. Niby wolno jechać na rowerze do pracy, ale w praktyce decyzja należy do policjanta, który nas zatrzymuje. A zastrzeżenia do takiego porządku prawnego są zbywane: „oj tam, oj tam, przecież mamy epidemię”.

Zwraca uwagę, że „oj tam, oj tam” to jest fundament państwa budowanego piaty rok przez PiS. „Epidemia się skończy, ale wedle tej logiki, znowu dowiemy się, że ważniejsze jest dobro narodu niż jakieś sztywne reguły prawne, które nie wiadomo komu służą” – przewiduje Wołek. I wyjaśnia, że prezesowi K. chodzi o jedno: stworzenie systemu, w którym PiS (i prezydent PiS) nie będzie mógł przegrać wyborów. W razie czego, można je przecież – w słusznej sprawie! - „skręcić”; niebawem, po przejęciu przez PiS Sądu Najwyższego, nie będzie już nikogo, kto patrzyłby władzy (czytaj: partii. czytaj prezesowi K.) na ręce. Celem jest zatem władza, która może nam i z nami robić, co chce. Oczywiście, wedle uznania pana K.

Około jednej trzeciej Polek i Polaków, wyznawców PiS, wcale to nie przeszkadza. Przeciwnie: uważają taki system za słuszny i lepszy od demokracji. To są prawdziwe sieroty po autorytarnym PRL-u. Niespecjalnie tego świadome, bo wyzywające innych, gdzie tylko się da, od komunistów i lewaków. Pan K. wie, że taka zaślepiona i zmobilizowana masa, scalana przez tych, których udało mu się zastraszyć lub kupić, całkowicie do rządzenia wystarczy. Broń Boże nie trzeba budować żadnej narodowej czy społecznej wspólnoty!

„Podczas epidemii rząd nie tylko nie oczekuje współpracy opozycji, ale ewidentnie mówi tylko do 30 procent Polaków popierających PiS. (…) A w jaki sposób rządy zachodnie przemawiają teraz do społeczeństwa? Mówią: potrzebujemy waszej współpracy, potrzebujemy zjednoczenia w tym szczególnym czasie. A zasadniczy przekaz, który płynie od polskiego rządu, jest inny. To przede wszystkim zakazy: jak będziecie się zachowywać tak, jak we Włoszech, to wszyscy pomrzemy. I ten dyskurs centralnej władzy bardzo szybko schodzi na niższy poziom" – zauważa profesor Wołek.

I wyjaśnia: „Polowania policji na rowerzystów nie są dziełem jakichś pojedynczych psychopatów, ale rząd dokładnie wstrzelił się w typowy sposób myślenia biurokracji. Trzeba wykazać się jakąkolwiek aktywnością, pokazać, że my tu w terenie energicznie działamy, a cel tego działania i jego skutki nie są ważne, bo nie z tego będziemy rozliczani. To jest produkcja „dupochronów”, a nie realne działania ochraniające ludzi. I tam na dole te dwa poziomy naszego nieprzygotowania na epidemię spotykają się: lekarze ratują ludzi, pozbawieni podstawowych środków ochrony, a administratorzy ze służby zdrowia produkują usprawiedliwienia, dlaczego system nie działa. Nauczyciele męczą się nad przygotowaniem do zdalnego nauczania na własną rękę, a kuratoria raportują, jak to szkoły są świetnie przygotowane”.

W kreowanej przez władzę atmosferze do klęczącej pod cmentarzem Karoliny podchodzi posterunkowy z mandatem, a hodowany na złości, zawiści i strachu wyborca PiS radzi nieszczęsnej: „Trza było tam nie leźć”. Hejtuje też - w imię patriotycznych rzekomo wartości - tych rodaków, którzy ośmielili się w ostatnim miesiącu wrócić z zagranicy; widzi w nich nie bliźnich, którzy utknęli w rowie w oczekiwaniu na pomoc dobrego samarytanina, lecz - "zdradzieckie mordy - źródło zarazy".

Ów "zwykły człowiek", główny bohater "narodowej" narracji PiS, będzie tak myśleć dopóty, dopóki sam nie straci siostry, brata, żony, syna, córki… Ale to będzie przecież doświadczenie jednostkowe. A dla prezesa K. liczy się suweren jako całość. Liczy się w tym sensie, że jest idealnym mięsem armatnim zapewniającym jedynie słusznej partii utrzymanie władzy.

Zbigniew Bartuś

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.