Problemem Gorzowa są tzw. biedni pracujący [rozmowa]

Czytaj dalej
Jarosław Miłkowski

Problemem Gorzowa są tzw. biedni pracujący [rozmowa]

Jarosław Miłkowski

Rozpoczynają się konsultacje z mieszkańcami nad programem „Polityka społeczna Gorzowa 2023+”. Prace nad nim koordynował Wojciech Kłosowski.

Za siedem lat centrum będzie tętniło życiem, a dbanie o zdrowie to będzie znak firmowy Gorzowa – czytam w tym dokumencie. Trochę idealistyczna ta wizja...
Takie sformułowania potrzebne są gorzowianom, którzy chcą sobie wyobrazić przyszłość. Ta wizja nie jest obietnicą, że my to wszystko na 100 proc. zrobimy. Ona jest deklaracją zamiaru.

Ale jak to zrobić? W tym samym dokumencie czytam też, że w 2011 r. było 7 122 gorzowian korzystających z pomocy społecznej, a rok temu – już 7 971 osób. Rośnie też liczba ubogich, których pięć lat temu było 1 767 osób, a rok temu już 2 340. Prognozowany spadek liczby ludności do 101 tys. mieszkańców w 2050 r. tylko dopełnia pesymistycznego obrazu naszego miasta...
Takie są realia w Gorzowie. Wśród miast sobie podobnych, czyli między 100 tys. a 150 tys. mieszkańców, gdzie są tradycje poprzemysłowe, Gorzów jest jednym z najbiedniejszych miast. Ale, paradoksalnie, jest miastem z niską stopą bezrobocia, bo 6 proc. Diagnoza tego jest taka: to nie bezrobocie jest w mieście głównym problemem. Problemem Gorzowa jest zatrudnienie na bardzo złych warunkach za bardzo niskie pieniądze, tzw. biedni pracujący. To osoby, które pracują, ale za swoją marną płacę nie bardzo mogą godziwie żyć. Trzeba nastawić się na długofalową politykę łagodzenia skutków takiej sytuacji. Musimy się zastanowić, jak pomóc tym rodzinom, które mają mało pieniędzy, ale na tyle „dużo”, że przekraczają kryterium dochodowe i nie łapią się na zasiłek społeczny.

No to jak mamy pomóc?
Pan by pewnie chciał odpowiedź prostą, ale ona byłaby nieuczciwa. To, że ludzie są w ciężkiej sytuacji społecznej, zależy nie tylko od ich dochodów, ale też od tego, czy czują się szanowani, doceniani. Jeżeli nie możemy im stworzyć lepszych miejsc pracy, to stwarzajmy im lepsze warunki. Przykład dotyczy choćby żłobków. One są dla tych matek, które już pracują. Trzeba więc wprowadzić system, który pozwoli najpierw oddać dziecko do żłobka, a później szukać pracy.

To tylko jeden z wielu problemów. Jaki jest największy?
Największe wyzwanie to polityka mieszkaniowa. Gorzowianie nie mają szans na kupienie mieszkania na rynku, nie mają szans na wynajem i nie mają zdolności kredytowej. Dlatego trzeba mieć program budownictwa komunalnego na wynajem. To musi być oferta i dla młodych, i dla tych, którzy już mają emeryturę. Miasto musi się poczuć współodpowiedzialne za sytuację mieszkaniową gorzowian. Przydałby się też wielki program obywatelsko-edukacyjny dotyczący dumy z własnego miasta. Kto przyjeżdża do Gorzowa, zauważa, że ma ono kompleks Zielonej Góry. To kotwica u nogi. My powinniśmy kochać Gorzów taki, jakim jest. Gorzowianie muszą uczyć się w szkole o historii Gorzowa. Kluczem do rozwoju są przecież mieszkańcy. A jeśli nie będziemy dumni z miasta, nie dziwmy się, że wyjeżdżają oni w świat.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.