Prof. Barbara Strzałkowska: W Adwencie czekamy na kochającego Boga, który przyjmuje nas z naszymi grzechami i słabościami

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Anita Czupryn

Prof. Barbara Strzałkowska: W Adwencie czekamy na kochającego Boga, który przyjmuje nas z naszymi grzechami i słabościami

Anita Czupryn

Jako chrześcijanie wierzymy, że Ten, który przychodzi, jest nam życzliwy, chce dzielić z nami nasze życie, nasze radości i nasze trudy. Jest Tym, który wybawia nas z grzechu, ze śmierci i wyprowadza ku życiu. Zatem kluczem do zrozumienia czasu Adwentu jest pojęcie właśnie tego radosnego oczekiwania – mówi prof. Barbara Strzałkowska, biblistka i teolog z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Co tak naprawdę znaczy słowo „Adwent”?

Prof. Barbara Strzałkowska: W Adwencie czekamy na kochającego Boga, który przyjmuje nas z naszymi grzechami i słabościami
Materiały prasowe Barbara Strzałkowska, profesor Instytutu Nauk Teologicznych Wydziału Teologicznego UKSW: Przyjście Pana jest darmowe. Przychodzi, bo nas kocha, chce nas wybawić. Nie musimy sobie w żaden sposób na Pana Boga zasłużyć

Adwent to znaczy przyjście. Czekamy na przyjście Chrystusa, na to przyjście, które co roku upamiętnione jest w Boże Narodzenie. Upamiętniamy wówczas przyjście Boga na świat, Boga, który stał się człowiekiem. Przyjście w Adwencie ma też inny wymiar, który dotyczy naszego życia i oczekiwania na przyjście Chrystusa, który w teologii nazywamy paruzją, czyli w czasach ostatecznych. Można by powiedzieć, że to oczekiwanie wpisane jest w istotę chrześcijaństwa. My wszyscy jesteśmy w drodze do domu Ojca, wiemy, że nasze ziemskie życie ma swoje ograniczenia i wszyscy czekamy na spotkanie z Bogiem, który przychodzi, który nas kocha i chce z nami być. Myślę, że to jest kluczowe – to oczekiwanie nie ma znamion nerwowości, nie jest oczekiwaniem z przerażeniem. To ma być radosne czekanie na przyjście Pana. Przecież jako chrześcijanie wierzymy, że Ten, który przychodzi, jest nam życzliwy, chce dzielić z nami nasze życie, nasze radości i nasze trudy. Jest Tym, który wybawia nas z grzechu, ze śmierci i wyprowadza ku życiu. Zatem kluczem do zrozumienia czasu Adwentu jest pojęcie właśnie tego radosnego oczekiwania. W naszym czekaniu na Pana Jezusa nie powinno być niczego nerwowego, żadnej trwogi z tego powodu, że oto zbliża się.

Wielu jednak widzi w Adwencie analogię do Wielkiego Postu, Adwent kojarzy się im z pokutą, nie z radością. Jak to pogodzić

Na pewno przygotowanie naszych serc i naszych domów na spotkanie z Panem może wiązać się z jakiegoś rodzaju postanowieniami, z pragnieniem nawracania się, ale czas Adwentu jest zupełnie inny niż czas Wielkiego Postu. Nie chodzi tutaj o wyrzeczenia, ale o podkreślenie tego, co jest istotą nadziei chrześcijańskiej. Czekamy na kochającego Boga, który przyjmuje nas, z naszymi grzechami i słabościami, który przychodzi, by nas z nich wybawiać. Jeśli tego chcemy. Pamiętajmy, że Jezus, kiedy nauczał w czasie swojej działalności publicznej, mówił: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają”. Siadał z grzesznikami, celnikami. Przychodzi też do nas, w jakiejkolwiek kondycji byśmy się nie znajdowali, przynosząc nam wielką nadzieję. Naszym zadaniem jest na tę nadzieję się otworzyć. Jeśli w taki sposób zrozumiemy nasze oczekiwania adwentowe, że oto przychodzi do nas Ten, który daje nadzieję, miłość, wszystko co dobre, który przychodzi nas wybawić, to myślę, że ta pedagogika, która może kiedyś mocniej akcentowana była w Kościele – pedagogika pewnego lęku – powinna zostać zastąpiona przez prawdę Ewangelii. Chrystus przychodzi aby nas wybawić. Oczywiście, kiedy czekamy na ważnego gościa, dobrze jest się przygotować, przygotować swoje serce, swój dom. Dobrze jest być gotowym. Ale nie czekajmy na Pana Boga jak na kata, który przychodzi, bo to zupełnie nie ma nic wspólnego z Ewangelią. Trzeba na nowo odkryć tę prawdę o tym, że Ewangelia oznacza Dobrą Nowinę.

Mówi Pani o przyjściu, ale Adwent rozumiany jest też jako czuwanie. Mamy pozostawać czujni. Jak w tym kontekście widzieć to czuwanie?

Tak jak czekamy na kogoś, kto ma przyjść do naszego domu; kiedy bardzo czekamy na takiego gościa, to przygotowujemy się, przygotowujemy potrawy i kontekst spotkania. Myślę, że dokładnie tak trzeba też czekać na Pana Boga, który przychodzi do nas w gościnę, chce dzielić nasze radości i nasze trudy, chce po prostu dzielić z nami nasze życie, wchodzić w nie. Tak bardzo nas miłuje, chce być tak blisko nas, że staje się jednym z nas. W czasie Bożego Narodzenia, kiedy będziemy przeżywać te prawdę, niezwykłe jest to, że Bóg, Stwórca świata, staje się człowiekiem, bezbronnym dzieckiem. Jest w tym niesamowita prawda bliskości i miłości Boga do człowieka. To adwentowe oczekiwanie ma właśnie wymiar przeogromnej nadziei. Jest przepiękny wiersz księdza Jana Twardowskiego, „Czekanie”. Można go odnieść do tego adwentowego czasu. „Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem/ o swym panu myśli/ i rwie się do niego/ na dwóch łapach czeka/ pan dla niego podwórzem, łąką lasem domem/ oczami za nim biegnie/i tęskni ogonem/ pocałuj go w łapę/ bo uczy jak na Boga czekać”.

Piękny wiersz!

Jest w nim coś poruszającego. Takie powinno być – symbolicznie oczywiście – czekanie na Pana w wymiarze chrześcijańskim. Oczywiście, dobrze jest przygotować serce na to spotkanie, a zatem iść do spowiedzi…

O to właśnie chciałam zapytać: jak się przygotować?

Dobrze więc jest pójść do spowiedzi. Dobrze jest uczestniczyć w pięknych liturgiach adwentowych, zwłaszcza w roratach. Nie jest to łatwe, bo trzeba wstać bardzo rano, ale jest w tym pewien symbol, że jeszcze w ciemności idziemy do kościoła, ale tam, ze świecą roratnią czekamy na światło, które przychodzi. Dobrze mieć w domu wieniec adwentowy i cztery świece, które zapalamy w każdym tygodniu, bo czas Adwentu wyznaczają cztery kolejne niedziele. Te tygodnie przygotowania są tym czasem, od którego w dużej mierze zależy, jak potem przeżyjemy Boże Narodzenie. Być może dlatego wielu kojarzy się ten czas z jakimiś praktykami pokutnymi, bo to przygotowanie może wiązać się z pewnym trudem. Ale z drugiej strony to jest przygotowanie na piękne spotkanie; na nadzieję, która przychodzi; na światło, jakie wkracza w nasze życie, choćby było ono spowite w różnych ciemnościach. Przypomina mi się utwór pani Antoniny Krzysztoń, kiedy śpiewa zdanie, które sobie w Adwencie często przywołuję: „Jest takie czekanie, które już jest spotkaniem”. W jakimś sensie my przecież nie udajemy, że Pana Boga nie ma, że On dopiero przyjdzie. Wiemy, że On jest.

Adwent ma nam też przypominać o potrójnym przyjściu Pana Jezusa. Jak to rozumieć?

Po pierwsze przypomina nam o Bożym Narodzeniu, które upamiętnia to, co zdarzyło się już ponad dwa tysiące lat temu w Betlejem: o przyjściu Pana do człowieka Przypomina nam także o tym, że dziś Jezus przychodzi do naszego życia, w tych okolicznościach, w jakich żyjemy. A w końcu jest też wymiar, w teologii nazywany eschatologicznym, czyli ten, który dotyczy przyjścia Pana u końca czasów. Jako chrześcijanie przeżywamy wszystkie trzy wymiary. Codziennie w modlitwie „Ojcze nasz” modlimy się, choć nie wiem, czy zupełnie świadomie: „Przyjdź Królestwo Twoje”. Czekamy na to, żeby Pan Jezus przyszedł, choć czasem zastanawiam się, czy gdyby rzeczywiście zapytać ludzi, czy chcą, aby Pan Jezus przyszedł już dzisiaj, to czy tego by chcieli, czy raczej może powiedzieliby: „Oj, może za chwilę, mamy tu jeszcze, na tym świecie, dużo do zrobienia”. Dobrze się zastanowić w Adwencie nad tym, jak my czekamy i czy czekamy. I – co najważniejsze – na Kogo czekamy.

To jest też czas, który ma nas uwrażliwić również na to, by dostrzec Pana Jezusa w drugim człowieku – w sąsiedzie, koleżance z pracy, złośliwej pani w „Żabce”?

Dobrze to Pani zauważyła, rzeczywiście tak jest. Myślę, że kiedy spodziewamy się przyjścia kogoś ważnego, to chcemy tę naszą radość dzielić też z innymi. Kluczem do przeżywania Adwentu jest to, że z jednej strony cieszymy się w naszym sercu, cieszymy się z naszymi bliskimi, z tego, że Pan przychodzi, że On dla naszego życia ma Dobrą Nowinę i to jest źródłem naszej radości i pociechy, ale zarazem, kiedy On faktycznie przemienia nasze życie i faktycznie jest źródłem pociechy, to jest czymś naturalnym, że radosnymi wiadomościami chcemy dzielić się z innymi. Chcemy świadczyć o tym, że to rzeczywiście nadaje sens naszemu życiu. Dobrze jest w czasie Adwentu dzielić się przede wszystkim radością wiary z innymi. Radością tego oczekiwania. A oczywiście za tym dzieleniem radością wiary musi iść zawsze praktyka życia, bo może ktoś inny potrzebuje jeszcze czegoś innego, zanim będzie mógł się ucieszyć tą samą nadzieją, która jest naszym udziałem, może potrzeba mu po prostu pomóc w jakiś bardzo ludzkich wymiarach. Przed Bożym Narodzeniem są różne akcje, w które można się włączyć – dzielenie ma to do siebie, że kiedy dzielimy się radością, miłością i dobrem, to one zarazem pomnażają się w nas. Czyli dzielenie staje się mnożeniem.

Jak pani patrzy na imprezy w Adwencie – wszystkie te firmowe wigilie, zakładowe śledziki, koleżeńskie spotkania opłatkowe, które organizowane są przecież w czasie Adwentu?

Odpowiem na to – nie bądźmy już takimi purystami! Wiadomo, że w Święta nikt się ze swoimi pracownikami nie spotka, zostawiając swoich bliskich. Jeżeli więc takie spotkanie jest w pracy zorganizowane przed Świętami – to dobrze! Radziłabym jednak nie nazywać go wigilią, bo to konkretne określenie wieczoru poprzedzającego dzień świąteczny, więc ten zostawmy już dla konkretnego dnia – ale nazywajmy je na przykład spotkaniem opłatkowym. Przecież dobrze jest w tych kontekstach, w których jesteśmy w świecie – w pracy, w rozmaitych grupach, w których funkcjonujemy – spotkać się i dzielić radością i dobrem, które ten czas niesie. Z pewnością dzielenie radości nie zaszkodzi nikomu, wręcz przeciwnie, myślę, że ono też buduje miłą i dobrą atmosferę i może stać się elementem przygotowania nas na to, co przyjdzie i co będzie pełnią radości w same Święta.

Nie prezenty, ale spotkania są istotą tych świąt. Spotkania rodzinne i…

… spotkania rodzinne i przede wszystkim spotkanie z Panem Bogiem, który potrafi te nasze, czasem niełatwe, rodzinne relacje przemieniać, a przede wszystkim nas przemieniać, abyśmy mogli z cierpliwością, miłością, taką, jak On ma do nas, dzielić czas z innymi. Nie zapominajmy o tym, że w Bożym Narodzeniu chodzi o Boże Narodzenie, a w Adwencie – na czekanie na Tego, który przychodzi, czyli na Pana Boga. Ten wymiar jest absolutnie najważniejszy; on warunkuje też te wszystkie inne, radosne aspekty, które w Święta przeżywamy.

Adwent kończy się 24 grudnia, a kiedy zaczyna? Czy jest to 1 grudnia, czy pierwsza niedziela grudnia, czy może sobota, przed pierwszą niedzielą?

Adwent zaczyna się nieszporami poprzedzającymi pierwszą niedzielę nowego roku liturgicznego. Zaczynamy zatem nowy rok liturgiczny i od razu przypominamy sobie to, co najistotniejsze. Można by powiedzieć, że tak jak w Nowy Rok robimy sobie różne postanowienia, tak i Adwent przypomina, że póki żyjemy na tym świecie, mamy czas i sposobność żeby zaczynać od nowa.

W Kościele katolickim wprowadzono Adwent w IV wieku. Jak on był wówczas praktykowany?

Rzeczywiście, wiemy, że wprowadzono go wtedy, kiedy ostatecznie ustalono datę przeżywania Bożego Narodzenia. Mamy bardzo skąpe informacje o tym, jak wyglądał wówczas ten święty czas oczekiwania na Boże Narodzenie, niewiele wiemy o liturgiach tego czasu. Wiemy jednak, że taki czas oczekiwania na przyjście Pana był. Wiadomo, że w czasie Adwentu przypominano teksty proroków Starego Testamentu, wśród których najważniejszy jest prorok Izajasz. On nie tylko zapowiada przyjście Mesjasza, ale przywołuje rozmaite okoliczności, także niełatwe losy Izraelitów i nadzieję, jaką w tych trudnych czasach przynosił im Pan Bóg. To oczekiwanie na wybawienie staje się w sumie istotą Adwentu i istotą naszego życia chrześcijańskiego. Adwent w tym znaczeniu zawsze ma też ten wymiar mocno i konkretnie odnoszący się do naszego życia.. Ten czas jest po to, żeby sobie to uświadomić.

Czy Adwent to jest też dobra pora do nawrócenia?

Zawsze jest dobra pora do nawrócenia. Ale Adwent w szczególności jest takim czasem, w którym dobrze jest znaleźć chwilę, żeby zastanowić się nad naszym życiem i zastanowić się nad tym, czym jest wiara w naszym życiu. Kim jest dla naszego życia Pan Bóg? Jeśli jest On – a jest – nadzieją dla naszego życia, Kimś, kto nadaje temu życiu sens – to wtedy, myślę, takie uświadomienie jest najlepszą okolicznością do tego, żeby się nawracać; żeby zmienić sposób myślenia. Żeby przygotować w ten sposób dla Niego miejsce w swoim sercu.

Wrócę jeszcze do tych przygotowań. Mają one dwa wymiary – ten wewnętrzny, o którym Pani mówi, ale również i zewnętrzny, do którego należy na przykład sprzątanie, wymiatanie, mycie. Ile by nie było memów o tym, że Pan Jezus przyjdzie sprawdzić, czy w domu są umyte okna…

… gdyby tylko o to chodziło, to wszyscy mielibyśmy te okna czyste.

Oczywiście, ale przygotowania dotyczą również tego, że my sami też się lepiej czujemy, kiedy nasza zewnętrzna przestrzeń jest wysprzątana, wymyta, uporządkowana.

Oczywiście, takie porządkowanie przestrzeni nam również jest potrzebne. Ono jest też pewnym symbolem porządków, które dokonujemy wewnętrznie. Od wielu lat mam w domu wieniec adwentowy. Staram się każdego dnia Adwentu zapalić świecę danego tygodnia, otwieram wtedy Pismo Święte i myślę sobie, że teraz mam te 10 czy 15 minut – a każdy z nas jest chyba w stanie wysupłać tyle czasu dla Pana Boga dziennie – i jest to ten czas, by usiąść w ciszy, pomyśleć, popatrzeć na światło. Czas listopadowo-grudniowy nie jest najłatwiejszy, bo w ciemności wszystko wydaje się trudne, ale to światło świecy adwentowej jest symbolem tego światła, które przyjdzie od Bożego Narodzenia. Pamiętamy, że od tego momentu dni będą już coraz dłuższe, taki jest też symbol daty Bożego Narodzenia, że oto rodzi cię Syn Boży, Bóg Wcielony i od tego momentu dni dla nas stają się coraz jaśniejsze, dnia przybywa. Kiedy patrzę na świece adwentowe, czytam Słowo Boże to próbuję swoje życie przygotować na przyjście Pana. Nie oszukujmy się – to Pan Bóg przychodzi do nas pierwszy, nie jest tak, że jakimś perfekcjonizmem ani w zewnętrznym, ani w wewnętrznym tego słowa znaczeniu zasłużymy na przyjście Pana. Nie. Przyjście Pana jest darmowe. On przychodzi, bo nas kocha, bo chce nas wybawić. Nie musimy sobie w żaden sposób na tego Pana Boga zasłużyć, ani czystymi oknami, ani perfekcjonizmem w życiu duchowym, bo to zupełnie nie o to chodzi.

Anita Czupryn

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.