Prof. Wojciech Roszkowski. Kto się boi mojego HiT-u?

Czytaj dalej
Fot. PAP
Wojciech Roszkowski

Prof. Wojciech Roszkowski. Kto się boi mojego HiT-u?

Wojciech Roszkowski

To było tak niedawno, że mało kto już pamięta. Przez to łatwo jest ludziom wmawiać, że było inaczej niż było. Kto się więc boi historii najnowszej? Najbardziej boją się jej niektórzy politycy i medialni celebryci. Ci, co boją się najmniej, wręcz chcą uczyć się historii najnowszej. Bowiem nie tylko wiedza o niej jest ich sojuszniczką, ale ugruntowywać to może w społeczeństwie zdrowe odruchy. Historia jest bowiem nauczycielką życia, nie tylko konkretnych racji, ale także sposobu oceny rzeczywistości.

Praktycznie wszyscy rozdzierają w Polsce szaty nad marną znajomością historii najnowszej w młodym pokoleniu. Świadczy to o tym, że w tym zakresie szkoła nie spełniła swojego zadania. Zajęcia z historii kończyły się praktycznie na II wojnie światowej, a "wiedza o społeczeństwie" była czczą teorią oderwaną od rzeczywistości. Metodyka nauczania polegała na bombardowaniu ucznia diagramami, tabelkami i ramkami, zamykającymi drogę do kojarzenia faktów z ogólniejszymi pojęciami. Ministerstwo Edukacji i Nauki podjęło słuszną decyzję o stworzeniu nowego przedmiotu, nazwanego "historia i teraźniejszość". Sama nazwa pokazywała jego istotę i sens.

[polecany]23722707[/polecany]

Jak powiadają "uderz w stół, nożyce się odezwą". I od razu odezwali się ci, którzy historii najnowszej najbardziej się boją. Ileż to było wybrzydzania na nowy przedmiot! Jakiż to bałamutnych argumentów używano, by rzecz sparaliżować. Czy nie chodziło o to, by utrzymać w młodym pokoleniu ów błogi stan niepamięci i niewiedzy, tę próżnię, w którą można wmontowywać każde kłamstwo? Pierwszy etap kampanii na rzecz niepamięci skończył się porażką. Czekano więc na nową możliwość.

Trolle w akcji, wszystkie chwyty dozwolone

Pojawił się pierwszy podręcznik na rynku, którego jestem autorem, a oficyna "Biały Kruk" wydawcą. Trudno być sędzią we własnej sprawie, ale warto jednak przyjrzeć się, co zrobiono dalej z HiT-em. Od razu ruszono z "dyskusją", która miała dwa poziomy. Na tym pierwszym atakowano Polaków pseudo-merytorycznymi argumentami, opartymi na kłamstwach i manipulacjach. Na przykład insynuowano, że porównuję feminizm do nazizmu. Twierdzono, że zohydzam muzykę rozrywkową, a wreszcie w najbardziej obrzydliwy sposób usiłowano dowieść, że pisząc o "produkcji" dzieci w laboratoriach ranię uczucia dzieci poczęte metodą in vitro. Notabene, termin ten nie padł ani razu w moim tekście. Czyżby nie słyszano o eksperymentach na zarodkach? Ponadto - kto mówi najgłośniej o "prawach reprodukcyjnych"? W Parlamencie Europejskim broni się tychże w prawie w każdej rezolucji. Czy o ranienie dzieci in vitro nie trzeba oskarżyć przede wszystkim tego organu? Na poziomie drugim uruchomiono falę anonimowych trolli, którzy obsypywali wydawnictwo i mnie oszczerstwami, inwektywami, a nawet zawoalowanymi groźbami.

”Odebrać tytuł profesora”

W owej "dyskusji" jedynym polem wartym zastanowienia była moja metoda opowiadania historii przy minimalizacji wszystkich owych "nowoczesnych" form rozpraszania uwagi ucznia. Całą reszta "argumentów" była wyssana z palca i w gruncie rzeczy została wpleciona w początek kampanii przedwyborczej. Jak wiadomo, w takich kampaniach nie ma żadnych skrupułów. Podczas gdy wyraźnie odwoływałem się do kryteriów logicznych i etycznych w ocenach historii, atakowano mnie za ideologizację nauki. Pytanie, jak nazwać ideologię opierającą się na logice i etyce oraz jak nazwać ideologie, które się im sprzeciwiają. Święte oburzenie wyrażali uczeni nie znający tekstu i zawsze skorzy do wyrażania pięknie brzmiących potępień.

Ludzie podpisujący się własnymi nazwiskami pisali, że podręcznik winno się stawiać koło "Mein Kampf", że się "sputinizowałem" lub że stoję w jednym domu z Aleksandrem Duginem, ideologiem zbrodniczego Kremla. W prywatnych mailach domagano się odebrania mi tytułu profesorskiego, nie mówiąc już o wulgaryzmach gwałcących ortografię.

Nasz podręcznik odśpiewał nawet pewien młody człowiek w serwisie youtube. Ot na wzór słynnego pastiszu "Dekretu o stanie wojennym" Piwnicy pod Baranami (tak, Drodzy Państwo, wszystko już kiedyś było…). Zyskał, i owszem, chwilę internetowej sławy, ale obok popularyzacji zawartych w książce tez pieśń jego rodzi refleksję z Gogola rodem - "z czego się śmiejecie, z siebie się śmiejecie". I na końcu powstaje w nas pytanie: kiedy już wszystko obśmiejemy, co nam pozostanie?

[polecany]23725435[/polecany]

W tym szaleństwie nie brakowało także statystyk, na przykład zabawnego sondażu, w którym podobno 73% Polaków wyraziło dezaprobatę dla naszego podręcznika. Problem w tym, że w innym sondażu sprzed dwóch miesięcy, poważnym, bo opartym na dużej próbie, stwierdzono, że tylko 44% Polaków przeczytało w ostatnim roku choćby jedną książkę. Czyżbym więc w ciągu wakacji prawie podwoił stan czytelnictwa w Polsce?

Podręcznik bestsellerem – rozum zatriumfuje!

Cóż więc dalej zrobić z HiT-em? Kampania, którą można śmiało nazwać Wielką Manipulacją, doprowadziła do praktycznego wyeliminowania podręcznika ze szkół. Warto przyjrzeć się też temu, jak w praktyce wyglądały decyzje szkół. Widać bowiem wyraźnie, że tu także działały mechanizmy zastraszania. Ale czy aby na pewno muszę czuć się przegranym, skoro już pojawił się tzw. efekt Streisand i oto nasz podręcznik staje się prawdziwym bestsellerem. Gdy kurz bitewny opadnie, a szersze rzesze czytelników, w tym rodziców, przeczytają książkę, nie wątpię, że świat znów stanie na nogi, a i rozum zatriumfuje!

Wojciech Roszkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.