Profesor Stanisław Mazur: Co robić z falą migrantów u bram Europy. (Post)pandemiczne rozmowy Bartusia z Mazurem – odcinek 5

Czytaj dalej
Fot. LEONID SHCHEGLOV/AFP/East News
Zbigniew Bartuś

Profesor Stanisław Mazur: Co robić z falą migrantów u bram Europy. (Post)pandemiczne rozmowy Bartusia z Mazurem – odcinek 5

Zbigniew Bartuś

- Musimy jasno oddzielić dwie kwestie: uchodźców, którym bezwzględnie należy się pomoc z powodów czysto ludzkich oraz z uwagi na wymogi prawa międzynarodowego, oraz migrantów ekonomicznych. W przypadku tych drugich wiele krajów od lat stosuje politykę selektywnego doboru tych, którzy są najbardziej potrzebni, głównie gospodarce – mówi prof. Stanisław Mazur, badacz polityk publicznych, rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie

- Chciałem pana, specjalistę od polityk publicznych, zapytać o dobrą politykę wobec imigrantów i uchodźców, ale… Czy w ogóle da się o tym rozmawiać w Polsce naukowo, na zimno?
- To bardzo trudne nie tylko u nas, ale i w całej Europie, w świecie zachodnim. Emocje są silne z powodów czysto ludzkich. Równocześnie temat jest eksploatowany w rozgrywkach politycznych wewnątrz krajów. Nakładają się na to regulacje prawa międzynarodowego.

- Które my, Europejczycy, współtworzyliśmy.
- Tak jest. Zatem powinniśmy ich przestrzegać.

- Te „czysto ludzkie” powody są jakie?
- Każdy przyzwoity człowiek cierpi widząc rodziny, w tym dzieci, wynędzniałe, przemarznięte, głodne. Pomoc potrzebującym jest naturalnym odruchem Europejczyka, chrześcijanina. Więc te straszne obrazy, dramatyczne wieści napływające z unijnych granic, ostatnio z polsko-białoruskiej, są źródłem traumy Europejczyków, nie tylko Polaków.

- To nie są obrazy nowe. Od lat słyszymy o tysiącach nieszczęśników pukających do bram lepszego świata. O wypełnionych nimi łódkach, odpychanych od brzegów Europy czy Australii. Liczba tych, którzy utonęli na samym tylko Morzy Śródziemnym, sięga 20 tysięcy… Czyja to wina?
- To ważne pytanie. Poza naturalnym czysto ludzkim odruchem ratowania tych ludzi powinniśmy się zastanowić, dlaczego oni do Europy przybywają, a zarazem nad tym, dlaczego coraz większy odsetek Europejczyków tego nie chce. W przestrzeni publicznej dominują bardzo proste odpowiedzi, w większości fałszywe.

- Zacznijmy więc może od tzw. twardych danych. We Francji wśród 66 mln mieszkańców jest 6,5 mln muzułmanów i ok. 5,2 mln imigrantów z krajów niemuzułmańskich. W 60-milionowej Wielkiej Brytanii imigranci i ich dzieci stanowią blisko 20 proc.; ponad 5,3 proc. to Urdu, 1,5 proc. Polacy, 0,6 proc. Chińczycy, 0,6 proc. Rumuni. W 60-milionowych Włoszech, które były przez 100 lat krajem rekordowej emigracji (wyjechało 26 mln obywateli) jest 5,2 mln imigrantów, głównie z Rumunii, Albanii, Maroka, Chin. Federalny Urząd Statystyczny w Wiesbaden podał właśnie, że cudzoziemskie korzenie ma 26,7 procent ludności w Niemczech, czyli 21,9 mln osób. Najwięcej jest wśród nich Turków, Polaków i Włochów. W 10-milionowej Szwecji imigranci stanowią prawie jedną piątą ludności, przy czym ów odsetek niemal podwoił się od początku stulecia. Najwięcej jest Syryjczyków, Irakijczyków, Finów, Polaków i Irańczyków. W 5,5-milionowej Norwegii imigranci – głównie Polacy, Litwini, Somalijczycy, Szwedzi i Pakistańczycy – stanowią 15 proc. społeczeństwa. W 5,8-milionowej Danii jest 600 tys. imigrantów, z czego 58 proc. „pochodzenia niezachodniego”…
- Warto zwrócić uwagę, że w przywołanych przez pana zestawieniach są Polacy. Sądzę, że gdybyśmy nie weszli do NATO, a zwłaszcza do Unii Europejskiej, bylibyśmy źródłem jeszcze większej fali migracji na Zachód.

- Tymczasem dziś, jako członek UE, mamy migrantów u bram. A w krajach otwartych dotąd na imigrację nasiliły się nastroje antyimigracyjne.
- Faktem jest, że w wielu miejscach wyborcy domagają się od polityków ograniczenia fali uchodźców i imigrantów ekonomicznych. Warto przypomnieć, że nastroje antyimigranckie, skierowane przeciwko przybyszom z Europy Wschodniej, w tym Polakom, przyczyniły się do wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

- Teraz w słynącej z dobrobytu Danii rządząca od dwóch lat lewicowa ekipa zaostrzyła politykę rozpoczętą przez prawicowych poprzedników: z jednej strony robi wszystko, by ograniczyć napływ nowych imigrantów, finansując obozy poza Europą, z drugiej wprowadza ustawowy przymus dekoncentracji skupisk imigrantów „niezachodnich”, żeby w miastach i dzielnicach nie tworzyły się getta funkcjonujące w kontrze do duńskich wartości. Wielu obserwatorów uważa, że właśnie w Kopenhadze wykuwają się zręby nowej europejskiej polityki wobec migrantów.

- Z pewnością mamy do czynienia z bardzo silną reorientacją polityki migracyjnej większości europejskich rządów i w tym kontekście trzeba powiedzieć, że to, co robi rząd polski, wpisuje się w pewien trend. Kluczowe wydaje się pytanie o powody tego zwrotu. Podstawową praprzyczyną jest dotkliwa porażka dotychczasowego, z gruntu liberalnego, eksperymentu polegającego na próbie zintegrowania ludzi pochodzących z różnych obszarów kulturowych i cywilizacyjnych w oparciu o – skądinąd słuszne - założenie, że wszystkie te kultury są równe i powinny mieć takie samo prawo do funkcjonowania i rozwijania się. Ten eksperyment się nie udał, bo z powodu licznych błędów i zaniedbań w wielu miejscach nie doszło do pożądanej przez władze integracji, a zaczęły się nawarstwiać problemy.

Zbigniew Bartuś

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.