Protestowali. Nie chcieli fermy. A ona i tak będzie?

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Koleśnik
Łukasz Koleśnik

Protestowali. Nie chcieli fermy. A ona i tak będzie?

Łukasz Koleśnik

Wszystko wskazuje na to, że protesty we wsi Granice nie poskutkowały. Dlaczego?

Już od ponad roku w Granicach mieszkańcy walczą, aby przy ich domach nie powstała ferma indycza. Może się okazać, że cały ich wysiłek pójdzie na marne.

- Trwają postępowania, jednak inwestor zbija wszystkie argumenty - mówi wójt gminy Maszewo, Dariusz Jarociński. Włodarz dodaje, że jak tak dalej pójdzie, to gmina będzie musiała wydać decyzję, która pozwoli na wybudowanie fermy indyczej w Granicach.

Mieszkańcy niewielkiej wsi mówią, że czekają na decyzje. Podkreślają jednak, że nie będą składać broni.
- Niezależnie od tego co zrobi gmina, to będziemy przeciwstawiali się fermie indyczej w naszej wsi. Nawet jeśli sprawa miałaby zakończyć się w sądzie - mówi jedna z mieszkanek maszewskiej miejscowości.

Inwestor jest pewny swego. - Kupiłem tę działkę, mam plan i chce go zrealizować - mówi.

Coraz mniej argumentów po stronie gminy i mieszkańców

O sprawie, dotyczącej fermy indyków w Granicach zrobiło się cicho, ponieważ toczy się ona obecnie za zamkniętymi drzwiami. Prowadzone są kolejne postępowania. Jak się okazuje, ich wyniki mogą nie być korzystne dla protestujących mieszkańców.

Wójt gminy Dariusz Jarociński robi nietęgą minę, kiedy słyszy pytanie o fermę indyczą w Granicach.

- Kończą się już argumenty, przy pomocy których początkowo zawetowaliśmy inwestycję - opowiada D. Jarociński.
Według włodarza może spełnić się czarny scenariusz, w którym Samorządowe Kolegium Odwoławcze odrzuci zarzuty gminy i mieszkańców.

- Wtedy gmina nie ma wyboru i musi wydać pozwolenie - podkreśla.

Przewiduje, że zapewne mieszkańcy będą ponownie protestować, tylko najpewniej na niewiele się to zda.

- Najprawdopodobniej ferma powstanie, czy tego mieszkańcy chcą, czy nie - mówi wójt Jarociński.

O jakiej fermie mowa? Chowanych miałoby tu być od kilkunastu tys. do nawet 30 tys. indyków. Mieszkańcy nie chcą takiej fermy pod swoimi domami.

- To wieś bardziej ukierunkowana na turystykę. Niektórzy wynajmują tutaj domki i taka inwestycja będzie działała na ich niekorzyść, gdyż odstraszy potencjalnych klientów - opowiada pani Małgorzata z Granic.

- Sprowadziłem się tutaj z miasta, aby odpocząć. Zresztą jak wielu - podkreśla Ryszard Tymczuk.

Mieszkańcy rok temu nawet sporządzili petycję, pod którą podpisali się prawie wszyscy mieszkańcy, blisko 70 osób.

A mogła być droga, praca i pomoc inwestora

Początkowo inwestor miał nadzieję, że przekona ludzi z Granic.

- Raport środowiskowy został oceniony przez urząd wojewódzki. Nie wykazano żadnych negatywnych oddziaływań - mówił. - Poza tym zamierzam mieszkańcom pokazać już działające kurniki, które powstały m.in. w Trzebiecho¬wie. Tam zanim powstała ferma też protestowali ludzie. Teraz nikomu to nie przeszkadza - podkreśla.

Dodatkowo zapewniał miejsca pracy, a nawet, że zrobi drogę dojazdową, która jest w fatalnym stanie. Nic z tego.
- Inwestor mówił, że teraz zatrudni jedną osobę z Granic. Tą, która mu się nie sprzeciwiała. Reszta nie może liczyć na zatrudnienie - mówi wójt D. Jarociński. Dodaje, że na zrobienie drogi we wsi z pomocą przedsiębiorcy też nie ma większych szans.
- Jeśli będzie ferma, zrobi sobie oddzielny dojazd - zaznacza.

Będziemy jeszcze raz protestować!

Protestujących nie interesowały zapewnienia o pracy czy drodze. Nie przejmują się tym też, że inwestor nie zamierza już wspomagać w żaden sposób Granic. Chcą tylko jednego. Aby ferma nie powstała.

-_Jeśli będzie trzeba, ponownie złożymy petycję i zorganizujemy protest - zapewnia mieszkanka, pani Małgorzata.
Dodaje, że mieszkańcy cały czas śledzą jak rozwija się sytuacja, związana z inwestycją. Możliwe, że ponownie będą zorganizowane konsultacje społeczne. - Nie rozumiem po co, skoro odnieśliśmy się do całego tematu. Wynik będzie taki sam - mówi.

Łukasz Koleśnik

Co robię?


Żadna tematyka mnie nie odstrasza. Biznes, polityka, sport, reportaże, fotoreportaże, relacje, newsy, historia. Dzięki temu też pogłębiam swoją wiedzę i doskonalę swoje umiejętności.


Największą satysfakcję z pracy mam wtedy, kiedy w jakiś sposób mogę pomóc. Dlatego często opisuję ludzi z problemami, chorych i potrzebujących oraz zachęcam do pomocy. I kiedy uda się pomóc nawet w najmniejszym stopniu, to jest plus. 


Działam głównie na terenie powiatu krośnieńskiego. Obecnie trzymam rękę na pulsie, jeśli chodzi o poszczególne inwestycje w regionie, jak chociażby przygotowywane podniesienie zabytkowego mostu w Krośnie Odrzańskim (Czy zabytkowy most w Krośnie Odrzańskim zostanie podniesiony w tym roku? To coraz mniej prawdopodobne), przyglądam się rozwojowi szpitala w regionie (Zachodnie Centrum Medyczne w końcu kupiło nowy rentgen do szpitala. Budynek w Gubinie doczeka się termomodernizacji).


Jak trafiłem do Gazety Lubuskiej?


W Gazecie Lubuskiej jestem zatrudniony od kwietnia 2015 roku. Wcześniej też pracowałem jak dziennikarz, głównie na terenie Gubina i okolic. Tam stawiałem też swoje pierwsze kroki w zawodzie, poznałem podstawy, złapałem kontakty.


Początkowo nie łączyłem swojej przyszłości z dziennikarstwem. Myślałem o informatyce albo aktorstwie (wiem, spory rozstrzał ;) ). Ostatecznie trafiłem jednak na studia do Wrocławia, gdzie studiowałem na kierunku Dziennikarstwo i komunikacja społeczna. Poszczęściło mi się i po studiach zacząłem pracę w zawodzie oraz trwam w nim do dziś.


O mnie


Jestem miłośnikiem piłki nożnej oraz koszykówki. Od lat zapalony kibic Borussii Dortmund. Łatwo się domyślić, że w wolnym czasie lubię oglądać mecze, ale nie tylko. Czytam książki. Głównie kryminały lub biografie. Kinomaniak. Oglądam filmy (fan Gwiezdnych Wojen, ale tych starych) i seriale (za dużo by wymieniać). Lubię czasem pobiegać (za rzadko, co po mnie widać ;) ). Tak w skrócie. To tyle :)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.