Filip Pobihuszka

Referendum niczego nie zmieniło

Panią burmistrz czeka teraz względny spokój. Względny, bo opozycja nie zamierza składać broni Fot. Mariusz Kapała Panią burmistrz czeka teraz względny spokój. Względny, bo opozycja nie zamierza składać broni
Filip Pobihuszka

Burmistrz Danuta Wojtasik dalej będzie rządzić gminą Nowe Miasteczko. Próba jej odwołania zakończyła się fiaskiem

Zaskoczenia nie było. Referendum w sprawie odwołania ze stanowiska burmistrz Danuty Wojtasik, zostało uznane za nieważne z powodu niskiej frekwencji. Ten wynik łatwo będzie zapamiętać, bowiem z urn wyjęto dokładnie 444 karty. Jak czytamy w protokole, głosów ważnych oddano 436. Co ciekawe, za odwołaniem pani burmistrz zagłosowały 402 osoby. Przeciwko były 34 osoby. Tymczasem by głosowanie było ważne, do urn musiałoby pójść prawie cztery razy tyle mieszkańców ile faktycznie poszło. Próg ważności wynosił bowiem niespełna 1,6 tys. głosów. Dodajmy, że dwa lata temu, podczas ostatnich wyborów samorządowych, w drugiej turze wyborów na burmistrza na kontrkandydata pani burmistrz oddano niespełna 1,3 tys. głosów. Trudno więc mówić tu o jakiejkolwiek mobilizacji przeciwników obecnej władzy.

Burmistrz Wojtasik nie ukrywa radości z takiego obrotu spraw. - Dziękuję mieszkańcom za zaufanie, za to, że nie dali się zwieść niepodpisanym, pustym sloganom, pomówieniom, że nie uwierzyli w to. Jest to dla mnie motywacja do dalszej pracy i utwierdzenie w przekonaniu, że warto dla tych ludzi pracować - komentuje szefowa gminy. Zapytana, czy spodziewała się takiego wyniku referendum, odpowiada: - Swoją pracę staram się wykonywać najlepiej jak potrafię, dlatego miałam nadzieję, że tak się to skończy, aczkolwiek ja zwykle nie rokuję w tego typu sytuacjach. Po prostu czekałam na wynik. Z czystą ciekawością, czy to, co robimy, ma sens. No i w tej chwili wiem, że ma.

Z kolei kwestie finansowe D. Wojtasik komentuje tak: - W przypadku naszej gminy ok. 20 tys. zł wydaliśmy na referendum, a ok. 30 tys. zł wydaliśmy na budowę łącznika pomiędzy ul. Kopernika a Piaskową. Szkoda tych pieniędzy, ale takie jest prawo demokracji i musimy się z tym pogodzić. Za czyjąś zabawę trzeba czasami zapłacić.

- Mieszkańcom serdecznie dziękuję za rozsądek. Cieszę się, że mimo wielkich starań inicjatorów, kłamstwo nie zwyciężyło. Jest to dla mnie ogromna motywacja. Utwierdzili mnie państwo w głębokim przekonaniu, że warto dla was pracować - te słowa pojawiły się na facebooku burmistrz Danuty Wojtasik w niedzielę, późnym wieczorem, gdy wiadomo było już, że referendum jest nieważne.
Wojciech Jachimowicz, pełnomocnik inicjatora referendum, podkreśla, że niepowodzenia referendum nie odbiera w kategoriach porażki. Sam fakt zorganizowania głosowania jest dla niego sukcesem.

A przypomnimy, że przebojów z organizacją referendum było sporo. Najpierw komisarz wyborczy zakwestionował m.in. ok. 140 podpisów, niezbędnych do przeprowadzenia głosowania. I choć później Wojewódzki Sąd Administracyjny w całości uchylił postanowienie komisarza, i tak trzeba było czekać kilka tygodni by mieć pewność, że komisarz nie odwoła się od tej decyzji.
Po referendum należy zadać pytanie: co dalej? Czy szeroko pojęta opozycja dalej będzie prowadzić kampanię wymierzoną w panią burmistrz, czy może poczeka do najbliższych wyborów? - Trzeba będzie przedsięwziąć jakieś dalsze kroki, świat się nie skończył. Trzeba wypracować jakąś koncepcję - mówi.

- Nastąpiło takie trochę pomylenie, bo przy okazji referendum takiej koncepcji oczekiwano. Ale ja się od tego wstrzymywałem. Referendum to nie są wybory. To miała być ocena dotychczasowej działalności. I teraz trzeba pomyśleć, albo o wyborach albo innych sprawach. W każdym razie nie jest tak, że wszystko się rozleciało - komentuje W. Jachimowicz. - Referendum to jedno ze świąt demokracji, zaraz po wyborach. I o ile mamy już jakąś tradycję chodzenia na wybory, tak statystyki pokazują, że na kilkadziesiąt referendów w Polsce, chyba tylko trzy się udały. Ale jeśli już mówić o tym w kategoriach przegranych i wygranych, to gmina jest przegrana - wyjaśnia.

W. Jachimowicz nie ukrywa, że przez organizację referendum zaczął być postrzegany w gminie jako „lider opozycji”. - Nie widzę się w takiej roli, po prostu trzeźwo oceniam sytuację. Ludzie przychodzą do mnie teraz z różnymi sprawami, przynoszą jakieś dokumenty... Trudno się odnaleźć w takiej sytuacji - mówi i nie chce składać żadnych deklaracji w kwestii najbliższych wyborów samorządowych. - To jeszcze kupa czasu. Teraz niech te emocje trochę opadną - mówi. - Burmistrzowa ludzi do prokuratury oddawała, jakieś sądy, jakieś pomówienia... Coś niesamowitego. To się za bardzo rozhuśtało - kwituje.

Burmistrzowa ludzi do prokuratury oddawała, jakieś sądy, jakieś pomówienia...

W tym miejscu warto dodać, że tuż przed referendum miała miejsce rozprawa w trybie wyborczym. Chodzi o facebookowy wpis Wojciecha Kosowa, w którym podana była informacja o aresztowaniu Danuty Wojtasik w 2011 roku przy okazji afery korupcyjnej z wójtem Niegosławic w roli głównej.

- Pan Kosow próbował przekonać sąd, że nie miał z tym wpisem nic wspólnego, gdyż dostęp do jego profilu ma wiele innych osób. Jednak sędzia uznał, że on jest właścicielem profilu i za niego odpowiada - wyjaśnia pani burmistrz, która we wniosku do sądu pisała, że nieprawdą jest zarówno jej aresztowanie jak i zamieszanie w działania korupcyjne. Dowodem w sprawie miało być m.in. zaświadczenie z poznańskiej delegatury Centralnego Biura Śledczego. Zresztą, kilka dni przed referendum do ratusza dotarło stosowne oświadczenie i przeprosiny W. Kosowa.

Pozostając w temacie facebookowych wpisów: na krótko przed referendum, do wzięcia udziału w głosowaniu zachęcał były burmistrz Wiesław Szkondziak. Nawiązywał tym samym do apelu pani burmistrz, by referendum zbojkotować. - Jeżeli burmistrz chce mieć mandat zaufania, to powinien zachęcać ludzi to wzięcia udziału w referendum. Ja bym tak zrobił, by mieć potem czyste sumienie. Bo przecież idąc na głosowania można zagłosować albo na tak, albo na nie - wyjaśnia. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że były włodarz jest nieco zawiedziony wynikiem referendum. - Mieszkam tu, funkcjonuję w tym środowisku i słyszę od ludzi, że to, co się tu dzieje, to porażka. Ale jak przychodzi co do czego, jak pojawia się okazja, by coś zmienić, to nikt nic nie robi - kwituje.

Filip Pobihuszka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.