Riwiera, luksusowe zdroje i plaże. Utracone kresowe kurorty

Czytaj dalej
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wojciech Rodak

Riwiera, luksusowe zdroje i plaże. Utracone kresowe kurorty

Wojciech Rodak

Ciepły klimat, lecznicze źródła i malownicze góry. To one sprawiały, że do letnisk na rubieżach II Rzeczypospolitej ciągnęły tłumy turystów

W międzywojniu polskie Kresy były z pewnością zacofane cywilizacyjnie w stosunku do reszty kraju. Poziom życia był tu wyraźnie niższy. Zdecydowana większość ludzi żyła na wsi. Zdarzały się sioła, które wyglądały, jakby je żywcem wyjęto z XVIII w. Można było znaleźć niejeden region, gdzie małorolni chłopi regularnie na przednówku cierpieli głód. Jednak na terenach rozciągających się pomiędzy granicami Litwy i Rumunii istniało inne bogactwo, którego reszta Polski mogła im pozazdrościć. Były to piękna, ledwo dotknięta ręką człowieka przyroda i malownicze krajobrazy. Szczególnie obdarzone urokliwymi miejscami były południowo-wschodnie rubieże II Rzeczypospolitej - Podole i Huculszczyzna. Tamtejsze „śródziemnomorskie” kąpieliska, bazy narciarskie, schroniska górskie, uzdrowiska z luksusowymi spa i kompleksy leśne przyciągały co roku - i zimą, i latem - dziesiątki tysięcy wczasowiczów. W pozostałych częściach Kresów, już w mniejszym natężeniu, także znajdowały się takie turystyczne oazy. Oto ich krótki przegląd.

Polskie Merano

Bez wątpienia najbardziej modnym letnim kurortem na Kresach były Zaleszczyki, leżące na Podolu, tuż przy ówczesnej granicy z Rumunią. Miasteczko wyróżniało się urokliwym położeniem, podobnym do tego, jakie miało Merano - uzdrowisko we włoskich Alpach (stąd potem przylgnęła do Zaleszczyk nazwa Polskie Merano). Zbudowano je w zakolu leniwie płynącego Dniestru - z trzech stron otaczała je woda. Po drugiej stronie rzeki, już po rumuńskiej stronie, wznosiły się przeszło 300-metrowe skaliste wzgórza, porośnięte gdzieniegdzie lasem. Potęgowały one niesamowitość krajobrazu, a jednocześnie osłaniały miasto od zimnych wschodnich wiatrów. Ten specyficzny układ geologiczny przyczyniał się do unikalnego klimatu tego zakątka. W miejscowości notowano najwięcej dni słonecznych w Polsce. Latem temperatury były tu raczej stabilnie wysokie, sięgały średnio 25-30 stopni Celsjusza. Upał nie męczył jednak plażowiczów, ponieważ Dniestr zawsze niósł ze sobą subtelny powiew wiatru.

Te unikalne warunki spowodowały, że od lat 20. zaczęli coraz tłumniej ściągać do Zaleszczyk turyści z całej Polski. W sennej do tej pory, pogranicznej mieścinie wybuchł boom budowlany. Arystokracja i bogacze wznosili własne, skąpane w ogrodach wille. Powstawały renomowane hotele i pensjonaty, jak Warszawa, Adria czy Neapol. Mniej zamożni turyści mogli wynajmować pokoje u okolicznych gospodarzy.

Fragment plaży Słonecznej w Zaleszczykach. W tle Dniestr i zabudowania miasta
Narodowe Archiwum Cyfrowe Truskawiec. Kuracjusze podczas lekcji tańca prowadzonej przez Sama z zespołu Kataszka

W Zaleszczykach sezon trwał od 1 kwietnia do końca października. W tym okresie przewijało się tu kilka tysięcy kuracjuszy. Dłuższy pobyt w miejscowości szczególnie zalecano rodzicom dzieci chorych na gruźlicę kostno-stawową i krzywicę, a także osobom starszym, cierpiącym na przewlekłe choroby nerek, nieżyt krtani i oskrzeli.

W latach 30. miasteczko doczekało się dwóch plaż godnych Riwiery Francuskiej - Słonecznej i Cienistej. Wyposażono je w ławki, stoliki z parasolami, huśtawki dla dzieci i wypożyczalnie sprzętów plażowych i sportowych. Oto jak opisywał je dziennikarz „Ilustrowanego Tygodnika As”:

Słoneczna, rzucona wysoko na rozpalonych skałach, […] urządzona jest pięknie, posiada liczne kosze, leżaki, elegancką restaurację i żywą orkiestrę plażową. Tu przychodzą głównie ci, co chcą się opalać, ewentualnie schodzą do rzeki, biorą kajak i płyną w złocistą dal. Po drugiej stronie Zaleszczyk leży plaża Cienista. Ta posiada wspaniałe, gęsto zadrzewione aleje i zalaną słońcem plażę z białym piaskiem nad samym brzegiem Dniestru. Ta plaża to raj pływaków i dzieci. Gwarno tutaj od samego rana. Woda Dniestru ciepła, o ósmej rano ma 21-22 stopni, a w południe 35.

Pomyślano także o miłośnikach opalania się nago. Dla nich na plażach znajdowały się dwa, osobne dla mężczyzn i dla kobiet, boiska, oddzielone przed wzrokiem wścibskich podwójnym drewnianym płotem.

W połowie września kurort stawał się wyjątkowo gwarny. Rozpoczynano święto winobrania. Z tej okazji do miasteczka tłumnie ściągali włościanie w swoich pięknych strojach ludowych, sprzedając owoce i rękodzieło. Odbywały się koncerty, wyścigi kajakowe i konne. Miasto ogarniał wręcz karnawałowy szał. Wileński naukowiec prof. Mieczysław Limanowski uczestniczył w tym wydarzeniu we wrześniu 1937 r.:

Na placu targowym w Zaleszczykach nie ma jeszcze palm. Któż mógłby wątpić, że będą kiedyś, jak na wielu skwerach miast południowych? Tymczasem w ogrodach są morwowe drzewa i orzechy włoskie dające cień i chłód. Spacer wystarczy, abyś odkrył winnice, które kąpią się w słońcu, i sady morelowe, których najmłodsze liście buchają czerwono jak ognie. Idziesz na plaże. Masz Dniestr, w górze tropiki i słońce. (...) Miasteczko masz ruchliwe, hotele, jazzbandy. Goście są na ulicach, megafony na plażach.

Tak, niczym w Rio de Janeiro, bawiły się przedwojenne Zaleszczyki. Tymczasem 250 km na północny zachód znajdowało się uzdrowisko dużo bardziej nobliwe.

Perła Karpat

Truskawiec, bo o nim tu mowa, położony jest na malowniczych wzgórzach u podnóża Karpat Wschodnich, 90 km od Lwowa. Lecznicze walory odkrytych tutaj źródeł dostrzeżono już w XVIII w. Jednakże ich właściwości potwierdził naukowo dopiero w połowie XIX w. Teodor Torosiewicz, ojciec polskiej balneologii. Dowiódł on, że „Naftusia” (tak nazywano truskawiecką wodę mineralną) wspomaga leczenie kamicy nerkowej, bólów wątroby, nieżytów dróg oddechowych, sklerozy i cukrzycy. Dopiero wtedy do miejscowości tłumniej ściągnęli kuracjusze i zaczęły powstawać pierwsze pensjonaty.

Uzdrowisko rozkwitło w latach 20. i 30. XX w. pod rządami Rajmunda Jarosza, biznesmena naftowego, który został jego jedynym właścicielem. Przede wszystkim przeprowadził on modernizację zdroju. Wodę mineralną, za pomocą maszyn parowych, transportowano wodociągami do trzech wielkich zbiorników. Nowe łazienki z natryskami wywarów borowinowych znacznie zwiększyły swoją wydajność (600 kąpieli dziennie). Rozbudowywano infrastrukturę - m.in. gabinety lekarskie i inhalatoria, gdzie oddychano np. powietrzem nasyconym wyciągiem z igliwia. Kluczowa jednak była reklama, jaką truskawieckim wodom zrobili lekarze badający ich właściwości. Przez branżowe pisma o zasięgu krajowym i międzynarodowym, w których publikowali, wieść o zbawczym działaniu „Naftusi” dotarła do gabinetów lekarskich w całej Europie. I tak do Truskawca zaczął płynąć tłum kuracjuszy.

W związku ze wzrostem napływu wczasowiczów wybudowano dziesiątki nowych willi, pensjonatów i hoteli. Obok starych domów w stylu zakopiańskim, jak wille Goplana i Pod Matką Boską, powstawały nowe, już w stylu Bauhaus, jak wielki Oficerski Dom Wypoczynkowy czy pensjonat Aida. Ogółem, jak podawał folder reklamowy Truskawca z lat 30., znajdowało się tu 226 budynków - od willi do wielkich hoteli - w których kwaterować mogło 15 tys. kuracjuszy. Nad postępami w ich leczeniu czuwał sztab najwybitniejszych galicyjskich lekarzy. Czasem chorych przyjmował sam prof. Kazimierz Pelczar, ojciec polskiej onkologii, który na co dzień pracował w Wilnie.

Fragment plaży Słonecznej w Zaleszczykach. W tle Dniestr i zabudowania miasta
Narodowe Archiwum Cyfrowe Fragment plaży Słonecznej w Zaleszczykach. W tle Dniestr i zabudowania miasta

Czas na turnusach umilały gościom przedstawienia teatralne, głównie z lekkim repertuarem, a także koncerty. W uzdrowisku regularnie występował Chór Dana z Mieczysławem Foggiem w składzie.

Sława leczniczych źródeł i wysokie ceny kwater uczyniły z Truskawca drugi po Krynicy najczęściej odwiedzany i najdroższy polski kurort. Ekskluzywność i luksus zdroju jak magnes przyciągał elity biznesu, polityki, sztuki i hierarchów wszelkich wyznań. Bywali tu m.in. Hanka Ordonówna, Jan Kiepura, Adolf Dymsza, Eugeniusz Bodo, skamandryci, Witkacy, Bruno Schulz. Mało tego. W tym „gnieździe burżuazyjnego przepychu” bywała także sama Wanda Wasilewska, wtedy lewicująca pisarka, w czasie wojny i po niej - zagorzała stalinistka. Widywano ją w towarzystwie literata Karola Irzykowskiego. Zachowały się jej zdjęcia. Nie wyglądała na zniesmaczoną widokiem tłumów „faszystowskich dostojników” i „plutokracji”, przepijających „krew robotników” wodą ze zdrojowego kufelka. Czyżby truskawieckie zabiegi tymczasowo zagoiły mentalną ranę po heglowskim ukąszeniu?

Warto wspomnieć, że w Perle Karpat, jak nazywano zdrój, doszło do jednego najgłośniejszych zabójstw politycznych w II Rzeczypospolitej. 29 sierpnia 1931 r. członkowie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów zastrzelili w pensjonacie sióstr bazylianek posła BBWR Tadeusza Hołówkę, zasłużonego piłsudczyka i peowiaka. Zamach wywołał szok i oburzenie zarówno w Polsce, jak i za granicą. Morderców później schwytano i osądzono.

Zakopane i Interlaken

W okresie międzywojennym, co roku w sezonie zimowym, z Warszawy wyruszał osobliwy pociąg. Składał się z kilku wagonów kuszetkowych, do których doczepiano nowoczesne wagony restauracyjne. W tych ostatnich umilała czas podróżnym kameralna orkiestra grająca modne wówczas tanga i fokstroty. Pary mogły wtedy wirować na małym parkiecie. W drugim wagonie, dla bardziej powściągliwych, znajdowały się stoliki do brydża. Oba zawsze były pełne kolorowego towarzystwa, żądnego dobrej zabawy. Pociąg ten nazywano nieoficjalnie „Narty, dancing, brydż”, a zmierzał on prosto w Karpaty Wschodnie, do dwóch największych huculskich ośrodków narciarskich - Jaremcza i Worochty.

Obie miejscowości znajdują się u podnóża masywu Czernohory. Jego najwyższe szczyty - Howerla, Brebeneskuł i Pop Iwan - wznoszą się na ponad 2000 m n.p.m.

Region ten bardzo intensywnie rozwijał się turystycznie, głównie dzięki państwowym inwestycjom pozyskiwanym przez Towarzystwo Przyjaciół Huculszczyzny, w którym prym wiedli wojskowi miłośnicy gór, jak np. gen. Walerian Czuma.

Worochta - leżąca u podnóża Howerli, otoczona przez góry porośnięte iglastym lasem - była nazywana drugim Zakopanem. W przeszło 37 tutejszych pensjonatach mogło mieszkać jednocześnie 4,5 tys. turystów. Mieli oni tu doskonałe warunki do jazdy na nartach i do wypraw pieszych (sieć nowoczesnych schronisk). Co więcej, mogli nawet uprawiać najbardziej niebezpieczną formę białego szaleństwa - skoki narciarskie. Miejscowa skocznia, położona nad trasą kolejową, powstała już w 1922 r. - była pierwszym tego typu obiektem w Polsce. Zakopiańska Wielka Krokiew powstała dopiero w 1925 r.

Innym ważnym miejscem w pobliżu Worochty było olbrzymie, wyposażone w najnowocześniejszy sprzęt, obserwatorium astronomiczne im. Piłsudskiego, znajdujące się na szczycie Pop Iwan. Zbudowano je kosztem, bagatela, miliona ówczesnych złotych 1938 r. Ze względu na spore rozmiary (trzy kondygnacje, 43 pomieszczenia) nazywano je Białym Słoniem. Niestety, imponujący budynek w czasie wojny popadł w ruinę.

Znacznie niżej usytuowane Jaremcze, znajdujące się na przeciwnym końcu masywu, ze względu na swoje położenie przypominało szwajcarski kurort narciarski, stąd nazywano je Polskim Interlaken. Miejscowość była trochę mniejsza niż Worochta. To tutaj posiadał willę trzykrotny premier RP prof. Kazimierz Bartel. Oprócz niego w obu miejscowościach bywali pisarz Jarosław Iwaszkiewicz, malarze Leon Wyczółkowski i Wojciech Kossak.

Długo by wymieniać inne wypoczynkowe miejscowości ulokowane w południowo-wschodnim narożniku II RP. Z całej litanii należy jeszcze wspomnieć Kosów (bajkowo położony zdrój; z tego powodu zwany Polskim Davos) i Morsztyn (nowoczesne uzdrowisko z piękną art-decowską zabudową; słynące z gorzkich wód „Bonifacy”).

Krnąbrny pacjent

W północnej części Kresów było nieporównywalnie mniej uzdrowisk. Jednak to właśnie tutaj, w nadniemeńskich Druskiennikach, znajdował się ulubiony zdrój marszałka Józefa Piłsudskiego.

Miejscowość ta, położona w urokliwym zakolu Niemna, uzyskała status uzdrowiska w latach 40. XIX w., po odkryciu tutaj leczniczych źródeł. Szybko zdobyła ogromną popularność wśród mieszkańców Rosji. W II Rzeczypospolitej Druskienniki były miastem granicznym - za rzeką zaczynała się Litwa Kowieńska.

Fragment plaży Słonecznej w Zaleszczykach. W tle Dniestr i zabudowania miasta
NN, Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie Józef Piłsudski (pierwszy z lewej) w kąpielisku kaskadowym na rzece Rotniczance, Druskienniki 1931 r.

Piłsudski, choć studiował na wydziale medycznym w Charkowie, nie prowadził zbyt higienicznego trybu życia. Pracował do późna, paląc przy tym mnóstwo papierosów i popijając co rusz mocną herbatę. W diecie unikał warzyw. Nie słuchał lekarzy. Leki zażywał, ale tylko te, które mu smakowały. Pozostałe ukradkiem wyrzucał. Nic więc dziwnego, że po trudach I wojny i bojów o granice zdrowie marszałka było mocno nadwątlone. Cierpiał na reumatyzm. Coraz częściej dawało mu o sobie znać serce. A ponieważ jedynym środkiem leczniczym, który uznawał, były kąpiele zdrojowe, toteż w 1924 r. wraz z rodziną udał się po raz pierwszy do Druskiennik. Potem powtarzał te wyprawy co rok, przez kolejnych siedem lat.

Do uzdrowiska najczęściej wybierał się samotnie. Mieszkanie wynajmował w starych drewnianych willach zapewniających minimum komfortu. Miał do pomocy tylko jednego ordynansa, który m.in. przynosił mu obiady z pobliskich pensjonatów. W Druskiennikach Piłsudski korzystał ze zdrojowych zabiegów, ale też nie unikał pracy. Często coś pisał. A jeśli nie, to oddawał się lekturze (zawsze miał przy sobie „Potop” Sienkiewicza). W przerwach zwykł wychodzić na długie spacery wzdłuż Niemna. Wtedy, dyskretnie, krążyła wokół niego ochrona. Agenci często przebierali się, np. za leśników, ponieważ ich ostentacyjna obecność wywoływała u Marszałka atak gniewu. Zdarzało się, że im uciekał.

To właśnie w czasie pierwszej bytności w uzdrowisku (z żoną!) marszałek nawiązał swój głośny romans z lekarką Eugenią Lewicką. W 1930 r., ku zgorszeniu wielu, był z nią nawet na Maderze. Niestety kobieta zmarła w dziwnych okolicznościach w czerwcu 1931 r. Prawdopodobnie popełniła samobójstwo.

Niemniej Piłsudski darzył nadniemeński zdrój wielkim afektem. „Druskienniki były niespodzianką myśli Stwórcy w odpoczynku, gdy ten się uśmiechnął” - napisał w Złotej Księdze uzdrowiska Marszałek.

Raje utracone

Po wojnie większość z kresowych uzdrowisk zachowało swoją funkcję. Jednak na ogół zatraciły swój dawny urok. „Upiększano” je socjalistycznymi bloczkami - zakładowymi domami wczasowymi. Stare pensjonaty, często nieremontowane, popadały w ruinę. Po sowieckiej transformacji nie odzyskały dawnego czaru.

Z opisanych wyżej miejscowości chyba najbardziej ucierpiały Zaleszczyki, znajdujące się dziś na Ukrainie, mocno w czasie wojny. Sowieci bezlitośnie zdewastowali wille i pensjonaty letniska „polskich panów”. Słynne winorośle i sady wycięto. W latach 60. zburzono piękny barokowy ratusz, by na jego miejscu postawić pomnik Lenina. Zamiast zadbanych plaż, Cienistej i Słonecznej, na brzegach Dniestru kwitnie zielsko.

Bibliografia:

Wojciech Rodak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.