Rolnik musi umieć marzyć, ale też być przedsiębiorcą

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
wak, ad, sndr, arim, mb, pif, u

Rolnik musi umieć marzyć, ale też być przedsiębiorcą

wak, ad, sndr, arim, mb, pif, u

Lubuskie rolnictwo? W wielkim skrócie to słabe gleby i najlepszy w Polsce klimat. Zapytaliśmy gospodarzy z całego regionu, na jaką produkcję stawiają.

- Żeby w rolnictwie się udało, trzeba to lubić, chcieć się rozwijać, wierzyć w marzenia i być dobrym przedsiębiorcą - uważa Bronisław Bach, który z żoną od 26 lat prowadzi gospodarstwo rolne w Boguszycach w gminie Witnica. - Na początku lat 90. wszyscy pozbywali się ziemi. My przeciwnie. W swoje gospodarstwo inwestowaliśmy od początku i robimy to nadal. Bez tego ani rusz. Ale niewielu mi wierzyło, gdy mówiłem, że idą inne, lepsze czasy dla rolnictwa. Że będzie u nas tak, jak na Zachodzie. Inni wątpili, a ja konsekwentnie spełniałem swoje marzenia. I udało się! - mówi pan Bronisław.

Dziś specjalizuje się w hodowli bydła mięsnego z linii francuskiej i - jak przyznaje - jest to produkcja opłacalna.
Lubuskie rolnictwo od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej zmieniło się całkowicie. Nowoczesne maszyny, zupełnie inne podejście do gospodarowania, korzystanie z nowinek technologicznych i zdobyczy nauki to już norma. A słabe gleby, które przeważają w naszym regionie, wymagają dużej wiedzy i mądrego wyboru specjalizacji.

Mamy duże gospodarstwa

Naszym autem z pewnością jest małe rozdrobnienie ziemi i trzecia w kraju średnia wielkość gospodarstw (21 ha). Nie jest tajemnicą, że na większych obszarach gospodaruje się efektywniej. Nasi rozmówcy twierdzą, że o opłacalności produkcji roślinnej można mówić dopiero przy 100 ha.

Do rodziny Pietrasików ze Świebodzina należy pięć gospodarstw, w sumie ponad tysiąc hektarów.  Seniora rodu, Leszka, w pracach w gospodarstwie wspiera
Mariusz Kapała Do rodziny Pietrasików ze Świebodzina należy pięć gospodarstw, w sumie ponad tysiąc hektarów. Seniora rodu, Leszka, w pracach w gospodarstwie wspiera młodsze pokolenie, m.in. syn Michał. Na zdjęciu prezentują jedną z licznych nagród zdobytych w ostatnich latach

Na ponad tysiącu ha ziemi gospodaruje wraz z rodziną Leszek Pietrasik ze Świebodzina.
- Kombinat świebodziński, który rozciągał się na 25 tys. ha, należał do najlepszych w Polsce. I to jego tradycje kultywują dzisiejsze gospodarstwa i zakłady - tłumaczy nasz rozmówca. Ale też podkreśla, że gleby wokół Świebodzina nie należą do najlepszych. Co dominuje w lokalnym rolnictwie? Pan Leszek wylicza, że bardzo dobrze udaje się rzepak oraz rośliny zbożowe. Za wyjątkiem kukurydzy, która raz się udaje, innym razem niestety nie. A więc dominuje produkcja roślinna. Tej zwierzęcej jest niewiele. Ale jednak jest. Tu warto wymienić producenta trzody chlewnej z fermy w Niedź¬wiadach czy bydła mlecznego ze Staropola. - My postawiliśmy głównie na produkcję roślinną - podkreśla pan Leszek.

Paweł Egrowski prowadzi gospodarstwo w Jeleniogło¬wach (gmina Międzyrzecz). Ma 400 ha ziemi. Uprawia głównie zboża i rzepak, hoduje trzodę chlewną. - Mamy tu najsłabszą ziemię. Świnie hoduje się głównie po to, żeby mieć obornik do nawożenia pola - tłumaczy Egrowski. Dziś ma 9 tys. świń. Ale zaznacza, że to się w ogóle nie opłaca. - Za świnię w skupie dostajemy 400-500 zł. Za warchlaka trzeba zapłacić 250 zł, tyle samo wydaje się na paszę. O kosztach robocizny nawet nie wspomnę - wylicza nam Paweł Egrowski.

Na polach uprawia głównie zboża i rzepak. Uprawę rzepaku tłumaczy potrzebą zmianowania. - Buraków nie siejemy, bo nie mamy tu cukrowni - wyjaśnia. W zbożach też specjalizuje się „na tyle, na ile może”. Większość ziemi Pawła Egrowskiego jest IV i V klasy. Niewiele klasy III. - Jęczmień i pszenicę siejemy na tych trochę lepszych polach. Żyto można już na słabszych - mówi Paweł Egrowski.

Jedne z najlepszych gleb w naszym województwie znajdują się w Nowym Miasteczku. Nic więc dziwnego, że to właśnie tam znajduje się rzodkiewkowe imperium Zdzisława Wawrzyńczyka. Rolnik w ciągu roku potrafi zebrać nawet 12 mln pęczków, które trafiają potem na polskie i europejskie stoły.

Soki robią furorę

Z kolei tuż za miedzą, w gminie Kożuchów, można natknąć się na jeszcze większe gospodarstwo. Marek Szron, szef sadu w Solnikach, może pochwalić się uprawą 25 odmian jabłek na 200 ha ziemi. Od kilku lat hitem są stuprocentowe soki, często tłoczone z dodatkiem różnych warzyw. Sadownicy podkreślają, że na soki przerabiają tylko „jedynki”, czyli owoce pierwszego wyboru. Produkcja trwa cały rok, a sad jest w stanie wyprodukować nawet 1,2 tys. litrów soku, którego smak doceniono nawet w Pałacu Prezydenckim.

Na sady natrafiliśmy też pod Strzelcami Kraj. Waldemar Surma prowadzi gospodarstwo od ponad 40 lat. Na 6 hektarach uprawia jabłka, na 2 - wiśnie. W tej okolicy są jeszcze dwa inne, większe sady: pod Dobieg¬nie¬wem uprawiane są jabłka (na około 50 ha) a w Gardzku - śliwki.

- Do zagłębia sadowniczego w okolicach Sandomierza nam daleko. Ale korzyść z tego jest taka, że sadownicy w Lubuskiem mają małą konkurencję. Minusem dla nas jest natomiast odległość do zagłębia. To tam produkuje się i sprzedaje wszystkie konstrukcje, maszyny, wszystko, co sadownikom jest potrzebne. Musimy jeździć po to pół tysiąca kilometrów - mówi Waldemar Surma. Dodaje, że problemem, z jakim borykają się lokalni sadownicy jest coraz mniejszy zbyt i coraz niższe ceny za owoce. - Z roku na rok jest coraz gorzej. Fajerwerków nie ma, ale na przeżycie wystarcza, gospodarstwa nie upadają - mówi.

Ratunek w grupach producenckich

W ostatnich latach, właśnie z powodu niskich cen, wiele osób zrezygnowało z uprawy owoców miękkich, przede wszystkim porzeczek i truskawek.
- Dziś to nie te czasy dla truskawek, co kiedyś - mówi Mieczysław Czarny, który posiada plantację truskawek w Łukowie koło Świdnicy. - Przed laty truskawki skupowały chłodnie, np. zielonogórski Nordis. Nie było problemu ze sprzedażą. Dziś sprzedaż nie jest taka łatwa.
Zdaniem M. Czarnego na rynku nie mają już szans mali plantatorzy, którzy uprawiają truskawki na 0,5 ha. - Razem z innymi plantatorami utworzyliśmy grupę producencką. Dzięki temu możemy je dostarczać dużym odbiorcom, sieciom handlowym - mówi M. Czarny.

Nasz medalista

Pisząc o lubuskim rolnictwie nie sposób nie wspomnieć o legendarnej już Hodowli Zwierząt Zarodowych Osowa Sień. Spółka w ubiegłym roku obchodziła swoje 70-lecie, a zorganizowana z tej okazji impreza odbyła się w sąsiedztwie supernowoczesnych obór dla krów. Budynki objęte są pełnym monitoringiem, mają własne stacje pogodowe, dzięki którym specjalne kurtyny opuszczają się automatycznie w przypadku za dużego wiatru lub zachmurzenia. Podobnie ma się sprawa z maksymalnie zautomatyzowanym pomieszczeniem do dojenia krów.

Olbrzymie gospodarstwo znajduje się też w gminie Cybinka. Agro Bieganów specjalizuje się w hodowli trzody chlewnej, bydła mięsnego i uprawach. To stąd pochodzi buhaj Nylon, rasy Limousine, super¬czempion ostatniej Krajowej Wystawy Zwierząt Hodowlanych w Poznaniu.

W naszym regionie mamy też prawdziwych ekspertów od hodowli bydła mlecznego. Wyniki jakie osiągają, plasują nas w krajowej czołówce i sprawiają, że możemy porównywać się z zachodnimi producentami. Niestety uwolnienie kwot mlecznych i zawirowania z tym związane, sprawiają, że hodowla, szczególnie małym gospodarstwom, przestaje się opłacać.
Naszym rolnikom z pewnością sprzyja klimat. Lubuskie należy do najcieplejszych regionów Polski. Okres wegetacji roślin przekracza 225 dni. To nawet o 70-90 dni więcej, w porównaniu ze wschodnimi i południowymi krańcami Polski. Nasz region, a szczególnie tereny wokół Zielonej Góry są najbardziej uprzywilejowane pod względem klimatycznym. Nic więc dziwnego, że odradzają się tutaj winnice.

Rolnictwo w pigułce

wak, ad, sndr, arim, mb, pif, u

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.