redakcja Gazety Lubuskiej

Rozmowa z Zofią Krawiec, autorką książki „Miłosny Performans”

redakcja Gazety Lubuskiej

Mieszka pani na stałe w Warszawie, choć większość swojego życia spędziła pani w Sulechowie i Zielonej Górze. Czy nie tęskni pani za naszym regionem?
Tak, od pięciu lat mieszkam w Warszawie, gdzie skończyłam studiować kulturoznawstwo na Uniwersytecie Warszawskim, wcześniej studiowałam filozofię na Uniwersytecie Zielonogórskim. Oczywiście tęsknię za rodzinnymi stronami. W Sulechowie mieszkają najbliższe mi osoby: mama i babcia, które staram się regularnie odwiedzać. Jadąc z Warszawy do Sulechowa, często zabieram ze sobą rower, którym jeżdżę w swoje ulubione, nabrzmiałe zielenią miejsca. Mam na myśli przede wszystkim Łęgowo, Cigacice, Radowice, Trzebiechów i oczywiście Zieloną Górę. Bardzo wtedy odpoczywam. Przede wszystkim jednak, bardzo tęsknię za urokliwym, zielonogórskim deptakiem. Poza tym, wychowa-łam się w pięknej poniemieckiej kamienicy. W Warszawie brakuje mi architektury mojego dzieciństwa.

Czy Zielona Góra jest dobrym miejscem dla tych, którzy chcą rozwijać swoje pasje w kierunku sztuki współczesnej, czy lepsze perspektywy czekają jednak w dużych metropoliach?
Uważam, że Zielona Góra jest świetnym miastem, bardzo sprzyjającym osobom, które interesują się sztuką. Po raz pierwszy spotkałam się ze sztuką współczesną w BWA w Zielonej Górze i to spotkanie nadało kierunek mojemu dal-szemu życiu. Wspomnę, że Zielonogórskie BWA to jedna z ważniejszych pol-skich galerii. Chociaż, tak naprawdę, pierwszym formatującym miejscem było dla mnie sulechowskie liceum ogólnokształcące, do którego chodziłam. A zwłaszcza Hanna Jungowska, moja ówczesna wychowawczyni i polonistka. Niezwykle inspirująca osoba. Dzięki niej po raz pierwszy zetknęłam się z filozofią i sztuką.

Istnieje pewien przesąd, że sztuka współczesna jest trudna w odbiorze, jest niezrozumiała, a jej istotą jest w zasadzie absurd, bezsens, a niejedno-krotnie bezkrytyczny zachwyt nie tyle samym dziełem, co jego twórcą. Jak pani to skomentuje?
Takie poczucie bierze się z przeintelektualizowanych tekstów na temat sztuki, które niewprawionego widza wpędzają w konsternację. Takie teksty niestety budują wrażenie elitarności sztuki, a zapominają o jej odbiorcach. Mamy teraz w Polsce bardzo trudną sytuację polityczną, artyści i krytycy sztuki narzekają na niewyedukowaną masę, a ja uważam, że wina leży także po stronie artystyczne-go środowiska, które buduje hermetyczne narracje. Moja książka „Miłosny Per-formans” powstała między innymi z irytacji, nie mogłam już dłużej czytać pozbawionej emocji, wykoncypowanej krytyki artystycznej. Straszliwie nudnej. Sztuka taka nie jest.

Czy mogłaby pani przybliżyć temat książki „Miłosny Performans”?

Oczywiście. W swojej książce opisałam dzieła sztuki tworzone przez artystów pod wpływem zakochania. „Miłosny Performans” to stworzony przeze mnie termin, który oznacza dzieło sztuki powstające pod wpływem silnych emocji, wynikających z relacji kochanków. Takie dzieła powstają np. z poczucia szczęścia, kiedy indziej są wyrazem frustracji, których dostarcza związek, bywają też reakcją na rozstanie się. Książka ta opisuje szczere, często bolesne historie miłosne polskich artystów i opowiada też o tym, w jaki sposób sztuka towarzyszy codziennemu życiu. Pisząc „Miłosny Performans” unikałam naukowego języka, ponieważ miłość to uniwersalne uczucie, przeżywasz je podobnie, niezależnie od tego, czy jesteś kasjerką w Lidlu, czy artystką współczesną. Dlatego bardzo zależało mi na tym, żeby moja książka była zrozumiała i fascynująca dla wszystkich osób, również tych, którzy nie interesują się sztuką współczesną.

redakcja Gazety Lubuskiej

Dodaj pierwszy komentarz

Komentowanie artykułu dostępne jest tylko dla zalogowanych użytkowników, którzy mają do niego dostęp.
Zaloguj się

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2023 Polska Press Sp. z o.o.