Sąd: Kancelaria windykacyjna oszukała lublinian na miliony. Pokrzywdzeni porównują aferę do Amber Gold

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Piotr Nowak

Sąd: Kancelaria windykacyjna oszukała lublinian na miliony. Pokrzywdzeni porównują aferę do Amber Gold

Piotr Nowak

Grzywna, obowiązek zwrotu ponad 1,8 mln zł i bezwzględne więzienie. Zapadł wyrok w sprawie 57-letniego Jarosława L, 33-letniego Damiana L. i 46-letniego Artura S. Mężczyźni byli oskarżeni o oszustwa, wyłudzenia i poświadczenia nieprawdy.

Początki afery sięgają 2013 r. Wówczas to Jarosław L. i Artur S. prowadzili w Lublinie kancelarię windykacyjną. Prezesem spółki był Artur S., jednak jego rola sprowadzała się przede wszystkim do podpisywania dokumentów.

- Istotną rolę w spółce pełnił Jarosław L. Prezes nie był osobą decyzyjną, ale miał świadomość tego co się w spółce dzieje - przyznała podczas wtorkowej rozprawy sędzia Joanna Błaszczuk z Sądu Okręgowego w Lublinie.

W 2013 r. spółka miała najlepsze lata za sobą. Nadal miała klientów i zlecenia, ale niewiele robiła i nie pomagała klientom w odzyskiwaniu długów. Jej kondycja finansowa pogarszała się. Właściciel Jarosław L., szukał pomysłu na rozkręcenie biznesu.

- Cel był jasny, uzyskać korzyści majątkowe na cele własne Jarosława L. - wyjaśnia sędzia.

Przedsiębiorcy zaprosili na rozmowy dwóch pracowników banku. Jarosław L. przekonywał, że do rozwoju firmy potrzebuje inwestorów. Jednak przedstawiona bankowcom umowa inwestycyjna była tak źle napisana i ogólnikowa, że jeden z rozmówców szybko wycofał się ze współpracy. Pomysł zainteresował natomiast Damiana L., wówczas dwudziestokilkuletniego doradcę inwestycyjnego.

Damian L. był postrzegany jako człowiek elokwentny, inteligentny, z wiedzą z zakresu oferty banków. To on przedstawił wątpliwą ofertę swoim klientom. Wśród nich byli lekarze i właściciel pensjonatu w Nałęczowie. Część uwierzyła w zapewnienia o wielkich zyskach, podpisała umowę i zainwestowała oszczędności całego życia. Oskarżeni bronili się twierdząc, że ich klienci godzili się na ryzyko utraty pieniędzy podpisując umowy.

- Siła podpisu nie zwalnia od wszelkiej odpowiedzialności - argumentowała Błaszczuk.

Zdaniem sądu, klienci decydowali się powierzyć przedsiębiorcom swoje pieniądze z powodu zaufania, jakim darzyli Damiana L. Tymczasem środki, zamiast na inwestycje, szły na wynagrodzenia Damiana L., Artura S. i do kieszeni Jarosława L.

Podczas śledztwa i w zeznaniach pokrzywdzonych padały porównania do afery Amber Gold. Sposób działania rzeczywiście był podobny. „Inwestorzy” wpłacali pieniądze, które trafiały najpierw na konto spółki. Później część pieniędzy znów wracała na ich konta, żeby zachęcić do kolejnych „inwestycji”. W ten sposób dziesięć osób straciło dorobek życia wart w sumie 1,8 mln zł.

Według sądu, oskarżeni działali wspólnie i w porozumieniu. Jednak uzyskali różne wyroki. 57-letni Jarosław L. został skazany na 3 lata i 8 miesięcy więzienia oraz zapłacenie 64 tys. zł grzywny. 33-letni Damian L. w więzieniu przesiedzi 2 lata i 6 miesięcy i ma do zapłaty 40 tys. zł grzywny. Najlżejszy wyrok dostał 46-letni Artur S. - 1 rok, 8 miesięcy i 15 tys. zł grzywny. Wszyscy trzej mają także obowiązek solidarnego naprawienia wyrządzonej pokrzywdzonym szkody.

Oskarżeni nie pojawili się na ogłoszeniu wyroku. Przysługuje im prawo do apelacji.

Piotr Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.