Sikorski podczas Majdanu. Tej kompromitacji nikt mu nie odbierze

Czytaj dalej
Fot. Fot. PAP/EPA/LASZLO BELICZAY
Wojciech Mucha

Sikorski podczas Majdanu. Tej kompromitacji nikt mu nie odbierze

Wojciech Mucha

"Sikorski wraz z ministrami Niemiec i Francji w kluczowym momencie przesądzili o sukcesie Majdanu" – napisał ostatnio na twitterze Roman Giertych. Pretekstem do wygłoszenia tak odważnej (i nieprawdziwej) tezy była kłótnia, dotycząca rozpalającej w mijającym tygodniu emocje publikacji „Newsweeka” na temat tzw. „afery taśmowej”.

Zostawiając z boku tę aferę, warto przypomnieć szerszej publiczności zdarzenia z 2014 r., bo coraz częściej stają się one przedmiotem manipulacji. Powód jest zresztą zrozumiały – rola, jaką Radosław Sikorski pełnił na Majdanie, to jedna z jego największych kompromitacji politycznych, a wypowiedziane przez niego wówczas "podpiszcie porozumienie, albo wszyscy zginiecie" są obok słynnego "dożynania watahy" jego najbardziej znanymi słowami.

[twitter]https://twitter.com/GiertychRoman/status/1581639980879077378[/twitter]

Dnia 18 lutego 2014 roku w Kijowie doszło do przesilenia w trwającym od końca listopada proteście na Majdanie. Tego dnia z Placu Niepodległości wyruszył marsz protestujących, którzy zdecydowali się udać pod budynek Rady Najwyższej, by tam zaprotestować przeciwko decyzji o niewłączeniu do porządku obrad kwestii przywrócenia konstytucji z 2004 r.

To wtedy w pierwszych tak krwawych zamieszkach padły ofiary. Władze z prezydentem Wiktorem Janukowyczem na czele ogłosiły rozpoczęcie „operacji antyterrorystycznej” przeciwko uczestnikom protestu na Majdanie, a wieczorem tego dnia na Plac wjechały pojazdy opancerzone. W ogniu stanął sztab Narodowego Protestu – wielki budynek związków zawodowych, który odbudowany zostanie dopiero kilka lat później. Łącznie tego dnia zginęły 23 osoby. Jakkolwiek by to nie brzmiało, to jednak dopiero preludium do prawdziwej masakry.

Odsiecz Trójkąta Weimarskiego

Masakra następuje dwa dni później. Dnia 20 lutego 2014 r. na kijowskim Majdanie i w jego bezpośrednim sąsiedztwie ginie ponad sto osób. Ukraińcy giną na ulicach swej stolicy w starannie zaplanowanej, sprowokowanej i przeprowadzonej masakrze. Tego dnia, jednego z najczarniejszych w historii Ukrainy, nastąpił ostateczny krach prorosyjskiej polityki Wiktora Janukowycza, któremu posłuszeństwo wypowiedział wówczas cały naród.

W tym czasie dnia do Kijowa (dzień wcześniej wieczorem) na prośbę szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton przybywa delegacja ministrów spraw zagranicznych Polski, Francji i Niemiec – Radosław Sikorski, Laurent Fabius i Frank-Walter Steinmeier. Dyplomaci chcieli domagać się wyjaśnień w sprawie wydarzeń z 18 lutego i usiłować negocjować zakończenie kryzysu. Nic podobnego się nie stało. W zamian byli świadkami i de facto uczestnikami masakry, która wydarzyła się przecież tuż obok nich. Jakich wyjaśnień się spodziewali? Czego chcieli się dowiedzieć od Wiktora Janukowycza, człowieka, który był odpowiedzialny za płynącą po Majdanie krew?

Mimo to rozmowy przeciągnęły się do następnego dnia. I tak 21 lutego spotkali się europejscy politycy, Wiktor Janukowycz oraz liderzy ukraińskiej opozycji - Ołeh Tiahnybok (partia Swoboda), Witalij Kliczko (ruch UDAR) i Arsenij Jaceniuk (partia Batkwiszczyna). Tymczasem z całej Ukrainy do stolicy w proteście przeciwko wydarzeniom z poprzedniego dnia ściągnęły tysiące osób, jednocześnie blokowane były drogi wjazdowe do Kijowa, a podmiejskie lotnisko Boryspol zostało zamknięte. Poza budynkiem, w którym trwały negocjacje, od kilkudziesięciu godzin nikt nie miał złudzeń – to koniec rządów Janukowycza i wstęp do krwawej rewolucji.

Ale za zamkniętymi drzwiami dochodzi do zaskakujących ustaleń. Członkowie Trójkąta Weimarskiego wychodzą naprzeciw krwawemu dyktatorowi, który chce zapewniać sobie trwanie przy władzy. I tak Janukowycz zgadza się na powstanie rządu jedności narodowej i powrót do konstytucji z 2004 r. Tyle tylko, że wybory prezydenckie mają się odbyć do końca roku (przypomnijmy, jest 21 lutego), co pozostawia Janukowycza u władzy i sprowadza opozycję do roli uwiarygadniających go marionetek.

Wolą być martwi

To wówczas padły słynne słowa Radosława Sikorskiego, które ten rzucił do liderów opozycji: - Jeżeli nie podpiszecie porozumienia, będziecie mieli stan wojenny i wojsko na ulicach. Wszyscy będziecie martwi – rzuca szef polskiego MSZ.

Podpisują. Janukowycz triumfuje. Ma powody, widząc uległość Zachodu, do którego po pomoc wyciągają błagalnie ręce stojący pod flagami Unii uczestnicy protestu na Majdanie. Porozumienia, co znamienne, nie podpisuje Władimir Łukin, przedstawiciel Federacji Rosyjskiej. Tymczasem zarejestrowane przypadkowo na korytarzu słowa szefa polskiej dyplomacji zostaną z nim na zawsze.

Jednak porozumienia nie podpisują także uczestnicy protestu na kijowskim Majdanie i cały naród ukraiński, opłakujący teraz swoich poległych. Gdy za zamkniętymi drzwiami trwa zmuszanie liderów opozycji do kapitulacji, (Sikorski po wszystkim powie, że odwoływał się do „naszej polskiej historii, udanych i nieudanych zrywów wolnościowych”) w Kijowie formują się oddziały gotowe do szturmu na pałac prezydencki i obiekty rządowe. Broni jest pod dostatkiem, ludzi gotowych do walki znacznie więcej.

Mijają kolejne godziny, aż po południu tego dnia na Majdanie pojawiają się liderzy opozycji, by przekazać protestującym i żałobnikom ustalenia, do jakich ich namówiono. To wówczas na scenę wchodzi i staje obok nich 27-letni doktorant ze Lwowa, Wołodymyr Parasiuk. Parasiuk zabiera mikrofon prowadzącemu i wygłasza przemówienie, które zmieni nie tylko jego życie, ale historię Ukrainy:

– Jesteśmy zwykłymi ludźmi z Ukrainy, którzy przybyli tu, aby bronić prawa. Nie jesteśmy z żadnych „sektorów” ani z Samoobrony. I my, zwykli ludzie, rozkazujemy politykom, tym za moimi plecami – wskazał na trójkę: Jaceniuk, Kliczko i Tiahnybok – powiedzieć „NIE” dla Janukowycza! Do jutra do 10 rano on powinien odejść. Jeśli nie, będziemy atakować z bronią w ręku – zagrzmiał, a Majdan nie chciał już słuchać polityków.

Parasiuk schodzi ze sceny, Kijów gotuje się na wojnę. Tego wieczora Wiktor Janukowycz ucieka z Kijowa do Rosji. To koniec jego rządów i otwarcie kolejnego etapu w historii Ukrainy, która dziś wypełnia się pod Charkowem, Chersoniem, w Mariupolu, na lądzie, morzu i w powietrzu.

Sukces Sikorskiego, którego nikt nie widział

Już po tym wszystkim Radosław Sikorski udzielił wielu wywiadów. Od początku usiłował przedstawiać się w innym świetle niż widzieli go wszyscy, obserwujący tamte wydarzenia.

I tak już 26 lutego 2014 r. w rozmowie z Moniką Olejnik przekonywał, że „przeciwko protestującym miano wyprowadzić liczące 2,5 tys. żołnierzy oddziały wojsk wewnętrznych do tzw. akcji antyterrorystycznej”: - Ja byłem w kontakcie z sekretarzem generalnym Sojuszu Północnoatlantyckiego i widziałem też oświadczenie głównodowodzącego wojsk Sojuszu Północnoatlantyckiego w Europie, które też śledziły rozwój tej sytuacji - tłumaczy Sikorski.

Cóż takiego miałoby zrobić NATO w tej sytuacji? Tego nie powiedział, a my szczególnie dziś wiemy, że raczej nie paliłoby się do interwencji przeciwko legalnie przecież wybranej władzy w kraju spoza Sojuszu. Na pytanie o to, co sądzi o krytykujących go za wypowiedziane wówczas słowa „poddajcie się lub zginiecie” Sikorski odpowiedział z kolei:

- Dajmy już spokój ludziom, którzy nie mogą się przyzwyczaić do tego, że Polska osiągnęła sukces.

Nie tłumaczył i nigdy nie wyjaśnił, na czym ów sukces polegał. Wiemy jednak, co mogło go wówczas zdenerwować. Dwa dni wcześniej, podczas konferencji prasowej Jarosław Kaczyński, lider ówczesnej opozycji powiedział o kijowskiej misji Sikorskiego i pozostałych ministrów:

– Gdy trwały te rozmowy, Janukowycz już żadnych kart nie miał. Czy zbuntowały się resorty siłowe, czy Rosja nie chciała poprzeć stanu wyjątkowego, tego nie wiem, ale to była daleko posunięta obrona – podkreślił prezes PiS. Kaczyński oskarżył wówczas Sikorskiego, że ten bronił de facto Wiktora Janukowycza, używając przy tym „ciężkich gróźb”. Jak słusznie uważał Kaczyński (pokazały to późniejsze wydarzenia) ówczesny prezydent Ukrainy nie miał już szans ani na utrzymanie się na urzędzie, a tym bardziej na wprowadzenie stanu wojennego. Ukraina się go wyparła.

Tymczasem Sikorski powtarzał z uporem maniaka swoją wersje wydarzeń, jak np. 13 lutego tego roku, gdy na twitterze pisał:

„Przestrzegałem Ukraińców przed masakrą, którą szykował im Janukowycz. I Rada Majdanu poparła mnie 35:2. Podpisała porozumienie w rezultacie którego reżim się załamał, a Janukowycz zwiał”.

[twitter]https://twitter.com/sikorskiradek/status/1492934630055546886[/twitter]

Żadne fakty nie potwierdzają takiego przebiegu zdarzeń, tak jak nie potwierdzają przywoływanych na początku słów Romana Giertycha. Wpisują się one jednak w uporczywe zakłamywanie wydarzeń z Kijowa. Powód tego kłamstwa jest oczywisty. Powtórzmy: rola, jaką pełnił Sikorski na Majdanie, to jedna z jego największych kompromitacji politycznych. I nic dziwnego, że po latach on i jego środowisko starają się zniekształcić obraz zdarzeń z lutego 2014.

Historia Ukrainy, aż do dziś, kiedy toczy heroiczny bój z rosyjskim agresorem, jest znana. Wołodymyr Parasiuk walczy na froncie przeciwko armii Federacji Rosyjskiej. Obecnej działalności Sikorskiego i Romana Giertycha przypominać nie trzeba.

[video]33621[/video]

Wojciech Mucha

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.