Skali bestialstwa i zniszczeń na Ukrainie nie odda żadna kamera. Rozmowa z generałem Jarosławem Kraszewskim

Czytaj dalej
Marcin Kędryna

Skali bestialstwa i zniszczeń na Ukrainie nie odda żadna kamera. Rozmowa z generałem Jarosławem Kraszewskim

Marcin Kędryna

Wykonanie uderzeń rakietowych w takich warunkach pogodowych według mnie świadczy o jednym, Rosjanom absolutnie nie zależy na tym, gdzie te rakiety spadną - mówi w rozmowie z Marcinem Kędryną generał Jarosław Kraszewski.

Wrócił pan z Ukrainy. Jak to wygląda na żywo?

Trochę inaczej, niż to pokazuje telewizja. Skali bestialstwa i zniszczeń nie da się opisać. Widać, że państwo robi wszystko, co tylko może, żeby wrócić do normalności z jednej strony, a z drugiej widać ogromną wolę walki tych ludzi. To jest coś niesamowitego. A to wszystko w perspektywie nadchodzącej zimy, gdzie Ukraina ma ogromne problemy z energetyką i z centralnym ogrzewaniem. Największy dramat czeka dwie grupy społeczne: dzieci i osoby starsze. To jest coś, co mnie przeraża.

Przeżył pan tam te ostatnie ataki rakietowe.

Zaczęło się jak wyjeżdżałem z Kijowa. Firma z Łodzi ufundowała 100 kompletów hełmów i kamizelek taktycznych z wkładami balistycznymi w klasie czwartej, odzieży termoaktywnej, mundurów, pasów taktycznych, kombinezonów zimowych, śpiworów. Pojechałem z właścicielami tej firmy to zawieźć. Niestety drogę powrotną tak mieliśmy zaplanowaną, że pokrywała się z miejscami ataków rakietowych. Rano nic nie wskazywało, że dojdzie do ataków, ponieważ była bardzo zła widoczność (mgła) oraz niska podstawa chmur, czyli warunku wykluczające precyzyjne wykorzystanie broni rakietowej i bezpilotowych systemów powietrznych. Wykonanie uderzeń rakietowych w takich warunkach pogodowych według mnie świadczy o jednym, Rosjanom absolutnie nie zależy na tym, gdzie te rakiety spadną.

Przeżył pan ostrzały w Iraku i Afganistanie, czy się różniły od tych na Ukrainie?

Wiele systemów ostrzegania, alarmów tutaj działa, podobnie jak w bazach na misjach. Ukraińcy posiadają systemy radarowe, które pozwalają na wykrycie rakiety i przekazanie sygnału dla całego terytorium. Ludzie wiedzą, gdzie mają uciekać. Podobnie jest na misjach, gdzie wiele uwagi wysiłku skupia się na wyszkoleniu personelu bazy w takim działaniu. Natomiast nie wszyscy zdążą, nie wszyscy mogą się ewakuować, bo w przypadku takich ostrzałów rakietowo-artyleryjskich nigdy nie wiesz, gdzie i kiedy to spadnie. Ludzie już są do tego przyzwyczajeni, mają wypracowane procedury, dlatego liczba ofiar przy tych atakach jest stosunkowo niewielka. Ten ostatni ostrzał, jak wspomniałem wcześniej był prowadzony na oślep i gdziekolwiek. Bez precyzyjnego celowania i prowadzenia rakiety. Dużo ostrzałów jest wykonywanych z platform lądowych prawdo podobnie z terytorium Białorusi i Federacji Rosyjskiej, coraz mniej już z platform morskich z mórz: Azowskiego i Czarnego.

Czyli strzelają wyłącznie rakietami dalekiego zasięgu, czy także manewrującymi?

I takimi, które lecą na współrzędne i takim, które manewrują. Takie im chyba jeszcze pozostały. Strzelają wszystkim co lata powyżej 300–400 kilometrów.

Ile czasu leci taka rakieta?

Kilka minut w zależności od odległości do celu. Jest to czas, który umożliwia uruchomienie systemu obrony powietrznej, w przeciwieństwie do sytuacji z Przewodowa, gdzie rakieta przeciwlotnicza była nad terytorium Polski tylko kilka sekund.

System przeciwlotniczy najprościej rzecz ujmując działa na zasadzie, że leci rakieta, startuje rakieta przeciwlotnicza, wybucha koło tamtej i obie spadają.

Tak. Zwalczane rakiety nie podlegają 100% destrukcji. Nawet w systemie amerykańskiej tarczy antyrakietowej zakłada się, że 2–3 procent odłamków przejdzie przez atmosferą ziemską. Bo mówimy o zwalczaniu rakiet w górnej warstwie poza atmosferą ziemską. Tutaj natomiast w tych przypadkach, w zależności od typów rakiet, od 60 do 90 procent odłamków może spaść na ziemię.

Po Przewodowie pojawiły się głosy, że NATO nie jest w stanie w 100 procentach bronić swoich terenów.

Nie ma takiego państwa, które mogłoby to zrobić. Nie ma też takich systemów.

Niemcy proponują Patrioty, a minister Błaszczak mówi, to wyślijmy to na Ukrainę.

Bo te systemy, jeśli będę umieszczone na terytorium Ukrainy, między Lwowem na przykład, a granicą z Polską, będą skuteczniej bronić Ukrainy, a przez to skuteczniej także Polski. Takie systemy w tej chwili są bardziej potrzebne tam niż u nas.

Czyli, żeby rakiety nie spadały na Polskę należy je strącać poza Polską?

Patrioty stacjonujące na terenie Polski byłyby mniej efektywne, niż stacjonujące na terenie Ukrainy. Sprawna obrona powietrzna Ukrainy to także bezpieczeństwo wschodniej flanki NATO.

Czy Polska ma wyszkoloną obsługę Patriotów?

Tak. Po to właśnie była ściągnięta bateria z USA, żeby nasi żołnierze szkolili się bezpośrednio na sprzęcie w obecności instruktorów. Proces szkolenia i kształcenia żołnierzy rozpoczął się dawno temu, więc my jesteśmy już przygotowani. Przed nami tylko zgrywanie i doskonalenie procedur, a to zajmuje zdecydowanie mniej czasu niż proces poznania budowy i zasad działania sprzętu.

Jaki jest realny czas wyszkolenia takiej ekipy, po jakim czasie osiągają gotowość operacyjną?

To jest około roku, pod warunkiem, że są to już wyszkoleni na innym sprzęcie i doświadczeni. Oczywiście w tym czasie dokonuje się też wstępnego zgrania pododdziału.

Załóżmy na potrzeby rozmowy, że Niemcy, Polska, Stany Zjednoczone i Ukraina porozumiewają się w sprawie rozmieszczenia niemieckich Patriotów na Ukrainie, czy dałoby się skrócić czas do pełnej gotowości?

To można skrócić pod warunkiem, że na miejscu byłyby ekipy serwisowe, ale nie jest to realne, by Raytheon i Lockheed Martin się zgodzili na to, żeby swoje serwisy utrzymywać na terenie Ukrainy, bo mogłoby to być odebrane jako angażowanie się w konflikt.

A gdyby serwis był w Polsce? Ze Lwowa, to dwie godziny.

Można by było to tak zrobić. Na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu jest wiele miejsc, gdzie takie ekipy serwisowe mogą zorganizować tymczasowe bazy działające na korzyść przeciwlotników ukraińskich, pod warunkiem, że wszystkie prace serwisowe będą prowadzone właśnie w tych bazach.

O ile bowiem możemy wysłać sprzęt, o tyle wysłani ludzi to byłoby już angażowanie się w konflikt. Jeśli byłaby wola po stronie Ukrainy, Polski, Niemiec i USA, to ile czasu by trwało takie rozstawienie z serwisem po polskiej stronie.

Założenie tymczasowej bazy w istniejącej infrastrukturze na terenie Polski to kwestia 2-3 tygodni. Następnie bardzo intensywne szkolenie ukraińskich przeciwlotników, które w mojej ocenie będzie trwało min. 6 tygodni i jeżeli instruktorzy stwierdziliby, że są gotowi, to można rozpocząć pracę bojową na sprzęcie. Pamiętajmy o jednym, czym dłuższe szkolenie, tym skuteczniejsze działanie sprzętu i dłuższa żywotność pododdziału na polu walki.

[polecany]23839867[/polecany]

Felietony Marcina Kędryny:

[polecane]24089645, 23253795, 23226025, 23475981[/polecane]

Wywiady Marcina Kędryny:

[polecane]23350571, 23527341, 23617433[/polecane]
[polecane]22684667, 22866315, 22936273, 23283357[/polecane]

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.