Czy jak mam 20 lat i wózek z dzieckiem, można mnie wyprosić z kiosku? - pyta Polka mieszkająca we Frankfurcie. Ekspedientka: - Nie wyprosiłam!
Wczoraj zgłosiła się do nas 20-letnia matka, która opowiedziała nam o niemiłym - jak mówiła - potraktowaniu jej przez sprzedawczynię z kiosku w Słubicach. Pani Katarzyna przyszła z czteromiesięcznym dzieckiem z Frankfurtu do Słubic, żeby zarejestrować kartę telefoniczną. Punkt Plusa był zamknięty, a pani Kasia nie znała innego miejsca, w którym mogłaby to zrobić.
- Udałam się więc do kiosku RUCH-u przy al. Młodzieży Polskiej w Słubicach. Kiosk co prawda jest dość mały, ale spokojnie pomieści wózek, a także kilka osób. W środku były cztery osoby, stwierdziłam, że poczekam, aż wyjdą i dopiero wjadę wózkiem - opowiada Katarzyna Skibińska. - Nie mogłam zostawić dziecka na chodniku, bo zdawałam sobie sprawę, że zarejestrowanie karty nie potrwa minutę, ale znacznie dłużej - dodaje pani Katarzyna.
Wciąż wchodzili klienci
Czekała więc cierpliwie, aż ruch w kiosku będzie mniejszy, by wjechać wózkiem do środka. - Ruch był jednak duży i co rusz wchodzili następni klienci. A ja nadal czekałam. Kiedy w kiosku zostały już tylko trzy osoby, postanowiłam wejść do środka, bo widziałam, że spokojnie zmieszczę się z wózkiem. Kiedy już w połowie go wprowadziłam, pani sprzedająca powiedziała mi bardzo niegrzecznym tonem: „tutaj nie ma miejsca dla wózków, co pani robi, proszę wejść sama!”- relacjonuje.
Katarzyna Skibińska była zaskoczona i zbulwersowana zachowaniem sprzedawczyni, która kazała zostawić jej dziecko z wózkiem na chodniku.
Ludzie nas nie szanują
Dziennikarka „GL” poszła wczoraj do kiosku, żeby zapytać sprzedawczynię o te sprawę. - Zaproponowałam tej pani, że obsłużę ją w drzwiach, bo w środku nie było miejsca, żeby weszła z wózkiem. Gdyby nie było tylu klientów, mimo tego, że jest wywieszona kartka, która mówi o tym, żeby wózkami do środka nie wjeżdżać, przemilczałabym to i obsłużyła tę panią - zapewnia pani Agnieszka( nie chce nazwiska w gazecie), sprzedawczyni z kiosku. Jej zdaniem „ludzie często mają nieuzasadnione pretensje”. - Wydaje im się, że mają prawo obrażać, skarżyć czy nawet nam, sprzedawcom, ubliżać. Ostatnio miałam klienta, który mi ubliżał, bo poprosiłam go o numer karty, żeby móc zarejestrować telefon. Zaczął na mnie krzyczeć, że on nie wie, jaki numer, a w ogóle dlaczego punkt Plusa jest zamknięty, tak jak bym to ja była temu winna - opowiada sprzedawczyni. Widać, że jest zdenerwowana tym, że pani Katarzyna przyszła do redakcji „GL” ze skargą. - Jest mi bardzo przykro, bo to nieprawda, że wygoniłam kobietę z dzieckiem. Zaproponowałam jej przecież obsługę, ale ta pani nie chciała o tym słyszeć. Zbulwersowała się, kiedy powiedziałam, że nie ma miejsca na wózek i odeszła zdenerwowana - twierdzi pani Agnieszka.
- To jest kłamstwo. Pani z kiosku wcale mi nic nie proponowała obsługi, wręcz przeciwnie. Bardzo niegrzecznym tonem wyprosiła mnie z kiosku. I nieprawdą jest, że nie było miejsca. Spokojnie bym się zmieściła - zaprzecza słowom sprzedawczyni pani Katarzyna. - Wydaje mi się, że pani potraktowałaby inaczej starszą kobietę z dzieckiem. Ja mam 20 lat, ale to nie znaczy, że można tak traktować młode matki - kończy.