Słubice. Wielka afera o... 16 zł reszty
Ewa Stadnik poszła do Żabki po zakupy. Dopiero, gdy wyszła ze sklepu zorientowała się, brakuje jej 16 zł reszty. Wróciła do sklepu i... wywiązała się awantura
To, jak zostałam potraktowana przez właścicieli i pracowników Żabki, łamie wszelkie normy kultury. Wyśmiano mnie, poniżono i oskarżono o to, że chcę od nich wyłudzić pieniądze - poskarżyła się naszej redakcji w Słubicach Ewa Stadnik.
Do awantury doszło 6 stycznia, w święto Trzech Króli. Jak relacjonuje pani Ewa, zaczęło się od tego, że reszta z zakupów jej się nie zgadzała. - Była kolejka, bo to święto i dużo sklepów zamkniętych. Zrobiłam zakupy, odebrałam resztę i żeby nie robić tłoku, wyszłam na zewnątrz. Poszłam kawałek, gdzie było jaśniej i przeliczyłam wydane mi pieniądze. Brakowało 16 zł. Wróciłam do sklepu i pokazałam paragon i resztę. Pan, który sprzedawał powiedział, że mogłam od razu przy kasie przeliczyć pieniądze, bo teraz pewnie je zgubiłam albo wydałam gdzie indziej - opowiada pani Ewa. - Drugi pan stojący obok zaczął się ze mnie śmiać. Czułam się tak, jakbym chciała jakieś 16 zł wyłudzić.
Pani Ewa postanowiła zadzwonić na policję. Wyszła na zewnątrz. - Kiedy tam stałam, wyszła za mną pani, która również pracowała w tym dniu w sklepie. Powiedziałam jej, że zadzwoniłam po policję. Wtedy ona zaczęła mnie wyzywać. Krzyczała, że jestem nienormalna, upośledzona, że wymagam leczenia. Ja też zaczęłam na nią krzyczeć, bo mi nerwy puściły. Za dużo było emocji - mówi E. Stadnik. Policja przesłuchała obie strony i kazała zgłosić się pani Ewie w komisariacie.
Odwiedziliśmy Żabkę we wtorek. Zastaliśmy dwie osoby, które uczestniczyły w kłótni. - Ta pani wróciła do sklepu po około pół godziny i od razu zaczęła krzyczeć, że ją oszukaliśmy. Nie dała sobie nic powiedzieć. Wyzywała nas od złodziei i oszustów. Gdyby ta pani weszła i spokojnie zwróciła uwagę, że jej się reszta nie zgadza, pewnie bez przeliczenia kasy bym jej oddał. Czasami tak się zdarza, wtedy oddaję, choć później wieczorem po przeliczeniu kasy okazuje się, że to klient mnie oszukał. Ale taki już jestem. W tym przypadku nie było kompletnie z kim rozmawiać - mówi właściciel (nie zgadza się na podanie nazwiska). Do rozmowy włącza się kobieta, która kłóciła się z klientką przed sklepem. - Klientka obraca kota ogonem. Nie ubliżałam jej, to ona na dworze zaczęła mnie wyzywać od starego pruchna. Wykrzyczała, że nas obsmaruje na całe miasto - mówi zdenerwowana kobieta, żona właściciela.
- Klienci zostawiają u nas mnóstwo rzeczy. Portfele, telefony... Zawsze oddajemy, to oczywisty gest - mówi Ewa, sprzedawczyni. Właściciel: - Kiedyś kobieta zostawiła portfel z 1 tys. euro. Nie było dokumentów, ale znaleźliśmy karteczkę z numerem telefonu do Koszalina. To był numer do znajomej właścicielki. I tak dotarliśmy do słubiczanki. Czy tak postępuje oszust?
Dlaczego od razu po zgłoszeniu właściciel nie przeliczył utargu? - Było zbyt dużo ludzi - odpowiada. Po zamknięciu sklepu raport wykazał... brak 4 zł. - Właściciel mógł się pomylić o 20 zł u innego klienta na swoją niekorzyść. Wtedy znalazłoby się moje 16 zł i wyjaśnił brak 4 zł - utrzymuje pani Ewa.