Spin doktorant. O geopolityce wśród zwierząt

Czytaj dalej
Marcin Kędryna

Spin doktorant. O geopolityce wśród zwierząt

Marcin Kędryna

Pan doktor weterynarz twierdzi, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy zostaniemy zaatakowani taktyczną bronią jądrową. Kupił w związku z tym zapas konserw i generator. Pan doktor weterynarz dał się poznać jako osoba godna zaufania, gdyż wcześniej sprawdziły się jego sugestie, że szczeniak, z którym do niego jeździmy, przeżyje. Jako jeden z celów jądrowego ataku pan doktor weterynarz wymienił Poznań. Dlaczego akurat Poznań? Nie wiem. Nie wyjaśnił. Opowiadał za to, jak ważna w medycynie (i weterynarii) jest intuicja.

Jest ważna. Podobnie jak w amatorsko uprawianej geopolitologii. Moja intuicja mówi, że Poznań w ciągu najbliższego kwartału raczej atomówką nie oberwie. I o ile w kwestiach politologicznych do zdania pana doktora weterynarza będę podchodził z rezerwą, to w kwestii weterynarii mam do niego pełne zaufanie. Cóż mi innego pozostaje.

Wlewanie kroplówek w dwumiesięcznego szczeniaka chwilę trwa. Pan doktor weterynarz ma więc czas na poruszenie wielu tematów. Te medyczne są oczywiście najciekawsze, choć historia o tym, jak przed laty, we wrocławskim akademiku, student weterynarii przegryzł tętnicę innemu studentowi weterynarii też była fascynująca. I nikt nie był w stanie zrozumieć dlaczego, gdyż obaj dłuższy czas mieszkający w jednym pokoju pochodzili z jednego afrykańskiego państwa. Tak ich administracja umieściła. Żeby im było łatwiej. Umieściła nie mając świadomości, że pochodzą z różnych plemion. I, że te plemiona od setek lat nie pałają do siebie sympatią. Efekt wspólnego mieszkania był taki, że jeden z adeptów sztuki weterynaryjnej pełnił funkcję niewolnika. Drugi, tego niewolnika właściciela. Do momentu aż się niewolnik krwawo zbuntował. Pytanie: co, poza brakiem świadomości afrykańskich realiów w akademikowej administracji, miało większy wpływ na zbudowanie chęci buntu niewolnika: „Solidarność” czy peerelowska marksistowsko-leninowska propaganda.

O ile świat byłby lepszy, gdyby nasi youtubowi mędrcy podczas mądrzenia się robili też coś konkretnego: leczyli zwierzęta, gotowali, strzygli kogoś. Niektórzy mają ponoć doktoraty.

Parę dni temu, z moim kolegą z harcerstwa Arkiem trafiliśmy na - jak to określił funkcjonariusz SOP - zgromadzenie spontaniczne pod rosyjską ambasadą. Ludzi było całkiem sporo. Przez cały czas dochodzili nowi. Z zaimprowizowanej na samochodzie sceny przemawiała jakaś pani. Niezbyt mądrze, za to z zaangażowaniem. Zaangażowanie było tak duże, że w pewnym momencie zasugerowała, że gdyby Polska zerwała stosunki dyplomatyczne z Rosją, toby się wojna skończyła. Jeśli mam być szczery, a ja od dzisiaj chcę być szczery, też byłbym za zerwaniem tych stosunków. Nie dlatego że wierzę, że by to doprowadziło do zakończenia wojny, ale dlatego że byśmy mogli odzyskać teren, gdzie ambasada rosyjska stoi, bo to sam środek Warszawy. Rzut beretem od bardzo ważnych instytucji. Kiedy w przyszłości by się te stosunki znów nawiązywało, ambasada Rosji by mogła być na przykład w Wyszkowie. Gdzieś koło probostwa.

Niestety mądrzy ludzie mówią, że zrywanie stosunków do niczego dobrego nie prowadzi. Kiedyś zerwała (z ZSRS) Wielka Brytania. Pożytku nie było.

Parę godzin później, na placu Zbawiciela zobaczyliśmy dwie Ukrainki, które wracały spod ambasady. Poznaliśmy to po namalowanych na tekturze wezwaniach do wspierania Ukrainy. Rzuciłem, że chciałbym taką na pamiątkę mieć. Kolega Arek - obrotny człowiek - natychmiast rozpoczął negocjacje. Dziewczyny nie chciały się tektur pozbyć, gdyż były one do wielokrotnego demonstracyjnego użytku. Zacząłem odciągać Arka, ale on zaproponował pieniądze. Tłumaczył, że zawsze mogą sobie nowe transparenty zrobić. Zaoferowałem 50 złotych (tylko taki banknot miałem). No i w ten sposób zostałem posiadaczem tektury z twarzą owiniętej zakrwawionym bandażem kobiety z żółto niebieską flagą i napisem: Safe Ukraine. Dziewczyny zaczęły mi dziękować, po czym z dumą, za pomocą aplikacji, wpłaciły równowartość pięciu dych na fundusz wspierania ukraińskiej armii. Głupio mi się zrobiło, bo pierwsza myśl moja była, że wypiją sobie po kolejnym piwie.

Przypomniało mi się idiotyczne „stop ukrainizacji Polski” ( internetowa akcja). Mam dokładnie odwrotne zdanie. Chciałbym, żeby młodzi Polacy się ukrainizowali. Bo dziś trudno mi sobie wyobrazić, żeby się zachowywali, jak te dziewczyny.

„Stop ukrainizacji Polski” jest naprawdę głupie. Zasięgi, które robi nie świadczą o naszych bliźnich specjalnie dobrze. Pan doktor weterynarz twierdzi, że komuś zależy na tym, żeby społeczeństwo było jak najgłupsze. Warto się nad tym zastanowić, bo to bardzo dobry weterynarz.

Marcin Kędryna

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.