Sprawa defibrylatorów i diet wywołała sporo złych emocji

Czytaj dalej
Fot. WOPR LUbniewice
Renata Hryniewicz

Sprawa defibrylatorów i diet wywołała sporo złych emocji

Renata Hryniewicz

Pół roku temu radni zdecydowali jednogłośnie, że przekażą diety na zakup defibrylatorów. Kiedy jednak nadszedł czas rozliczenia, okazało się, że pieniędzy brakuje...

Zakup defibrylatorów za diety radnych to pomysł jednego z radnych - Przemysława Matczaka. Za pięć kolejnych diet Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe miało - jak twierdzi pomysłodawca - zakupić pięć defibrylatorów (to urządzenie do wywoływania elektrowstrząsów) za 22 tys. zł.

Defibrylatoty zostały zamówione, faktura wystawiona, a gdy przyszedł czas zapłaty okazało się, że na koncie jest niecałe 19 tys. zł.

Na sesji rady miejskiej radny Matczak poprosił więc skarbniczkę o przeczytanie, kto z radnych i jaką kwotę przeznaczył na sprzęt ratujący życie. Wtedy przewodniczący rady Edward Białek zaoponował i nie pozwolił na ujawnienie tych informacji. Jak stwierdził, radni poinformowali go, że sobie tego nie życzą.

Po konfrontacji z prawnikiem, który zaznaczył, że takie informacje są publiczne, przewodniczący Białek znów zabrał głos. Ponformował, że skarbniczka może przeczytać nazwiska tylko tych radnych, którzy się zgodzą na ujawnienie informacji.

Na upublicznienie informacji o wpłatach na zakup sprzętu zgodziło się 12 radnych. I ci - jak się okazało - przekazali na konto gminy pełne pięć diet. Przewodniczący rady przekazał 3 tys. zł (niecałe trzy diety), a dwóch kolejnych radnych nie zgodziło się na publikację informacji ich dotyczących.

- To była ciekawa inicjatywa radnych, ale powinni oni wziąć pełną odpowiedzialność za realizację swoich ustaleń - komentuje burmistrz Radosław Sosnowski. I dodaje: - Jest to sprawa między nimi, ale - obiektywnie - jeśli mowa jest o konkretnej liczbie diet, których mieli się zrzec, to uważam, że powinno się do tego podejść konsekwentnie i honorowo.

- Dziękuję tym radnym, którzy wywiązali się z danego słowa. Tym, którzy słowa nie dotrzymali, - chyba podziękują mieszkańcy - mówi radny Matczak. - Pięć diet- tak przegłosowaliśmy - to pięć defibrylatorów. 14 radnych obecnych na sesji i jak jeden mąż zagłosowało „za”. Radny, który był wtedy nieobecny, wpłacił pięć diet i to się chwali. Część radnych nie potrafi zrozumieć istoty tej funkcji, którą pełnią.

Skontaktowaliśmy się z przewodniczącym rady Edwardem Białkiem, który przedstawia sprawę całkiem inaczej.

- Nie jest tak, że osoby, które nie pozwoliły na wyczytanie przez panią skarbnik na sesji swoich nazwisk, diet nie przekazały. Jedna radna udowodniła, że wpłaciła wszystkie pięć diet, publikując zaraz po sesji, dowody wpłat na Facebooku - mówi E. Białek. - Ale nie w tym rzecz. Prawda wygląda zupełnie inaczej. 6 grudnia na sesji przegłosowaliśmy zakup czterech defibrylatorów. Nie pięciu. Nie było też ustalonej konkretnie wysokości kwoty do zebrania. Mieliśmy przekazywać diety do momentu uzbierania kwoty na cztery defibrylatory.

Przewodniczący wylicza, że koszt jednego - w cenie promocyjnej, dla WOPR-u - to około 4, 5 tys. zł. Czyli cztery sztuki kosztowałyby 18 tys. zł. - Na konto wpłynęło 19 tys., więc w czym jest problem? - pyta Białek. - Przecież to nie jest tak, że radni diety mają za nic. Część z nich, żeby być na sesji czy komisji, musi się zwolnić z pracy i nie ma za te godziny zapłacone, a pieniądze na ten szczytny cel przekazali. Może więc zamiast ich szkalować, po prostu im za to podziękujmy. I mówmy zawsze prawdę. Sesję można zobaczyć w internecie i dowiedzieć się, jak było - dodaje.

Renata Hryniewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.