Stado dzików w biały dzień chodzi sobie po osiedlu w Sulęcinie
Mieszkańcy osiedla Słonecznego w Sulęcinie skarżą się na grasujące pod oknami dziki. Zwierzęta wchodzą nawet na plac zabaw... Problem z dzikami był też w Kostrzynie.
- Na osiedle Słoneczne od jakiegoś czasu przychodzą dziki. Władze nic z tym nie robią, a dzika zwierzyna wchodzi na place zabaw i straszy dzieci - poinformował nas na Facebo - oku Czytelnik z Sulęcina. Podesłał też więcej zdjęć (zobacz na gazetalubuska.pl/sulecin). - Ile jeszcze trzeba czekać na jakąkolwiek interwencję? Do momentu, aż dojdzie do jakiejś tragedii? - pytał Czytelnik.
Mieszkańcy są bezradni. - Jest coraz gorzej. Te dziki w ogóle się nie boją! W biały dzień chodzą jak koty pod balkonem. Parę dni temu podszedłem do jednego na odległość pół metra. Dopóki nie krzyknąłem, on się nawet nie poruszył - mówi pan Dariusz
(nie chce nazwiska w gazecie), mieszkaniec oś. Słonecznego.
- One wchodzą na plac zabaw, a ostatnio nawet słyszałem, że dziecko nie mogło wejść do domu, bo dzik był przy klatce schodowej.
Pan Darek jest zły, bo niektórzy mieszkańcy dokarmiają zwierzęta, a te przez to chętniej przychodzą na osiedle i jest ich coraz więcej. - Zobaczyłem, jak jedna z sąsiadek rzuca im z balkonu jedzenie. Zwróciłem jej na to uwagę. Odpowiedziała mi, że one są niewinne i bezbronne. Tłumaczyłem, że przecież to dzikie zwierzęta. Że tak nie można. Że stwarzają niebezpieczeństwo... Wszystko na nic - mówi pan Dariusz.
Gmina szuka firmy, która upora się z dzikami
Zadzwoniliśmy wczoraj do urzędu miejskiego z pytaniem, czy w tej sprawie urzędnicy cokolwiek robią. - Rozmawialiśmy z firmą, która miała się podjąć odłowienia dzików z tego terenu. Ale się wycofała. Trwają rozmowy z inną firmą. Mam nadzieję, że problem niebawem się rozwiąże i mieszkańcy odetchną z ulgą - mówi „GL” Robert Komorowski, miejski urzędnik z Sulęcina. - Tylko, że jeśli ludzie będą dziki karmić, one będą wracały. Jeśli nie te, to przyjdą inne. Prosimy więc mieszkańców - tym razem za pośrednictwem „Gazety Lubuskiej” - o niedokarmianie zwierząt. Inaczej nigdy nie rozwiążemy problemu.
Słowa R. Komorowskiego potwierdza Edward Zabawa, łowczy koła łowieckiego Szop w Wędrzynie: - Dziki, szczególnie młode, albo locha z małymi, idą tam, gdzie jest łatwy kąsek. W tym przypadku na osiedlu. Słonecznym gotowy. Czeka pod oknami - mówi łowczy. I powtarza: - Ludzie nie są dla dzików zagrożeniem, a pokarm podany jest jak na tacy. Jeżeli mieszkańcy będą karmili dziki, to mają problem na własne życzenie.
Myśliwi: zrobiliśmy już to, co było w naszej mocy
Koło łowieckie Szop jesienią minionego roku oraz w styczniu i lutym tego roku przeprowadziło dodatkowe polowania zbiorowe w okolicy osiedla. - Goniliśmy dziki w głąb lasu, żeby były jak najdalej od osiedla. Zrobiliśmy też pasy zaporowe (to wąskie pasy, na których wykłada się pokarm dla zwierzyny, żeby zatrzymać ją w łowisku - dop. red.), w odległości kilkaset metrów od Sulęcina - mówi łowczy. I dodaje: - Ze swojej strony zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Nie możemy polować ani w mieście, ani 150 m od lasu i 500 m od skupiska ludzi.
Czy firma, z którą rozmawia gmina Sulęcin, jest w stanie rozwiązać problem z dzikami? - Może byłoby to rozwiązanie, ale dziki należy wyłapać i wywieźć daleko stąd. Jeśli będą wywiezione zbyt blisko, potrafią wrócić tam, gdzie jest łatwe do zdobycia jedzenie - tłumaczy łowczy.
Z dzikami walczyli także mieszkańcy Kostrzyna. Tutaj te zwierzęta dosłownie stadami przemierzały ulice miasta, podchodziły do zabudowań, a nawet na teren szkoły. Tymczasem niektórzy mieszkańcy, jakby nigdy nic je dokarmiali. Jak sprawa wygląda dziś?
Ludzie wysypują jedzenie, a dziki idą jak do stołówki
- Jest znacznie lepiej, ale wciąż trzeba podejmować działania, żeby uniknąć kolejnej fali tych dzikich zwierząt - mówi Zbigniew Biedulski, wiceburmistrz. - Ostatnio uzgadnialiśmy z kołem łowieckim odstrzał dzików na ten rok na 200 sztuk. Tak dużo jeszcze nie było.
Gmina wspomaga leśników i myśliwych, finansując zakup kukurydzy, z której leśnicy robią pas zaporowy. - Dzik ma bardzo dobre powonienie, a kukurydza jest jego przysmakiem. Jeśli więc dostanie ją „po drodze do miasta”, dalej nie pójdzie - mówi wiceburmistrz.
„Kostrzyńskie” dziki obecnie pokazują się na osiedlu. Drzewice. - Zaobserwowaliśmy, że co niektórzy mieszkańcy Drzewic wysypują jedzonko za płot, a dziki przychodzą do stołówki. No i za chwilę znów będzie problem, że dziki grasują po całym Kostrzynie - mówi wiceburmistrz Biedulski.