- Byli zgodnym małżeństwem._Do dziś nie dochodzi do mnie to, co się stało. To okropna tragedia... - mówi sąsiadka małżeństwa, pani Gabriela
Pani Małgorzata miała 77 lat. Pan Zdzisław 80. Byli razem całe życie. Aż do ostatniego dnia. To właśnie w ich domu w Motylewie (gm. Bogdaniec) doszło w sobotę do nieszczęścia. - Małżeństwo uległo zatruciu gazami pożarowymi. Pomimo godzinnej reanimacji, nie udało się przywrócić ich funkcji życiowych - informuje Bartłomiej Mądry, rzecznik gorzowskiej straży.
Wezwanie do strażaków przyszło dokładnie o 7.57. W pierwszej kolejności na miejsce dojechały dwa zastępy ochotników z Bogdańca. Później jeszcze cztery z Gorzowa.- W kuchni doszło do niewielkiego pożaru. Najpewniej z pieca wypadł żar. Przy kuchence leżało drewno, które się zapaliło. Zniszczenia nie były duże. Pomieszczenie było mocno okopcone od dymu, ale nie spaliły się nawet firanki, co często zdarza się w takich sytuacjach - mówi Krzysztof Nowak z OSP Bogdaniec. Małżeństwo albo nie zorientowało się, że w domu jest pożar, albo gdy się zorientowało, było już za późno...
Chcieli się ratować?
Dom małżeństwa stoi przy samej drodze na skraju wsi. Nikogo w nim nie ma. Słychać jedynie ujadanie psów na podwórku. Najbliższa sąsiadka małżeństwa, pani Gabriela, mówi, że pani Małgorzata była jej przyjaciółką. - Cały czas nie wierzę w to co się stało - opowiada poruszona kobieta.
Małżeństwo znalazła córka. - Przyszła z samego rana, bo chciała oporządzić kury. Jak zawsze. Ona (ofiara - dop. red.) miała problemy z chodzeniem, on z sercem - opowiada kobieta. Gdy córka nie mogła dostać się do domu, pobiegła po sąsiada. Razem wyważyli drzwi. - Ona leżała tuż przy samych drzwiach wyjściowych. A on w pokoju. Może to było tak, że Małgosia starała się jeszcze ratować, chciała wzywać pomocy... Do dziś mnie tam nie było. Za mocno to przeżywam - opowiada sąsiadka tragicznie zmarłego małżeństwa.
Strażacy alarmują
Od kiedy na dobre rozpoczął się sezon grzewczy, strażacy mają wiele wezwań do zatruć, ale to pierwsza tak wielka tragedia.
- Problemem często są niedrożne przewody kominowe. Wiele osób stara się je czyścić na własną rękę, różnymi niebezpiecznymi sposobami. Nie można tak robić - mówi Krzysztof Nowak.
Rzecznik gorzowskich strażaków podkreśla: - Niestety, ale do podobnych tragedii dochodzi często z powodu naszej nieuwagi. Przy tego typu piecach nie możemy trzymać w pobliżu drewna. Zdarza się, że żar wydostaje się z nich na zewnątrz. Dlatego też w każdym pokoju powinny być czujki dymu. Kosztują kilkadziesiąt złotych, a mogą uratować nam życie - mówi Bartłomiej Mądry.