Tajemnicza śmierć rodziny. Józef, Augusta i Romek zginęli od strzałów w głowę...

Czytaj dalej
Fot. Pracownia „Pomost”, archiwum Aleksego Seperanta
Szymon Kozica

Tajemnicza śmierć rodziny. Józef, Augusta i Romek zginęli od strzałów w głowę...

Szymon Kozica

Samobójstwo? A może jednak morderstwo? Jak zginęła rodzina Gumowskich? Czy „spowiedź” Twardowskiego była prawdziwa? Co naprawdę wydarzyło się w przysiółku Depot 71 lat temu?

O tej historii z 1945 roku pisałem także przed tygodniem. - To było samobójstwo - mówił mi Aleksy Seperant, który miał wtedy 14 lat i w czasie wojny mieszkał w przysiółku Depot pod Dąbrówką Wlkp. Dr Marceli Tureczek, historyk z Uniwersytetu Zielonogórskiego, nie wykluczałby jednak udziału osób trzecich. Wszak przy zwłokach nie znaleziono broni. Ale znam jeszcze jedną wersję wydarzeń...

A było tak. Niespełna miesiąc temu, 25 kwietnia, ekipa Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych „Pomost” z Poznania ekshumowała szczątki trzech osób w lesie nieopodal przysiółka Depot. Na początku maja Ewa Kubicka, dyrektor Szkoły Podstawowej w Dąbrówce, skontaktowała mnie z Aleksym Seperantem. Od niego dowiedziałem się, że w mogile spoczywała rodzina Gumowskich. Jak zginęli? Według pana Aleksego, popełnili samobójstwo.

W roku 1944 albo jeszcze w 1943 do Depotu przybyli Litwini: Gumowscy (ojciec Józef, matka, syn Roman) i Twardowscy (ojciec Karol, matka Monika, córka Natalia, babka). Zamieszkali w dziesięciorodzinnym domu, byli sąsiadami Seperantów. Niemcy dali im łóżka, sienniki, szafy i po jednym rowerze, żeby mężczyźni mogli dojeżdżać do pracy na kolei w Zbąszynku. Pod koniec stycznia 1945 roku wkroczyła armia sowiecka i któregoś dnia Józef i Karol z roboty nie wrócili. Zostali aresztowani, siedzieli w Zbąszynku. Ale uciekli. Wtedy na celowniku znalazły się ich żony. Pewnego wieczora w mieszkaniu Gumowskiej, która była w ciąży, pojawili się radzieccy żołnierze i zhańbili ją. Nazajutrz kobieta wraz z Romkiem poszła do lasu. I już nie wróciła. Ciała całej rodziny - ojca, matki i dziecka - znalazł milicjant Karcz. Wszyscy troje mieli przestrzelone głowy. Broni nie znaleziono. Gumowscy zostali pochowani w lesie. Nieopodal odkryto ziemiankę, w której Józef i Karol mieli się ukrywać po ucieczce z aresztu. Tak pan Aleksy relacjonował mi wydarzenia sprzed ponad 70 lat. Dodał, że nigdy potem nie widział Twardowskiego, którego rodzina opuściła Depot, gdy wysiedlano Niemców.

„Twarzyczka skrzywiona od płaczu”

Dr Marceli Tureczek zwraca jednak uwagę, że śmierć Gumowskich mogła nie być samobójstwem. Po pierwsze: przy zwłokach nie odnaleziono broni. Po drugie: poszukiwany przez milicję Twardowski przepadł bez wieści. Historyk powołuje się na protokół ze zbiorów Muzeum Ziemi Międzyrzeckiej. Pod dokumentem z 20 marca 1945 roku podpisali się: Obwodowy Komendant Milicji na Pogranicze, Komendant Milicji Nowy-Zbąszyń, Komendant Milicji Wielka-Dąbrówka i Posterunkowy Milicji Nowy-Zbąszyń. To oni 19 marca 1945 roku o godzinie 8 udali się na „miejsce wypadku”. Z protokołu:

„Zabici są: Gumowski Józef, jego żona Gumowska Augusta urodzona Reder i 6-letni synek ich Gumowski Roman. Zabitych znalazł dnia 17-go marca 1945 w lesie 400 mtr. od ich domu zamieszkania Polak Karcz Stanisław, (...) zamieszkały w Kolonji Dąbrowieckiej. Karcz, który zaprzyjaźniony był z rodziną Gumowskich, nie widząc ich od dłuższego czasu, zamierzał tego dnia ich odwiedzić i idąc właśnie lasem natrafił na zabitych.

W dalszym toku śledztwa stwierdzono, iż Gumowski Józef został celem przesłuchania w dniu 22.2.1945 wraz z innymi mieszkańcami zabrany do Meseritz (Międzyrzecz - dop. red.). Wśród zatrzymanych znajdował się także sąsiad Gumowskiego - Twardowski. Obydwaj zatrudnieni byli jako robotnicy kolejowi na stacji Nowy-Zbąszyń, gdzie też zostali aresztowani. Żony obydwóch w tym czasie przebywały w domu.

W poniedziałek dnia 12.3.1945 zjawiła się Gumowska silnie zdenerwowana do sąsiadującej z nią Hanuszewskiej Zofji, wręczając jej klucze swojego mieszkania, zezwalając jej na zabranie potrzebnych sprzętów gospodarskich i oświadczyła, iż prawdopodobnie więcej nie wróci, bo ma zamiar skończyć z życiem, które dla niej nie przedstawia już żadnej wartości. Następnego dnia (...) Gumowska wraz ze synkiem w towarzystwie Twardowskiej udały się w drogę i od tego czasu zniknęły bez śladu.

Kiedy i jak Gumowska spotkała się z mężem swoim wracającym z Meseritz z przesłuchania, pozostaje zagadką - we wsi nikt Gumowskiego nie widział. Gumowscy byli narodowości litwińskiej, za niemieckich czasów traktowani jako niemcy, on wyznania rz.katolickiego, ona ewangielickiego. Gumowska była w czwartym miesiącu ciąży.

Jak wykazały oględziny, wszyscy trzej zostali jednym celnym strzałem w skroń pozbawieni życia. Pozycje zabitych: chłopczyk w pozycji leżącej, ręce skrzyżowane, w prawej rączce chusteczkę, twarzyczka skrzywiona od płaczu. Gumowska leżała twarzą do ziemi, ręce miała skrzyżowane. Gumowski leżał wyciągnięty w znak z rozłożonymi rękoma. W pobliżu zabitych znaleziono: dwie łyski (powinno być łuski - dop. red.), jeden nabój - samej broni nie znaleziono.

Rodziny Twardowskich dotychczas nie odnaleziono - dalsze śledztwo w toku. Celem dalszego śledztwa obeszliśmy zagajnik w promieniu 500 mtr. i znaleziono starannie wykopany schron na trzy osoby - wejście w wielkości 60 cm. w kwadracie. Wykopana ziemia rozrzucona była cienką warstwą po powierzchni i celem zamaskowania przykryta iglicą (chodzi o igliwie - dop. red.). Sam schron przykryty był płótnem namiotowym i gęsto pokryty iglicą. Znajdowały się w nim dwa granaty ręczne typu niemieckiego, płaszcz męski, poduszka, koc i 25 kg. kartofli”.

Józef, Augusta i 6-letni Roman Gumowscy zostali pochowani we wspólnej mogile w lesie w marcu 1945 roku
Pracownia „Pomost”, archiwum Aleksego Seperanta Józef, Augusta i 6-letni Roman Gumowscy zostali pochowani we wspólnej mogile w lesie w marcu 1945 roku

„Spowiedź” Twardowskiego...

W milicyjnym protokole pojawia się nazwisko Zofii Hanuszewskiej, sąsiadki Gumowskich. Jej syn Jerzy też sporo wiedział o historii, która wydarzyła się w Depocie. Miał wtedy 15 lat. - Opowiadał mi o tym - przypomina sobie Wanda Litecka z Zielonej Góry Raculi, córka pana Jerzego, która skontaktowała się ze mną po lekturze artykułu z poprzedniego Magazynu „Gazety Lubuskiej”. Jej ojciec był telegrafistą w Zbąszynku i Rzepinie, siatkarzem w Unii Gorzów, wreszcie - przez Nową Sól i Sulechów - wylądował w Świebodzinie, gdzie został dyrektorem Przedsiębiorstwa Sprzętowo-Transportowego Budownictwa Rolniczego. Pan Jerzy już nie żyje, zmarł w 2000 roku. Ale dwa lata wcześniej napisał artykuł „Tragedia w lesie”, który ukazał się w „Okolicach Najbliższych”, a dotyczył tajemniczej śmierci Gumowskich.

„(...) wziąłem karabin i wyruszyłem do lasu na poszukiwania. Leżeli na styku wyrośniętego lasu z młodnikiem. Romek buzią do ziemi, z naciągniętą na oczy czapeczką z pomponem. W zaciśniętej piąstce trzymał chusteczkę do nosa. Pewnie płakał. Z tyłu główki był widoczny otwór po pocisku, który nie przeszedł na wylot. Obok na brzuchu leżała Gumowska z przestrzeloną głową. Ręce miała schowane w rękawach kożuszka. Nieopodal na wznak leżał Gumowski z przestrzeloną skronią. Nie było broni. Nie było także Twardowskiego.

Nisko pochylony wlazłem do młodnika. Znalazłem wykopaną jamę, wyłożoną kocami. Na wierzchu leżały trzy granaty. Nic poza tym. Przyjechała powiadomiona o tym milicja, coś w notesie popisała i pomogła mi zakopać trupy.

Minęło parę miesięcy od tego wydarzenia. Zbliżała się jesień, a ja ciągle miałem przed oczami małego Romka i rozmyślałem o strasznej śmierci, którą jemu i jego rodzicom ktoś zadał. Mieszkańcy leśnej kolonii orzekli, że rodzinę Gumowskich zamordował Twardowski, i dlatego nie pokazuje się w osadzie. Od tej pory cała społeczność zaczęła się od Twardowskich odsuwać. (...)

Pewnego wieczoru przyszła do mnie staruszka, matka Twardowskiego. Powiedziała, że jej synowa chce się ze mną widzieć. Poszedłem. W kuchni panował półmrok, kiepsko rozjaśniony świeczką. Przy stole siedziała żona Twardowskiego, dziwnie spięta i spoglądająca na kogoś za szafą. W końcu i ja go dostrzegłem. Twardowski. Siedział i w ręku trzymał pistolet. (...)

- Wiem, że wszyscy sądzicie, że ja zabiłem Gumowskich - zaczął mówić. - To jest nieprawda. Kiedy zobaczyliśmy Gumowską, nadchodzącą do naszej kryjówki w biały dzień, i to z dzieckiem, byliśmy wściekli. Miała nakazane, że może tylko przychodzić po zmierzchu. Płacząc, opowiedziała, co się stało w jej domu. Zaczęła namawiać męża, żeby popełnić samobójstwo. Mówiła: „Co to będzie za życie? Kto wychowa Romka i to dziecko, które noszę w sobie? Jak nas zamkną, to chyba i powieszą...”. Gumowski początkowo nie godził się na samobójstwo, ale w końcu jej argumenty go przekonały. W tym momencie mały wyrwał się jej z ręki i zaczął uciekać do lasu, a oni oboje gonili go jak opętani. „Nie zabijajcie mnie, chcę żyć”, wołał Romek. W końcu odcięła mu drogę Gumowska i całym ciałem przycisnęła do ziemi. Rozpaczliwy skowyt malca przeszedł w kwilenie: „Mamusiu, nie zabijajcie mnie”... A Gumowska jak obłąkana przygniatała chłopca do ziemi i naciągała mu czapeczkę na oczy. Krzyczała do męża: „Strzelaj, strzelaj!”. Wtedy Gumowski wyciągnął rękę z pistoletem w moją stronę i prosił: „Masz, zastrzel nas wszystkich”... Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, pokręciłem tylko przecząco głową. Wówczas on strzelił małemu w głowę. Nie mogłem patrzeć na agonię dziecka i rzuciłem się do ucieczki. Nie wiem, jak długo błąkałem się po lesie. Kiedy wróciłem, leżeli wszyscy martwi. Z ręki Gumowskiego wyjąłem pistolet. To jest ten, który trzymam w ręce... Przez parę miesięcy kryłem się po lasach jak zwierzę. Przymierałem głodem. Moja rodzina też. Nikt nie chciał pomóc rodzinie mordercy. A dla mnie już ratunku żadnego. Dlatego postanowiłem to skończyć i uciec z żoną i dziećmi z tego kraju. Za chwilę ruszymy do granicy. Ale nim co, musiałem ci opowiedzieć prawdę o tamtym wydarzeniu...

(...) Nie poszedłem na milicję. Nie powiedziałem o tym spotkaniu nikomu. Twardowskich nie spotkałem później już nigdy w życiu. Prawdopodobnie udało się im uciec na Zachód. (...) Minęło tyle lat. Jestem już człowiekiem w podeszłym wieku i do dziś w mej głowie kołaczą się pytania, na które nie ma odpowiedzi. Czy „spowiedź” Twardowskiego była prawdziwa? Czy opowiedział mi o tym tylko po to, żeby się asekurować na wypadek, gdyby ich złapali? No i pytanie najważniejsze: Jakie zbrodnie popełnili u boku Niemców, prawdopodobnie na Litwie, Gumowski i Twardowski? Zwłaszcza Gumowski, który w tak straszny sposób unicestwił całą rodzinę i siebie?”.

***
Samobójstwo? Morderstwo? Która wersja jest najbliższa prawdy? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy... Ale już samo odkrywanie tajemnicy sprzed ponad 70 lat ma w sobie to, co pociąga mnie najbardziej.

Szymon Kozica

Z „Gazetą Lubuską” jestem związany od lipca 2000 roku - wtedy przyszedłem na praktyki do Działu Sportowego. Pracuję w redakcji w Zielonej Górze. Interesuję się sportem, ze szczególnym uwzględnieniem lekkiej atletyki i żużla, a także tym, co dzieje się w Zielonej Górze. Uwielbiam żywe lekcje historii, czyli wspomnienia Czytelników pochodzących z Kresów i nie tylko z Kresów. Czas wolny chętnie spędzam z książką w ręku. Moim ulubionym autorem jest Gabriel García Márquez, który o sobie mówił tak: „W gruncie rzeczy nie jestem ani nie będę nikim więcej niż jednym z szesnaściorga dzieci telegrafisty z Aracataki”.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.