To nie ofiary wojny, tylko katastrofy

Czytaj dalej
Fot. Maksymilian Frąckowiak, Pomost
Dariusz Chajewski

To nie ofiary wojny, tylko katastrofy

Dariusz Chajewski

W nocy z 26 na 27 grudnia 1941 roku, na stacji w Drzewcach, pociąg osobowy najechał na towarowy. Na końcu tego drugiego znajdowały się cysterny... Pasażerowie nie mieli żadnych szans.

Szachulcowy budynek stacyjki w Drzewcach wygląda niemal jak z bajki. Mimo zaniedbania, prezentuje się sielsko. Stąd nieco szokująco brzmi informacja, że to właśnie tutaj doszło do największej katastrofy kolejowej w dziejach niemieckich kolei oraz kolei na obecnych terenach Polski.

– Tak, oczywiście, słyszałam, ale dowiedziałam się niedawno, gdy syn znalazł informację w internecie – mówi ubrana w różową bluzkę kobieta, która akurat pieliła ogródek tuż obok stacji w Drzewcach.

– To zdarzyło się na drugim przejeździe stąd, tam kiedyś była nastawnia Drzewce Grochań – uzupełnia mężczyzna piłujący drewno kilka domów dalej.

Po Drzewcach Grochań nie ma ani śladu. Leśny przejazd na zelektryfikowanej kolejowej magistrali...
Taki mamy klimat

Kilka kilometrów dalej, na cmentarzu w Korytach, słychać pracującą koparkę. Typowa, tonąca w trawach poniemiecka nekropolia z pozostałościami nagrobków sterczącymi jak wyrzut sumienia. Obok nowa, ta polska. Koparka coraz głębiej wchodzi w grunt. W sąsiednim wykopie, z łopatkami i pędzelkami w dłoniach, pracują dwaj młodzi ludzie. Każdy ruch odsłania kolejny fragment... szkieletu. Ludzkiego szkieletu.

– Widzisz, ten też, o tutaj i tutaj, ma w charakterystyczny sposób złamane kości udowe – pokazuje Maciej Erdmann.
– Jak myślisz, może to z tego powodu, że w chwili eksplozji ta osoba siedziała? – zastanawia się Maksymilian Frąckowiak.
Jeden szkielet, drugi, trzeci... Kryją się pod długim rzędem trumien, po których pozostały jedynie ledwie widoczne zarysy.

– O tej mogile poinformowali nas Niemcy – tłumaczy Tomasz Czabański, szef Pracowni Badań Historycznych i Archeologicznych „Pomost”. – Początkowo nie mieliśmy żadnych informacji na temat usytuowania pochówków. Jedyna pewna wiadomość mówiła, że powinniśmy ich szukać w okolicy cmentarnego krzyża. Wytypowaliśmy to miejsce i natychmiast okazało się, że był to właściwy trop. Pierwszego dnia znaleźliśmy szczątki siedmiu osób, kolejny ranek i następnych pięć. Szukamy dalej.

Jak zakładają badacze, w najbliższej okolicy powinny znajdować się szczątki 44 osób. Według dokumentów niemieckich kolei właśnie tylu ofiarom udało się przypisać tożsamość. Nawiasem mówiąc, w ówczesnej prasie podano informację o 33 osobach. Cóż, władze III Rzeszy nie miały czym się chwalić. Ale jedno jest pewne: było ich znacznie więcej. Przyjmuje się co najmniej 281. Skąd zatem ta rozbieżność?

– Jak można wyczytać w dokumentach, owe 44 osoby pochowano na cmentarzu w Korytach, a niezidentyfikowaną liczbę ofiar we wspólnej mogile – dodaje Czabański. – Jak zauważamy, ludzie ci zginęli w dramatycznych okolicznościach: ich kości są połamane, czaszki uszkodzone, widać ślady ognia. Należy przyjąć, że szczątki innych ofiar musiały być w znacznie gorszym stanie, sądzę, że uniemożliwiającym identyfikację. Zapewne zostały zgromadzone w jakiejś wspólnej mogile i właśnie ich szukamy.
W raporcie niemieckich kolejarzy znajduje się stwierdzenie: „wagony w stanie nierozpoznawalnym”. W takim razie nietrudno się domyślić, w jakim stanie były ciała ofiar.

To nie byli kolejarze

– Moi rodzice przyjechali tutaj w 1945 roku i o tym, że jakiś zbiorowy grób znajduje się na naszym cmentarzu, mówiło się zawsze
– dodaje Stanisław Topolski z Koryt. – Mój tato był sołtysem i słyszał tę historię od swojego poprzednika, niemieckiego sołtysa. Z tym, że u nas mówiło się, że to ciała niemieckich kolejarzy.

To była ostra zima, sypał gęsty śnieg. W nocy z 26 na 27 grudnia jakiś kilometr przed stacją w Drzewcach zatrzymał się pociąg towarowy. Stanął przed semaforami. Na jego końcu znajdowały się cysterny wypełnione paliwem.

– Nie wiadomo, dlaczego tam się zatrzymał – dodaje Adam Białas z „Pomostu”, który nie tylko jest strażakiem, ale jeszcze interesuje się historią kolei. – Może przy tak ograniczonej widoczności nie zauważył sygnalizacji? W każdym razie zatłoczony osobowy pociąg pospieszny wpadł na ostatnie wagony-cysterny stojącego pod semaforem składu towarowego. Wybuch, błyskawicznie rozprzestrzeniający się ogień, który opanował cysterny, lokomotywę, wagon pocztowy, sypialny i kilka następnych z osobowego. Pociągiem podróżowali urlopowani żołnierze Wehrmachtu, wracający na front wschodni.

To była noc z soboty na niedzielę, między Bożym Narodzeniem a końcem roku. Pociąg był pełen...

Wagon pocztowy, sypialny, wagony pierwszej i drugiej klasy... Pociąg zapewne był zatłoczony, bo był to okres świąteczny, na dodatek żołnierze wracający na front po świątecznym urlopie. Jak wyliczono, powinno nim podróżować około 300 osób.
Słysząc o odkryciu na cmentarzu w Korytach, natychmiast przyjechał tutaj Steffen Buhr, niemiecki pasjonat historii kolei. Jak przyznaje, najbardziej interesuje się rozwiązaniami technicznymi stosowanymi na żelaznych szlakach. Na jego stronie interneto¬wej można znaleźć kompendium informacji także na temat katastrofy. Wszystko, co wiadomo.

– O wypadku kolejowym w Eschede, w roku 1998, w którym śmierć poniosło 101 osób, mówi się często, że był on najtragiczniejszą katastrofą kolejową w Niemczech
– Buhr tłumaczy, skąd zainteresowanie tragedią w Drzewcach. – Ale to nieprawda: ten tytuł należy się właśnie dramatowi, który wydarzył się tutaj 27 grudnia 1941 roku. Jak wynika z oficjalnych doniesień, w tym wypadku zginęło 41 osób. Ale rzeczywiście liczba ofiar była dramatycznie większa.

Buhr cytuje źródła: „Pociąg D 123 najechał na stojący przed stacją w Drzewcach pociąg Dg 7053, w wyniku czego doszło do eksplozji benzyny, która spowodowała spalenie się sześciu wagonów zbiornikowych pociągu Dg 7053 i pięciu wagonów pociągu D 123. Maszynista z uwagi na śnieżycę nie dostrzegł semafora odstępowego nakazującego zatrzymanie się pociągu”.

Zgodnie z rozkładem

Buhr dodaje jednak, że okoliczności tragedii pełne są niejasności. Także co do liczby ofiar. Dokumenty, do których dotarł, zawierają owe 44 nazwiska. W tej liczbie znajduje się pięć osób zmarłych w szpitalu, 11 „zaginionych”. Te osoby zostały we wrześniu 1944 roku uznane za zmarłe. Dwie inne osoby zaginione, 15 wymienionych imiennie oraz siedem nieznanych pochowanych w zbiorowym grobie w Korytach w styczniu 1942 roku. Znana jest także tożsamość 67 osób rannych. Niestety, w archiwum Kolei Rzeszy Wschód nie zachowały się dokumenty – jej siedziba we Frankfurcie spłonęła. Ale z innych dokumentów wynika, że na odcinku między 46,2 a 46,35 km trasy ucierpiały grunty rolne w związku z wyciekiem paliwa. Co doprowadziło do gorszych zbiorów i strat...

Pociąg jechał z Berlina – przez Frankfurt nad Odrą, Zbąszynek i Poznań –do Warszawy. Buhrowi nie udało się dotrzeć do precyzyjnego opisu składu. Odjazd z Rzepina (km 21,22) był planowa¬ny na godzinę 1.08. Postój w Drzewcach nie był przewidziany. Pociąg przejechał obok stojącego na posterunku blokowym semafora nakazującego zatrzymanie się pociągu, najeżdżając około godziny 1.56 na pociąg, zanim jego obsługa zdążyła zabezpieczyć jego tył. Prawdopodobnie pociąg towarowy miał zostać odstawiony na boczny tor, aby przepuścić pospieszny skład.

W zestawieniu sądu w Sulęcinie z 30 grudnia 1941 roku znajduje się adnotacja co do ustalenia tożsamości 32 ofiar. „Oględziny miejsca wypadku wykazały co następuje: Obok torów leżały lokomotywa, wagon pocztowy, wagon bagażowy, wagon sypialny oraz kilka wagonów osobowych pociągu pośpiesznego oraz kilka wagonów zbiornikowych z benzyną pociągu towarowego, przy czym były one częściowo w stanie zupełnie zniszczonym, a częściowo jeszcze w stanie rozpoznawalnym. Przyczyny najechania pociągu pośpiesznego na pociąg towarowy nie udało się do końca ustalić. Powodem wypadku był prawdopodobnie przejazd pociągu obok semafora nakazującego zatrzymanie się”. Buhr dysponuje też sporą dawką relacji świadków, chociaż, niestety, z reguły spisane zostały po latach. Jeden z nich relacjonuje, że w dniu katastrofy semafory były zawiane śniegiem, tak że ewentualnie kolorowe szkiełka poszczególnych sygnałów pokryte zostały powłoką lodową. I dodaje, że jego dziadek stwierdził, że w podanej liczbie 33 brakowało zera...

Tuż po tragedii niewiele o niej pisano. Nie było to na rękę władzom prowadzącej wojnę III Rzeszy. Teren otoczyło SS, a rodziny ofiar otrzymały informacje, że ich bliscy zginęli „ku chwale ojczyzny”.

– Tak, ten przypadek jest szczególny, gdyż zazwyczaj nasze działania dotyczą ofiar wojny, żołnierzy i cywilów – dodaje Czabański. – Tym razem mówimy o katastrofie komunikacyjnej. Cóż, takie życie i taka śmierć... A w planie mamy kolejne poszukiwania. Teraz czeka nas wizyta w Łagowie...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.