Toruńska rodzina katyńska w żałobie. Zmarła Barbara Kuta

Czytaj dalej
Fot. Anna Zglińska
Szymon Spandowski

Toruńska rodzina katyńska w żałobie. Zmarła Barbara Kuta

Szymon Spandowski

Kiedy wybuchła wojna, Barbara Kuta miała 9 lat. Doskonale pamiętała widok wycofujących się wojsk polskich i wkraczających Rosjan. A także pożegnanie z ojcem, który jako polski policjant, został natychmiast zatrzymany przez okupantów. Noc z 13 kwietnia 1940 roku, gdy Rosjanie wyrzucali ją, matkę i babcię z domu, również wryła się głęboko w pamięć, podobnie jak późniejsza wysiedleńcza gehenna. Barbara Kuta przeszła wiele, ale dobijając 90. miała siłę, aby wziąć latarkę i wspólnie z wnuczką zwiedzać toruńskie forty. Córce i wnuczce przekazała też, że obok zła nie wolno przechodzić obojętnie.

Redaktor Roman Such napisał kiedyś, że Rodzina Katyńska to taka wielka i szczególna rodzina, bo w Boże Narodzenie wszyscy jej członkowie stawiają na stole dodatkowe nakrycia. Dla ojców, dziadków i pradziadków zamordowanych podczas wojny na Wschodzie. Dla członków stowarzyszenia niestety również, bo pokolenie córek i synów ofiar Katynia i innych miejsc kaźni, odchodzi. Toruńska rodzina znów się skurczyła, kilka dni temu zmarła pani Barbara Kuta. Drobna kobieta o wielkim sercu, sile i niespożytej energii. No i o niezwykłym życiorysie, chociaż czy w Rodzinie Katyńskiej są jakieś inne?

Wczesne dzieciństwo pani Barbara spędziła w Marcinkańcach położonych między Wilnem i Grodnem, niedaleko ówczesnej granicy polsko-litewskiej. Rodzinny dom stał na piaszczystej górce, z której doskonale wszystko było widać: las, rzeczkę, a później polskie wojska przechodzące na Litwę i zajmujących okolicę Rosjan...

- To było cudowne miejsce. I proszę sobie wyobrazić, że kilka lat temu mój znajomy zawiózł mnie tam - wspominała niedawno Barbara Kuta. - Dom nadal stoi. Górka tylko zmalała, bo tam zrobili drogę. Teraz to jest siedem kilometrów do granicy z Białorusią.

Ojciec pani Barbary był policjantem. Kresowy raj skończył się 17 września 1939 roku.

- Gdy wybuchła wojna miałam dziewięć lat, więc doskonale wszystko pamiętam. Jak weszli Rosjanie, to od razu przyszli po mojego tatę. Ja byłam na podwórku. Zawołał mnie: Przyjdź Basiu, pożegnaj się. Miał wtedy 36 lat, a mama 32 - wspominała pani Kuta.

Nie wrócił. Jego żona nigdy nie dowiedziała się, gdzie zginął. Wiadomo było, że Rosjanie większość zagarniętych polskich oficerów i policjantów pomordowali, po wojnie o Katyniu głośno się jednak nie mówiło, a inne miejsca kaźni były nieznane. Mama pani Barbary zmarła w 1983 roku, córka prawdę o śmierci ojca poznała dopiero siedem lat później.

- Przyszły dokumenty, po tym jak Jelcyn je ujawnił. Dostałam takie pismo, na którym było imię i nazwisko ojca, ale był tylko rok urodzenia, nawet nie wiem, czy prawdziwy, bo 1 stycznia 1906 roku. Nie było daty śmierci. Przeważnie listy miały daty, ten nie miał - opowiadała Barbara Kuta.

Wiadomo, że trafił do Ostaszkowa, a zginął w więzieniu w Twerze.
Trzy kobiety: babcia, mama i mała Basia również niebawem musiały ruszyć w drogę. Informacje o tym, że Rosjanie wywożą Polaków na Wschód krążyły już od początku 1940 roku, pierwszy transport okupanci wyprawili 10 stycznia. Po rodzinę polskiego policjanta przyszli 13 kwietnia.

- Nocą załomotali do nas w drzwi. Weszło trzech czerwonoarmistów z bagnetami na karabinach i powiedzieli, że mamy się pakować - opowiadała pani Barbara.

Kobietom udało się zabrać część dobytku do drewnianej skrzyni. Jej zawartość, stopniowo wymieniana na różne niezbędne rzeczy, uratowała wysiedleńcom życie. Upchnięte w bydlęcych wagonach mieszkanki domu na piaszczystej górce w Marcinkańcach, zostały wywiezione do Kazachstanu. Podróż trwała dwa tygodnie.

- Pamiętam taki obrazek: druga połowa kwietnia, raz jeden otworzyli wagony i wyszliśmy na powietrze. Tam była pustka, nic tam nie było, gdzieś daleko pojedyncze drzewa, takie piękne brzozy. I wagony, dużo ich było, widoczne na zakręcie. To było piękne i straszne - wspominała Barbara Kuta.

Do kołchozu w Rozowce wysiedleńcy trafili 1 maja 1940 roku.

- Po drodze wyrostki wychodziły na drogę i krzyczały “Polskie pany znimajciesz sztany, budiem was w żopu bić!” - mówiła pani Barbara.

Na nieludzkiej ziemi, 1 stycznia 1941 roku, zmarła ukochana babcia pani Barbary. Wokół szalała burze śnieżna, trudno było zdobyć materiał na trumnę. Babcia tam została, matka i córka w 1946 roku ruszyły na zachód i trafiły do Szczecina. Tam pani Barbara zaangażowała się w opiekę nad dziećmi. Zakładała przedszkola, z czasem trafiła do kuratorium oświaty, gdzie była odpowiedzialna za kilkadziesiąt tego typu placówek. Wyszła za mąż i doczekała się córki - Krystyny. Po latach przeprowadziła się do Torunia, dokąd zresztą sprowadziła ją wnuczka. Barbara Kuta była bez wątpienia jedną z najbardziej niezwykłych babć na świecie. Zamiast siedzieć w domu, brała latarkę i razem z wnuczką szła zwiedzać toruńskie forty. Dobijając 90. założyła sobie profil na Facebooku.

- Nasza Basia Kuta to przykład osoby, która poświęcała się upamiętnianiu ofiar zbrodni katyńskiej, tragedii zesłańców Sybiru - mówi Barbara Sękowska-Reinke, prezes Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Toruniu. - Nie tylko sama działała, ale potrafiła zarazić swoim zapałem najbliższych. Fenomen Basi polegał na tym, że była aktywna do końca, jeszcze w styczniu i lutym tego roku uczestniczyła w zebraniach zarówno Rodziny Katyńskiej w Toruniu jak i Sybiraków. Nie zdarzyło się, aby opuściła jakieś spotkanie czy uroczystości miejskie. Doskonale pamiętała swojego ojca Tadeusza Kowalewskiego; policjanta, starszego posterunkowego, którego bardzo kochała. W czasie gdy jej tata był wywieziony z Ostaszkowa do Miednoje miejsca stracenia, ona z mamą Władysławą i babcią Michaliną Kulaszewską były wywożone do Kazachstanu 13 kwietnia 1940r. Akurat 13 kwietnia, który dużo później był uchwalony Dniem Pamięci Zbrodni Katyńskiej w 2007 roku. Ten dzień przypominał jej własną tragedię. Bez Basi tak dużo tracimy. Tracimy przyzwoitego człowieka, bo "warto być przyzwoitym" cytując Władysława Bartoszewskiego.

Przyzwoitość i zaangażowanie przekazała dalej. Córka Krystyna Kuta, jest legendą toruńskiej "Solidarności". Wspominana wnuczka to Anna Lamers, która razem z babcią przychodziła na spotkania Rodziny Katyńskiej. Poza tym z ogromnym zapałem walczy z niesprawiedliwością i broni skrzywdzonych, w tym tych, których wojna lub decyzje dyktatorów wygnały z rodzinnych domów. Angażowała się w pomoc dla uchodźców z granicy białoruskiej, a teraz pomaga uciekinierom z Ukrainy.
Uroczystości pogrzebowe Barbary Kuty rozpoczną się w sobotę 9 kwietnia o godzinie 11:30 od różańca prowadzonego przez Rodzinę Katyńską i Sybiraków. O godz. 12 rozpocznie się msza w toruńskim kościele mariackim. Barbara Kuta spocznie na cmentarzu świętego Jerzego.

Szymon Spandowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.