Udar. „Zamknęliście mu okienko”

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banas / Polska Press
Paulina Padzik

Udar. „Zamknęliście mu okienko”

Paulina Padzik

Szczepan Kachnic ma 29 lat. Miał udar, na pomoc na SOR czekał 10 godzin. Gdyby lekarze szybciej mu jej udzielili, pewnie dzisiaj mógłby normalnie żyć.

Leży bezwładnie, ubrany w dresy i koszulkę. Może kiwać głową, nieznacznie ruszać ustami, lekko podnosi ręce. Palce ma powykręcane, w tchawicy rurka po tracheotomii. Spojrzenie ma trzeźwe i rozumne. Szczepan jest świadomy swojej sytuacji.

- Od momentu pojawienia się pierwszych objawów powinno się działać w ciągu maksymalnie sześciu godzin. Jak najszybciej powinno się rozpocząć trombolizę, czyli podać leki usuwające zakrzep, który powoduje udar - mówi dr Jakub Sienkiewicz, neurochirurg.

Szczepan nie dostał tych leków w ogóle. Mimo że pacjent wymagał natychmiastowej interwencji, lekarze kazali na nią czekać dziesięć godzin. Dlaczego? Bo uważali, że jest po wpływem narkotyków.

- Tak działa służba zdrowia. Czeka się najpierw na sprawy formalne. Pacjenta bada lekarz internista, który dyżuruje na SOR, a potem czeka się na przyjście neurologa. Może się z tego zrobić kilka albo kilkanaście godzin - wylicza Sienkiewicz.

Kiciusiu, nikt ci nie powiedział?

Szczepan porozumiewa się za pomocą kartki, na której wypisane są litery alfabetu. Jego mama, Grażyna Kachnic, po kolei wskazuje każdą, a on kiwa głową, jeśli trafi odpowiednią.

W ten sposób mówi: - Pracowałem na budowie, na piątym piętrze. Musiałbym być idiotą, żeby coś brać.

Trzy tygodnie wcześniej bolała go głowa i drętwiała mu lewa ręka. Poszedł do lekarza, dostał antybiotyk i przeszło.

- Może gdyby wtedy ten lekarz zrobił mu usg. Dopplera, albo tomografię, to Szczepan nie miałby tego udaru - zastanawia się Kinga Burlinga, narzeczona Szczepana. Od lekarki w szpitalu w Krakowie Kinga usłyszała: - Kiciusiu, to nikt ci nie powiedział, że on już nigdy nie stanie na nogi?

Młody - to pod wpływem

Lekarz dyżurujący na SOR w Suchej Beskidzkiej po wstępnym zbadaniu stwierdził, że Szczepan wziął narkotyki. W dokumentacji medycznej napisano „nie wykonuje poleceń”.

- Bardzo często lekarze mylą objawy udaru z działaniem narkotyków - mówi dr Sienkiewicz. Mimo że rodzina Szczepana i sam pacjent zaprzeczali, że mógł zażyć jakąś substancję, to lekarze nie słuchali.

- Młody, więc pod wpływem, tak pomyśleli. Twierdzili, że wziął dopalacze - wyznaje Grażyna Kachnic, matka. Patrzy w okno, jak to opowiada.

Szczepan ma 193 cm wzrostu, kiedyś ważył prawie 100 kilogramów. Grał w piłkę nożną, chodził regularnie na siłownię, boksował. Pracował na budowie. W czerwcu ubiegłego roku miał zamiar oświadczyć się swojej dziewczynie. - Chcieliśmy budować dom w Wysowej - wspomina Kinga.

Nie zdążyli, bo Szczepan w maju miał udar.

Tego dnia poczuł się gorzej w pracy. Kolegom mówił, że zjadł jogurt i chyba dlatego zrobiło mu się niedobrze. Wyglądał tak źle, że chcieli wzywać karetkę. Ale dotrwał do końca dnia w pracy i wrócił do domu. Tylko głowa go bolała.

- Wieczorem oglądaliśmy serial, ale widziałam, że Szczepan źle się czuje, więc wróciłam do domu - opowiada Kinga.

Kiedy wychodziła, powiedział, żeby do niego nie dzwoniła, bo już będzie spał. To były ostatnie słowa, jakie od niego usłyszała.

Jakiś czas później mama znalazła go w pokoju. Leżał na podłodze. Żeby usłyszała, że coś się dzieje, bił pięścią w panele na podłodze, bo już wtedy nie mógł mówić. Grażyna zadzwoniła do Kingi: - Co ty zrobiłaś Szczepanowi?!

Dziewczyna wybiegła z domu z mokrymi włosami. Pomogły mu się ubrać, bo Szczepan już nie panował nad ciałem - ręce mu drżały, ruchy były chaotyczne. - Był cały spocony - mówi Kinga.

Pogotowie przyjechało po mniej więcej godzinie, spakowali chłopaka do karetki i zawieźli do szpitala w Suchej Beskidzkiej. Na SOR kazali czekać. To czekanie zniszczyło życie Szczepanowi i jego rodzinie.

- Jak zrobili badanie na narkotyki i ono nic nie wykazało, to mówiłam, żeby mu pomogli - twierdzi Grażyna. - Ale lekarz wyprosił nas z gabinetu, bo powiedział, że nie mamy zaufania do służby zdrowia i żebyśmy dali im robić swoje - opowiada Kinga.

Testy toksykologiczne nic nie wykazały. Mimo to lekarz dyżurujący nadal utrzymywał, że pacjent jest pod wpływem narkotyków. - Narkotyki działają na ośrodkowy układ nerwowy. Objawy udaru i tego, że ktoś jest pod wpływem jakichś substancji, mogą się pokrywać. Jednym z podobnych objawów jest, np. bełkotliwa mowa - wyjaśnia Krzysztof Borowiak z Pracowni Toksykologii Klinicznej przy Zakładzie PAM.

Lekarze byli pewni swego. Przed 1 w nocy zrobiono tomografię, która… nic nie wykazała, podobnie jak panel narkotykowy. Lekarz radiolog w dokumentacji medycznej napisał: „w porównaniu do badania z godz. 0:40, TK bez istotnych różnic”.

Minęło 10 godzin...

Chwilę później neurolog zbadał Szczepana - również nie za-obserwował nic podejrzanego. Dopiero niemal 10 godzin później, około godz. 9 rano, ponowna konsultacja neurologiczna zaniepokoiła lekarzy.

- Grażyna dzwoniła do mnie z płaczem, żebyśmy ratowały Szczepana, bo już wtedy nie ruszał nogami - mówi Kinga.

Obie prosiły lekarzy, żeby przewieźć go do Krakowa. W odpowiedzi usłyszały: „jak znajdziecie tam miejsce, to sobie go weźcie”. W dokumentacji medycznej ze szpitala w Suchej Beskidzkiej czytamy: „pacjent w stanie ciężkim, wyraźny niedowład lewostronny”.

Wykonano ponownie TK i przesłano do Krakowa. „Po telefonicznym porozumieniu, pacjent przekazany do dalszego leczenia do Oddziału Udarowego Kliniki Neurologii w Krakowie”.

Zamknęliście mu okienko

Od momentu przyjazdu karetki na SOR, do chwili przewiezienia Szczepana na oddział w Krakowie, minęło 16 godzin. To zbyt dużo, by móc zmniejszyć lub cofnąć uszkodzenia mózgu, jakie poczynił udar. Karetkę do Suchej wysłano z krakowskiego szpitala.

Dlaczego nie przewieziono Szczepana w karetce z Suchej do Krakowa? Czas dojazdu skróciłby się o połowę. Lekarka, która przyjmowała go na oddział w Krakowie, dzwoniła do szpitala w Suchej Beskidzkiej. - Zamknęliście mu okienko - mówiła. Chodziło o te maksymalnie 6 godzin od wykrycia objawów udaru, które decydują o zdrowiu i życiu pacjenta.

Na przeżycie dawali małe szanse. Na odzyskanie mowy i sprawności ruchowej - żadnych.

Szczepan po 16 gdzinach spędzonych na SOR miał niedowład obu nóg i jednej ręki. Drugą zdołał pokazać Kindze gest strzelenia sobie w głowę z pistoletu. Był pewien, że umrze.

Lekarka prowadząca z krakowskiego szpitala napisała w dokumentacji: „Przytomny, bez kontaktu słownego, spełnia polecenia, obwodowy obustronny niedowład twarzy, niedowład czterokończynowy, nasilony po lewej stronie do porażenia, w wykonanym po przyjęciu ANGIO TK stwierdzono niedrożność tętnicy podstawnej, zmiana w pniu mózgu - niedokrwienie”.

W szpitalu w Krakowie Szczepan spędził kilka tygodni. Matka siedziała przy nim dzień i noc. Schudła 20 kilo. - Czekaliśmy, czy Szczepcio przeżyje. Lekarze mówili, że nie ma szans - opowiada Grażyna. - To cud, że żyje.

Chociaż Szczepan przestał mówić, nie mógł się ruszać, to w ciągu kilku tygodni zaczęło się poprawiać. Reagował na to, co się do niego mówiło.

Kilka dni później zachorował na zachłystowe zapalenie płuc. Szczepan schudł prawie 40 kilo. Dodatkowa choroba dla osłabionego organizmu była śmiertelnym zagrożeniem. Ale i z tego jakoś się wywinął.

Kinga do tej pory mówi rzeczowo. Ale coś w niej pęka i płacze. Pokazuje świeżo zrobiony tatuaż - symbol wiary, nadziei i miłości.

Pieniądze i zdrowie

Miesiąc rehabilitacji Szczepana kosztuje 20 tys. zł. NFZ nie finansuje zabiegów. Rodzina zorganizowała zbiórki. Mieszkańcy wsi Bieńkówka - rodzinnej miejscowości Szczepana - zrobili festyny i zbiórki w kościele. Znaleźli się też indywidualni darczyńcy.

Pieniądze kończą się szybko. - Szczepciowi trzeba było kupić wózek i podnośnik, żeby można go było podnieść z łóżka, ja go nie udźwignę - mówi Grażyna.

Plus koszty wynajmu mieszkania w Krakowie, które jest blisko ośrodka rehabilitacyjnego.

Szczepan ćwiczy codziennie po kilka godzin. Walczy z ograniczeniami. Próbuje pisać na klawiaturze. Jak chce coś powiedzieć, to wskazuje wzrokiem na kartkę z alfabetem. Literka po literce mówi, że chce poślubić Kingę i mieć z nią dzieci.

***

Skontaktowaliśmy się z lekarzami, ale nie chcieli rozmawiać. Rzecznik szpitala w Suchej Beskidzkiej Monika Wróblewska odpisała, że „jako podmiot udzielający świadczeń zdrowotnych obowiązany jest do zapewnienia ochrony danych zawartych w dokumentacji medycznej pacjentów”.

Szczepanowi można pomóc przez stronę: www. siepomaga.pl/pomocdlaszczepana.

Paulina Padzik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.