W latach 60. w Nowej Soli niepodzielnie rządziły gitary

Czytaj dalej
Fot. Arch. Edwarda Gurbana
Józef Piasecki

W latach 60. w Nowej Soli niepodzielnie rządziły gitary

Józef Piasecki

Nic dziwnego, że na koncertach fruwały płaszcze, marynarki, swetry i bluzki. Kto pamięta tamte melodie?

Nowosolska muzyka big-beatowa i rockandrollowa, podobnie jak w innych miastach, była bardzo różnorodna i pobrzmiewała od 1965 roku. W tym czasie słuchało się głównie radia, pocztówek dźwiękowych, chodziło na koncerty lub… grało w zespołach. Było to swoistym odreagowaniem młodego pokolenia na „siermiężność” tamtego okresu.

W Nowej Soli centrami uprawiania muzyki, zwanej „mocnym uderzeniem” były dwa zakładowe domy kultury: ZDK „Odra” i ZDK „Dozamet”, do których dołączył klub „Bacutil”, technikum odlewnicze, a w nieco późniejszych latach - Nowosolski Dom Kultury.

Pierwszym zespołem big-beatowym, z klasycznym składem: trzy gitary (solowa, akompaniująca i basowa) i perkusja, były „Trefle”. Były wcześniej zespoły z gitarą w składzie, jednak one wykonywały muzykę estradową. „Trefle” występowały w składzie: Włodek Sałański (gitara solowa), Heniek Krawczyk (gitara basowa), Bogdan Helt (gitara akompaniująca) i Marian Jęcek (perkusja). Zespół grał przy ZDK „Dozamet”, a dokładniej w sali zabaw „Zacisze”.

- Władek był świetnym gitarzystą, na tamte czasy grał wzorowo. Gry na skrzypcach uczył się w szkole muzycznej i miał w genach dokładność gry. Solówki grał na bordowej gitarze Jolano Tornado wręcz idealnie. Taki sam instrument miał Janusz Popławski z Kożuchowa. Gitara kosztowała wówczas 7200 zł, co stanowiło mniej więcej równowartość dwóch ówczesnych wypłat. Heniek był średnim basistą jednak świetnie śpiewał w tamtym czasie romantyczne utwory. Uwodził dziewczyny sentymentalną „Moną Lisą”, przy której wzdychały i płakały. Był szczupły, wysoki i dość przystojny, więc efekt był piorunujący. Na dodatek wyglądem przypominał Krzysztofa Klenczona. Wspomnieć trzeba także perkusistę Mariana Jęcka, który miał perkusję wyprodukowaną przez Zygmunta Szpaderskiego w Łodzi, tworzącego instrumenty, w tamtych czasach przypominające perkusję Beatlesów – mówi Edward Gurban, dziennikarz Gazety Lubuskiej, ówczesny muzyk. W tym samym mniej więcej czasie w ZDK „Odra” powstał zespól „Sonety”, który z kolei bawił młodzież w małej salce zwanej „Lustrzanką”. W jego skład weszli: Edward Gurban, Gienek Kruk, Ryszard Drewniak i Tadeusz Wiesztort . Po pewnym czasie zespół przeniósł się do ZDK „Dozamet”, gdzie uzupełnili go: Andrzej Domerecki, Tadeusz Taciak i Piotr Hochmański. Do składu grupy dołączył później Stanisław Kowalski i Ryszard Komarnicki. Okoliczności przejścia zespołu do drugiego domu kultury dobrze pamięta E. Gurban.
- W „Odrze” działo się mniej i jako nastolatek, z kolegami przeszliśmy grać do „Doza-metu”. Kierownikiem był tam wówczas Jerzy Winiecki, wielki dwumetrowy mężczyzna, przy którym byliśmy jak małe łepki. Był to jednak dobroduszny człowiek z miłym uśmiechem. Popatrzył na nas: - Słuchajcie chłopcy, ja mam już tutaj zespół, mam estradę. Nie potrzebuje więcej żadnego zespołu. Idźcie szukać gdzie indziej miejsca do grania, powiedział, chcąc się nas pozbyć. Jednak obok niego stał starszy o kilka lat od nas mężczyzna, Piotrek Hochmański, który grał w tym czasie w trio na harmonijkach ustnych. Oni już wyjeżdżali na występy estradowe. Piotrek, który kojarzył nas z grania w „Odrze”, poprosił kierownika żeby dał nam szansę. Winiecki podrapał się po głowie i kazał wejść z gitarami do sali obok. Na szczęście spodobały mu się nasze balladowe, nastrojowe utwory. - Gracie u mnie. Od jutra przychodzicie na próby – ocenił kierownik - wspomina dzisiaj E. Gurban. - Warunkiem naszego transferu było to, że gitarzysta, który przyszedł z nami, został wyautowany. Jego miejsce zajął Piotr Hochmański, który koniecznie chciał grać na gitarze. Taki był początek zespołu „Kameleony”.

„Trefle” grały w jeden dzień a „Kameleony” w drugi. Było tak, że jeden zespół jechał na występ, a drugi grał na wieczorku tanecznym. Ponieważ „Trefle” chciały grać tylko do tańca, to po pewnym czasie im podziękowano. - Wtedy opanowaliśmy „Zacisze”. Graliśmy tam trzy razy w tygodniu: w czwartki, soboty i niedziele. Sala zawsze była pełna – mówi nasz dziennikarz. - W Nowej Soli było tak, że w sobotę równocześnie odbywały się fajfy (pięciogodzinne wieczorki taneczne, od 17.00 do 22.00) w „Dozamet - Cafe”, „Odlewniaku” i „Bacutilu”. Młodzi mieli więc duży, a zarazem trudny wybór, gdzie iść się bawić, bo wszędzie było fajnie i wszędzie świetnie grali.

„Trefle” rozpadły się ostatecznie po wakacjach w 1966 roku. Grali wówczas w sławskiej „Szklance”, gdzie wypatrzył ich redaktor z „Expressu Wieczornego”. Zrobił wywiad zespołem i zdjęcia. - Chwalił ich bardzo i na krótko byli sławni w całej Polsce – wspomina muzyk „Kameleonów”.

Z „Zacisza” zespół przeniósł się do kawiarni „Dozamet - Cafe”, gdzie przez kilka lat bawił młodzież nowosolską. Muzycy brali udział w kilku konkursach, zwanych wówczas Gitariadami. Jedna z nich odbyła się w Nowej Soli. W czasie Winobrania 1966 roku zajęli II miejsce za „Jolanami” z Zielonej Góry (późniejsi „Waganci” z Anną Schmeterling – Jantar), przed „Guliwerami” z Gubina, „Kontrastami” z Żar i „Głogami” z Głogowa. W 1970 roku zajęli II miejsce w Ogólnopolskim Festiwalu Pieśni Zaangażowanej w Zabrzu. „Kameleony” grały wtedy własną kompozycję protest - song: „Dla ciebie, Wietnamie”, której autorem był Edward Gurban.

Józef Piasecki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.