Wakacyjna podróż z duszą na ramieniu

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Tomasz Rusek

Wakacyjna podróż z duszą na ramieniu

Tomasz Rusek

Brak biletów, pęknięte koło i... prawie 5 godzin spóźnienia, bo załoga nie miała kluczy do wymiany koła - oto podróż gorzowian autokarem z Dziwnowa.

Z Dziwnowa do Gorzowa jest 185 kilometrów. Autem, bez szaleństw, jedzie się 2,5 godziny. Autokarem, z przystankami - góra cztery. Ale nie takim autokarem, na jaki w sobotę trafili gorzowianie.

Najpierw autobus spóźnił się niemal półtorej godziny, a potem zepsuł się na trasie S3 - pękła stara felga. Na dokładkę kierowca nie miał kluczy, by wymienić koło. Trzeba było czekać dwie godziny na pomoc drogową, a później jeszcze na naprawę, bo... zapasowe koło ledwie dało się wyjąć ze schowka i nie bardzo pasowało. Jakby tego było mało, kierowca, już w Gorzowie, nie chciał wydać pasażerom biletu - a to podstawa, by domagać się zwrotu kosztów. Tymczasem szef firmy przewozowej kolejne wpadki komentował we wtorek, 16 sierpnia, tak: - Zdarza się!
Co zrobić, by uniknąć takich niespodzianek?

Od razu zaznaczam, że ci gorzowianie to moi bliscy: rodzice, córka i siostrzenica. Relację mam więc z pierwszej ręki, a i sam pod koniec akcji byłem jej uczestnikiem. Opisuję tę historię ku przestrodze. Bo na ich miejscu mógł być każdy z nas. I chyba tylko cudem nie doszło do katastrofy.

Złe złego początki

Sobota, 13 sierpnia. Moi rodzice z dwiema wnuczkami (8 i 11 lat) wracają z wakacji w Dziwnowie. Nie mam ich jak odebrać, bo przypada mi redakcyjny dyżur. Ale mama znajduje wygodne połączenie: przewoźnik obiecuje porządny autokar i w miarę szybki przejazd. Wyjazd z Dziwnowa o 12.22, przyjazd do Gorzowa o 16.00. Przezorni rodzice na przystanku zjawiają się o 12.00. Źle się dzieje już od początku. Autokar ma gigantyczne spóźnienie: niemal półtorej godziny. Zabiera moich bliskich dopiero o 13.40. „Nie będziemy na 16.00” - pisze w SMS-ie córka.
Potem jest już tylko gorzej. W wiadomościach od rodziców czytam, że autobusem dziwnie buja i nieco trzęsie. Jestem pewny, że mama przesadza.

Ale nie przesadza. O 16.40 autokar zatrzymuje się awaryjnie na trasie S3. I wychodzi na jaw, dlaczego tak trzęsło. Okazuje się, że pękło jedno z kół. Nie, nie opona. Koło! Felga! Tata wychodzi zrobić zdjęcia. Widać na nich rozwalony metal i łysawą oponę. - Pamiętajcie, by zachować bilety - radzę mamie. I słyszę: - Jest problem, bo kierowca nam ich nie wydał.

Pytam, czy kierowcy autokaru (jest ich dwóch - jak należy) już wymieniają koło na zapasowe. Okazuje się, że nie, bo... nie mają kluczy. Pasażerowie zaczynają się denerwować. Dzieciaki są zmęczone. Zapada decyzja, by wezwać pomoc drogową.

W majtkach sobie pogrzeb

Po dwóch godzinach stania na poboczu S3, o 18.40, przyjeżdża ekipa pomocy drogowej z Gorzowa. Robią, co mogą, ale okazuje się, że zapasowe koło, które ledwie udaje się wyciągnąć, nie pasuje! Fachowcy szlifują i kombinują. Udaje się. Koło - z równie łysawą oponą - zostaje założone. Autokar rusza o 20.24. Na gorzowski dworzec wjeżdża o 20.47. Czyli ma 4 godziny i 47 minut opóźnienia, a moi bliscy są w podróży w sumie od 8 godzin i 47 minut. Zamiast maksymalnie czterech.

Z autobusu wysiadają umęczone, spocone dziewczynki. Tata wyciąga bagaże, a mama stoi na schodach, domagając się biletu. Bo kierowca dalej go nie wydał, choć w sumie podróż moich rodziców i ich wnuczek kosztowała 180 zł! - Jest pani na monitoringu - mówi kierowca. Pasażerowie wybuchają śmiechem i żartują, że monitoring pewnie działa tak, jak wszystko inne...

Wchodzę do autobusu, przedstawiam się kierowcy i przypominam, że wydanie biletu jest jego obowiązkiem. Pytam też, czy autokar ma aktualny przegląd, bo na tabliczce pod jednym z siedzeń widać, że przegląd był ważny do 19 czerwca. Kierowca chamsko odpowiada, że „mogę sobie pogrzebać w majtkach”, a nie w jego dokumentach. I potem grozi mi... policją! - Może pan jest terrorystą i właśnie wniósł mi bombę do pojazdu? - cwaniakuje.

Po kilku minutach pyskówki wydaje jednak mamie dokument „KP”, czyli potwierdzenie, że zapłaciła za przejazd. Z obawy o bezpieczeństwo pasażerów wzywam drogówkę. Nie czekam na radiowóz, tylko padniętą córkę i siostrzenicę oraz rodziców pakuję do auta i odjeżdżam. Gdy odpalam silnik, widzę, jak na dworzec, na sygnale, wjeżdża radiowóz. Potem dowiaduję się, że w ocenie policji autokar był sprawny. Żałuję, że mundurowi nie widzieli koła, które wymieniono na S3.

To jedyny dowód

Fachowiec (nie chce nazwiska w gazecie), któremu pokazuję zdjęcia, ogląda pęknięte koło i ocenia: - To musiało się stać na trasie, w czasie jazdy. Ale mikropęknięcia były wcześniej.
Zdjęcia łysawej opony pokazuję ekspertowi od wulkanizacji z renomowanego gorzowskiego zakładu. - Bieżnika na oponie założonej zapasówki nie ocenię, bo go nie ma - mówi krótko.

Rodzice piszą reklamację do przewoźnika. Będą domagali się zwrotu pieniędzy za bilety. I przysięgają, że nie odpuszczą. To samo radzi Tomasz Gierczak, miejski rzecznik konsumentów. Podkreśla, że walka o wydanie biletu była słuszna. - To jedyny dowód, że jechaliśmy autokarem, czyli jedyna podstawa do reklamacji, domagania się czegokolwiek czy - w ostateczności - gwarancja wypłaty ubezpieczenia z polisy przewoźnika w razie wypadku - wyjaśnia.

Tłumaczy, że gdy pasażer wyjdzie z autokaru bez biletu, kierowca może zamknąć drzwi i odjechać. - Dlatego w ostateczności domagajmy się choćby kartki z podpisem kierowcy i adnotacją, że jechaliśmy autobusem. Inaczej jesteśmy na straconej pozycji - ostrzega Gierczak.

Dzwonię do firmy przewozowej, która odpowiadała za kurs. Bez skutku. Wysyłam SMS i mail. W końcu szefa odbiera telefon.
- Jak pan skomentuje pęknięte koło i fakt, że z takim jechał autokar? - pytam.
- Zdarza się. Nie można przewidzieć wszystkiego - słyszę.
- A brak wydania biletu? Za to są kary.
- To też się zdarza. Drukarka nawaliła.
- Kierowcy nie mieli też sprzętu do wymiany koła - wyliczam.
- Nie trzeba go mieć. Poza tym zazwyczaj mają - stwierdza szef firmy.
- A niemal pięć godzin spóźnienia?
- Wie pan, jakie są opóźnienia przez remonty? - próbuje sparować pytanie szef firmy.
- Ale od Dziwnowa do Gorzowa remontów nie było - oddaję.
- Czekamy na reklamację. Ustosunkujemy się. A policja przecież puściła autobus dalej. Czyli wszystko było dobrze - ucina dyskusję szef firmy.

Tomasz Rusek

Najwięcej moich tekstów znajdziecie obecnie na stronie międzyrzecz.naszemiasto.pl. Żyję newsami, ciekawostkami, inwestycjami, problemami i dobrymi wieściami z Międzyrzecza, Skwierzyny, Trzciela, Przytocznej, Pszczewa i Bledzewa.
To niezywkły powiat, moim zdaniem jeden z najpiękniejszych (i najciekawszych!) w Lubuskiem. Są tam też wspaniali ludzie, z którymi mam szansę porozmawiać na facebookowym profilu Głos Międzyrzecza i Skwierzyny. Wpadnijcie tam koniecznie. Udało się nam stworzyć wraz z ponad 15 tysiącami ludzi fajne, przyjazne miejsce, gdzie znajdziecie newsy, piękne zdjęcia, relacje z ważnych wydarzeń i - codziennie! - najnowszą prognozę pogody. Bo od pogody zaczynamy dzień.


Staram się pilnować najważniejszych spraw i tematów. Sporo piszę o:


jeziorze Głębokim, o inwestycjach, czy atrakcjach turystycznych, ale poruszamy (MY - bo wiele tematów do załatwienia i opisania podpowiadacie Wy, Czytelnicy) dziesiątki innych spraw. 
Dlatego przy okazji wielkie dzięki za Wasze komentarze, opinie, zaangażowanie i wsparcie.



Zdarza się też, że piszę o Gorzowie. To moje rodzinne miasto, które - tak lubię myśleć - znam jak własną kieszeń. Cały czas się zmienia, rozbudowuje, wiecznie są tu jakieś remonty i inwestycje, więc pewnie jeszcze przez lata nie zabraknie mi tematów!



 


Do Gazety Lubuskiej (portal międzyrzecz.naszemiasto.pl jest jej częścią) trafiłem niemal 20 lat temu. Akurat zakończyłem swoją kilkuletnią przygodę z Radiem Gorzów i Radiem Plus, więc postanowiłem się sprawdzić w słowie pisanym (choć mówione było świetną przygodą). I tak się sprawdzam, i sprawdzam, i sprawdzam. Musicie bowiem wiedzieć, że Lubuska sprzed nastu lat i obecna to zupełnie inne gazety. Dziś, poza pisaniem, robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, przygotowujemy relację. Żaden dzień nie jest takim sam. I chyba dlatego tak lubię tę pracę.

Lubię też:



  • jazdę na rowerze

  • pływanie

  • urlopy

  • gołąbki

  • seriale

  • lenistwo



nie przepadam za:



  • winem

  • górami

  • ogórkową

  • tłumem

  • hałasami

  • wczesnym wstawaniem (aczkolwiek nieźle mi wychodzi!)



OK, w ostateczności mogę zjeść ogórkową.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.