Walka o każde słowo i każdy ruch. Historia Mateusza - dzielnego 33-latka z Olkusza

Czytaj dalej
Fot. Archiwum
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Walka o każde słowo i każdy ruch. Historia Mateusza - dzielnego 33-latka z Olkusza

Jolanta Tęcza-Ćwierz

33-letni Mateusz Stano z Olkusza najpierw poczuł się źle. A potem stanął twarzą w twarz ze śmiercią. Lekarze nie dawali mu żadnych szans, stwierdzając, że mężczyzna jest jak motyl w kokonie: jego mózg jest sprawny, lecz ciało nie reaguje. Jedynym ratunkiem dla Mateusza okazała się rehabilitacja. Jej koszty są bardzo wysokie.

Przełom kwietnia i maja, pachniały wiosenne kwiaty. Mateusz wrócił z pracy i treningu piłki nożnej, zajadali z siostrą lody, śmiejąc się. Potem mężczyzna poszedł do swojego pokoju. Zaczął wymiotować krwią i charczeć, a kilka chwil później upadł na podłogę, tracąc przytomność.

- Około północy obudził mnie telefon, dzwoniła córka. Zdenerwowana wykrzyczała, że nie ma żadnego kontaktu z Mateuszem - mówi Małgorzata Stano, mama Mateusza. - Mieszkam tuż obok, w sąsiedniej klatce. Natychmiast przybiegłam i wezwałam pogotowie.

Niezniszczalny

Pięć minut później ratownicy medyczni byli na miejscu. Początkowo myśleli, że Mateusz coś zażył, jakieś narkotyki czy dopalacze, ale gdy spojrzeli na oczy pacjenta, już wiedzieli, że to choroba neurologiczna. Diagnoza brzmiała jak wyrok: niedokrwienny udar mózgu.

Mateusz Stano został przewieziony do szpitala w Olkuszu, gdzie zrobiono transfuzję krwi i podjęto decyzję o natychmiastowym transporcie mężczyzny do Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. Mateusz trafił na oddział neurologiczny, gdzie wykonano zabieg trombektomii, polegający na usunięciu skrzepliny z zamkniętego naczynia tętniczego, a następnie wprowadzono go w śpiączkę farmakologiczną, w której przebywał przez trzy tygodnie.

Bliscy odwiedzali go każdego dnia.

- Miałam 19 lat, kiedy go urodziłam - uśmiecha się pani Małgorzata. - To moje pierwsze dziecko. Potem miałam jeszcze trzech synów i dwie córki: Martę i Olę. Kiedy 15 lat temu umarł mój mąż, Mateusz przejął rolę głowy rodziny - dodaje.

Mama wspomina, że Mateusza zawsze rozpierała energia. Wszędzie go było pełno. I nie potrafił odmówić nikomu, kto poprosił go o pomoc. Lubił hip-hop i zawsze nosił czapeczkę z daszkiem.

Grał w piłkę, jeździł na rowerze i grywał w zośkę, zręcznie podbijając nogami lotkę zrobioną z pęczka kolorowej włóczki i obciążonej ołowianym krążkiem. A lotki szyła mu mama.

- Pamiętam, gdy zobaczyłam go w tym pokoju całego we krwi - kobieta wraca do trudnych wspomnień. - Pomyślałam, że to może wrzody albo nadciśnienie. Do głowy by mi nie przyszło, że to może być udar.

A Mateusz już wcześniej chorował. Dwukrotnie przeszedł operację z powodu choroby wrzodowej. Zdarzające się od czasu do czasu torsje nie były więc dla niego czymś, czym warto się przejmować, o pójściu do lekarza nie wspominając. Przecież jest młody, ma robotę do zrobienia, a w ogóle to nie ma co się rozczulać nad sobą. Weźmie jakieś leki przeciwbólowe i przejdzie. W końcu, jak człowiek jest młody, to jest niezniszczalny.

Tylko czy na pewno?

- Mateusz pracował przy produkcji części samochodowych. Może tam jakieś rakotwórcze substancje były? - zastanawia się mama mężczyzny. - Miał też problemy osobiste, niedawno rozstał się z dziewczyną.

Zamknięty

Dzień, po którym doszło u Mateusza do udaru, był dla niego jak zwykle bardzo intensywny. Wiosna trwała w najlepsze, właśnie zaczynał się maj. - Może przyniesie dobre zmiany? - myślał mężczyzna, marząc o odpoczynku i położeniu się spać. A potem ocknął się w szpitalnym łóżku.

Nie mógł powiedzieć: „jestem głodny”, „boli mnie gardło”, ani „dajcie mi pić”. Patrzył i był przerażony, bo dokładnie pamiętał, co się stało. Czuł się uwięziony we własnym ciele ponieważ, kiedy wybudził się ze śpiączki, okazało się, że jest całkowicie sparaliżowany. Sprawne zostały jedynie oczy i mózg.

- W jego organizmie nie działał żaden mięsień - mówi Aleksandra Stano, siostra Mateusza. - Widział, słyszał, rozumiał, co się do niego mówi, ale nie mógł się w żaden sposób komunikować. Leżał jak kłoda drewna. Nie mógł się poruszyć, nie działała mimika jego twarzy. Lekarze powiedzieli, że jest jak motyl w kokonie: mózg ma sprawny, ale ciało nie słucha jego poleceń. A potem dodali, że zrobili wszystko, co mogli i że dla brata nie ma już szans. Chcieli go nawet oddać do hospicjum. Mateusz płakał, gdy słyszał to wszystko - dodaje ze smutkiem.

Ale najbliżsi Mateusza nie poddali się, wierzyli, że mężczyzna wyzdrowieje. Mówili do niego, opowiadali o tym, co słychać w domu, wśród znajomych, w pracy. A on słuchał uważnie, będąc świadomy tego, co dzieje się wokół niego.

I stał się cud. Mateusz po pewnym czasie był w stanie ruszyć ręką, uścisnąć dłoń, uśmiechnąć się na widok rodziny.

- Zaproponowano nam pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym, bo szpital nie jest „przechowalnią”, ale w tych refundowanych nie ma miejsca, a w prywatnych to koszt rzędu 20 tys. zł miesięcznie - mówi Małgorzata Stano. - Poza tym Mateusz oddycha przez rurkę tracheotomijną. Gdyby nie ona, łatwiej byłoby znaleźć dla niego jakieś miejsce, albo zabrać go do domu choćby zaraz - dodaje.

Lekarze uratowali życie Mateusza. Jednak przez nim teraz żmudna i ciężka praca, którą trzeba wykonać, żeby móc żyć dalej i żeby to życie miało zadowalającą jakość.

Waleczny

Kiedy pani Małgorzata po śmierci męża została sama z szóstką dzieci, mocno wspierała ją mama i najstarszy syn. Dzisiaj to Mateusz potrzebuje wsparcia.

- Mateusz bardzo chce wrócić do domu - mówi jego mama. - Jednak póki co ma założoną rurkę tracheotomijną. Gdy tylko nauczy się oddychać samodzielnie, zabiorę go. Będzie miał swój pokój. Łóżko z materacem przeciwodleżynowym, wszystko co potrzeba - dodaje z mocą.

Podczas udaru dochodzi do porażenia mięśni. Nie tylko w nogach, czy rękach, ale również tych w przełyku. To powoduje, że nawet wypicie wody może spowodować zachłyśnięcie, a w jego wyniku nawet śmierć. Przyjmowanie pokarmów jest tym bardziej trudne.

- Na szczęście Mateusz ma wolę walki. Uczy się jeść nawet z rurką. Lubi czekoladę i jedną kostkę jest w stanie zjeść samodzielnie - cieszy się Aleksandra.

Obecnie Mateusz przebywa w Polskim Centrum Rehabilitacji Funkcjonalnej Votum w Krakowie. Każdego dnia przez sześć godzin jest poddawany rehabilitacji, ma zajęcia z psychologiem i logopedą.

- Syn dostał specjalny alfabet. Dzięki niemu układa proste zdania. Kiedy ostatnio byłam u niego, pokazując litery, powiedział: chcę serek - opowiada pani Małgorzata.

Leczenie przynosi efekty. Mateusz potrafi przenieść się z łóżka na wózek, powoli wstaje, stawia pierwsze kroki. Niestety pobyt w ośrodku jest kosztowny. 26-dniowy turnus kosztuje 20 tysięcy złotych, co przekracza możliwości finansowe rodziny Mateusza, a jeden turnus to za mało. Żeby wrócić do zdrowia, potrzebna jest ciągła opieka rehabilitanta. Do tego dochodzą leki, sprzęt medyczny, opatrunki. Koszty dochodzenia do siebie po udarze są ogromne. Bliscy jednak nie poddają się i robią wszystko, by zapewnić Mateuszowi ciągłość rehabilitacji.

- Jestem w kontakcie z Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, w ZUS-ie będę się ubiegała o rentę dla syna. Mam też obietnicę z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, że dofinansują dwa tygodnie rehabilitacji Mateusza - mówi pani Małgorzata.

Mateusz również się nie poddaje i wkłada cały swój wysiłek w zajęcia z fizjoterapeutami, by jak najszybciej wrócić do zdrowia.

Dobry

Obecnie Mateusz czuje się coraz lepiej: siada, próbuje chodzić, mówić i jeść. Rehabilitacja przynosi efekty, natomiast do pełnej sprawności jest jeszcze daleka droga. Czekają go godziny żmudnych ćwiczeń, pomoc logopedy i psychologa. Na to wszystko potrzebne są pieniądze. Na pomoc ruszyli znajomi i przyjaciele Mateusza. Na Facebooku zawiązała się grupa: Licytacje dla Mateusza Stano z Olkusza. Pomóc można także przez stronę siepomaga.

- Pieniądze zbieramy przede wszystkim na rehabilitację, na środki higieny osobistej, lekarstwa - mówi Aleksandra Stano.

Rodzina ma nadzieję, że znajdą się możliwości rehabilitacji w ramach NFZ, albo - dzięki wpłatom - możliwe będzie umieszczenie chorego w specjalistycznym ośrodku lub w domu, pod opieką specjalistów.

Tymczasem bliscy cieszą się z każdego postępu Mateusza. Nowy ruch, próba wypowiedzenia słowa, każda nowa umiejętność - przyjmowane są z wdzięcznością i radością, zwłaszcza że wszyscy wiedzą, ile wysiłku Mateusz wkłada w codzienną walkę z chorobą.

- Chciałabym go zabrać do domu. Mogę go wozić wszędzie na wózku, byleby nie czuł się osamotniony. Mam nadzieję, że Mateusz szybko stanie na nogi, bo zawsze był bardzo samodzielny i nigdy nie chciał od nikogo pomocy. To on pomagał innym. Jest po prostu dobrym człowiekiem.

Pobyt w ośrodku rehabilitacyjnym to dopiero początek długiej drogi, którą Mateusz musi przejść do odzyskania sprawności. Tutaj też daje o sobie znać siła jego charakteru. Po tak poważnej chorobie łatwo się załamać, popaść w przygnębienie i stracić zainteresowanie życiem. Jednak Mateusz w czasie swojej choroby dostaje wiele wsparcia, co sprawia, że walka o zdrowie i sprawność nabiera sensu.

Małgorzata Stano:

- To jest naprawdę dobry chłopak. I zasługuje na pomoc. Wieczorem, gdy zamykam oczy, przywołuję jego obraz. Wtedy zasypiam spokojnie.

POMÓŻMY MATEUSZOWI
Mateusz jest podopiecznym fundacji Siepomaga. Można mu pomóc, wpłacając datki w internetowej zbiórce.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.