Winobranie oceniamy przede wszystkim oczami

Czytaj dalej
Fot. Mariusz Kapała
Natalia Dyjas-Szatkowska

Winobranie oceniamy przede wszystkim oczami

Natalia Dyjas-Szatkowska

O Winobraniu, tradycji winiarskiej rozmawiamy z radnym SLD Tomaszem Nesterowiczem, dawniej także organizatorem Dni Zielonej Góry

Część mieszkańców narzeka na Winobranie i jarmark. Czy można to jakoś zmienić?
Możemy traktować Winobranie dwutorowo: zrobić imprezę dla zielonogórzan, która zaczyna się w czwartek wieczorem i kończy w niedzielę. Wtedy nastawiamy się, że jest to impreza intensywna, mamy koncerty i zupełnie inne podejście do jarmarku. A jeśli traktujemy to jako atrakcję turystyczną, to wtedy od jarmarku nie uciekniemy. Bo wystawcy, którzy się pojawią stanowią przekrój gustów użytkowników takich towarów. Gdyby zielonogórzanie namiętnie kupowali biżuterię z bursztynu i dzieła malarstwa polskiego, to mielibyśmy tylko takie stanowiska. Sprzedawcy wiedzieliby, że majtek chińskich tu nie sprzedadzą. Jeżeli popatrzymy na to, jakie mamy stoiska, to niestety musimy się pobić trochę w piersi, bo przyjeżdżają ci ludzie, których towary cieszą się popytem. Z drugiej strony budowanie jarmarku przez pryzmat gustów organizatorów też nie jest rozwiązaniem. Mielibyśmy skansen wystawienniczy. Stoiska ładnie
by wyglądały, można by było przyjść z rodziną i popatrzeć, ale sensu ekonomicznego nie miałoby to żadnego.

To jakie mamy to Winobranie?
Winobranie mamy wprost proporcjonalne do funduszy, jakie w nie wkładamy. Czy ono się będzie podobało zielono-górzanom? Z doświadczenia wiem, że trzeba się mocno napracować i mocno nagłówkować, żeby święto zaskakiwało. Przeciętny zielonogórzanin traktuje Winobranie jako dopust boży, szczególnie jak mieszka w śródmieściu. Dziewięć dni to jednak jest duże obciążenie. A robimy je we wrześniu, przez tydzień, pomiędzy weekendami, co jest bardziej przeszkodą niż atrakcją…

Czy jednak nie za mało promujemy tradycje winiarskie i za mało jest tego Winobrania w Dniach Zielonej Góry?
Trzeba pamiętać o jednej rzeczy, z którą nie wolno przesadzić. Winobranie organizuje samorząd, czyli organ publiczny. Ja też bym się za dobrze nie czuł, gdyby z pieniędzy publicznych opłacał mocną promocję alkoholu. Trzeba delikatnie do tego tematu podejść. Jestem za tym, żeby stwarzać możliwość promocji. Wycieczki na winnice, galerami dają taką możliwość. Jeśli chodzi o nasze winnice, to sensowną promocją jest sprzedaż swojego wina na stoiskach wokół ratusza. I moim zdaniem jest to dobrze robione. Natomiast nie widziałem żadnych akcji promocyjnych, jeśli chodzi o Winobranie, w mediach ogólnopolskich. Może przegapiłem, nie trafiłem na nią.

Czy podczas Winobrania jest zachowana miejska tożsamość?
Trzeba pamiętać o tym, że ktoś, kto przyjeżdża na Winobranie ocenia je przede wszystkim oczyma. Jeżeli mamy bajzel organizacyjny, miszmasz, każde stanowisko jest z innej bajki, to zaczyna to wyglądać jak każda inna impreza w dowolnym polskim mieście. Jak zabrałem się za Winobranie, miałem możliwości pełnego wpływania na estetykę. Jarmark był uporządkowany, były ciągi jednokolorowych domków. Ponadto sama scenografia, którą wprowadziłem, miała na celu stworzenia atmosfery niezapomnianej. Dlaczego? Bo jarmarki są wszędzie. Wystawcy, którzy przyjeżdżają do nas, nie przyjeżdżają na wyłączność, a wędrują po całej Polsce. Tak samo wykonawcy. Jedyne, co nam pozostaje, to zbudowanie atmosfery, doświetlenie miasta nocą, dekoracje. To wszystko powinno współgrać na poziomie wizji czy koncepcji plastycznej, które powinny być widowiskiem. To wszystko tworzy klimat. Czy taki klimat jest zachowany w tym roku? Śmiem twierdzić, że nie. Ale od kuchni wiem, jakie są realia budowy Winobrania… Ceny rosną, oczekiwania rosną, a budżet niekoniecznie. To się potem przekłada na to, jak wygląda Winobranie.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.