Wybuchowa tajemnica w Nowogrodzie wciąż intryguje

Czytaj dalej
Fot. Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Dariusz Chajewski

Wybuchowa tajemnica w Nowogrodzie wciąż intryguje

Dariusz Chajewski

Sławę temu lasowi zapewniły tajemnicze, betonowe konstrukcje, które skrywa kilka pagórków. Gdy wchodzimy na ich szczyt otwierają się szare, betonowe kratery. To dawna fabryka amunicji.

Mimo 70 lat, które upłynęły od zakończenia wojny w tym lesie czuć ciężar tajemnicy. Żółte tablice i napisy na murach informują o niebezpieczeństwie. Pojawiły się tutaj zaraz po tragedii w Brożku. Nie odstraszają jednak wielbicieli historii i tajemnicy. Zwłaszcza że pozory bezpieczeństwa stwarzają drogi z betonowych płyt wiodące przez las. Przybysze przede wszystkim pytają o... silosy.

Mimo że tajemnicza fabryka w lesie pod Nowogrodem Bobrzańskim obrosła już legendą nie jest ją łatwo znaleźć. Wyjeżdżając z miasta kierujemy się na Lubsko. Po pokonaniu przejazdu kolejowego skręcamy w pierwszą betonową drogę w prawo. Tam pierwszym budynkiem, który zobaczymy (po lewej stronie) jest dawna komendantura. Betonówką jedziemy w głąb lasu. Gdy przejeżdżamy przez tory ujrzymy charakterystyczny budynek z dwoma czerwonymi kominami. Bardzo przypomina fabrykę z okładki płyty zespołu Pink Floyd. Trafimy już do niego bez trudu. Trzecim wartym odwiedzenia punktem są tzw. silosy. Od strony kotłowni jedziemy drogą z betonowych płyt prosto, mijamy wieżę (pozostałość po remizie), skręcamy w lewo. Po lewej stronie, tuż przed skrzyżowaniem z drogą Nowogród - Lubsko, zobaczymy dziwne pagórki. Kryją tzw. silosy.

Radzimy poprzestać na obejrzeniu obiektów z drogi. Wewnątrz pełno jest otwartych studzienek, rozpadlin. A przykład tragedii w pobliskim Brożku pokazuje, że to nie jest jedyne niebezpieczeństwo.

Studnie z betonu

Rzeczywiście tzw. silosy robią ogromne wrażenie. Jak chce plotka to wyrzutnie rakiet V1 i V2. Jednak świadkowie i historycy śmieją się na taką interpretację. Ogromne betonowe konstrukcje ukryte w pagórkach służyły do przechowywania materiałów wybuchowych – przede wszystkim nitrogliceryny. Podobnie jak z tajemnicy odzierana jest inna słynna krzystkowicka budowla, tzw. pochylnia. Nie startowały z niej odrzutowce. To element kotłowni, dzięki tej konstrukcji na górę wciągano wagoniki z węglem. Inna zwracająca uwagę budowla to ozdobiony płaskorzeźbą budynek dowództwa – dyrekcji fabryki, która w tajnych niemieckich dokumentach nosiła kryptonim Wiąz. Za nim kasyno, które dziś stało się miejscem nieformalnych spotkań miejscowej młodzieży.

Tutaj trzeba uważać. W lesie pod mchem nagle otwierają się studzienki. W budynku kotłowni co chwila pojawia się niewielki szyb. Niektóre podziemne elementy budowli – pozbawione jakichkolwiek zabezpieczeń – sięgają kilka, a nawet kilkanaście metrów w głąb.

Wybuchowa fabryka

W 1940 r. Niemcy rozpoczęli budowę ogromnego kombinatu fabryki chemicznej DAG - Alfred Nobel - Dynamit Aktion Gesellschaft. Na obrzeżach fabryki umieszczono wielonarodowościowy obóz pracy. Cały kombinat zajmował obszar o powierzchni 30-35 km kw. Dziś część tego obszaru zajmuje jednostka wojskowa. Większość jej zabudowań to poniemieckie hale i magazyny. Zakład karny dla kobiet w Krzywańcu mieści się częściowo w dawnych koszarach obsady wojskowej fabryki.

Do budowy fabryki Niemcy ściągnęli robotników z Belgii, Francji, Czechosłowacji, Holandii, Jugosławii. Pracowali tu Żydzi, a samych Polaków było ok. 5 tys. Przez obóz przewinęło się 20 tys. robotników, choć różne źródła podają, że mogło być ich ponad 40 tys. Co działo się z ciałami umierających tu setkami ludzi, do dziś nie wiadomo. Być może ich groby wciąż czekają na odkrycie.

Od 1941 r. pełną parą ruszyła produkcja materiałów wybuchowych - proch nitrocelulozowy i materiały inicjujące. Opracowano tutaj także prototyp nowych rodzajów amunicji. Testowano je na strzelnicy. Po wojnie znaleziono stalowe płyty pancerne o grubości 15 cm, na których sprawdzano skuteczność działania prototypowej amunicji. Podczas demontażu licznych urządzeń wydarzyło się kilka śmiertelnych wypadków. Były one wynikiem eksplozji nitrocelulozowego pyłu, którego resztki zachowały się jeszcze przez wiele lat.


Do budowy fabryki Niemcy ściągnęli robotników z Belgii, Francji, Czechosłowacji, Holandii, Jugosławii. Pracowali tu Żydzi, a samych Polaków było ok. 5 tys. Przez obóz przewinęło się 20 tys. robotników, choć różne źródła podają, że mogło być ich ponad 40 tys.

Wypadki i sabotaż

Praca z chemikaliami, materiałami wybuchowymi powodowała dużą śmiertelność wśród więźniów. Często dochodziło do samorzutnych wybuchów, do kilku z nich umyślnie przyczynili się sami robotnicy. W akcje sabotażowe obfitował zwłaszcza rok 1943. Trzy potężne wybuchy pochłonęły wiele ofiar. Podczas jednego z nich zginęło 600 jeńców.

Załoga niemiecka była stosunkowo nieliczna: naukowcy, kierownicy produkcji, strażnicy i wojsko. To głównie dla nich przeznaczone były schrony przeciwlotnicze rozsiane na terenie kombinatu. Do dziś udało się zlokalizować osiem, w każdym mieściło się od 12 do 40 osób. Krzystkowickie schrony prawdopodobnie nie zostały wyposażone w hermetyczne zamknięcia i aparaturę filtrowentylacyjną. Były raczej podręcznymi magazynami. Jeńcy nie mieli tu prawa wstępu. Podczas nalotu mogli ukryć się w dolnych kondygnacjach hal fabrycznych.

Osłonę fortyfikacyjną uzupełniały wartownie przy bramach wjazdowych. Do dziś odnaleziono ślady jedenastu takich obiektów. Poza tym istniały jednoosobowe stanowiska obserwacyjne, dziś są cztery.

Całości kompleksu fabrycznego dopełniały izby chorych dla więźniów i dla etatowych załóg niemieckich, kasyno zakładowe, elektrociepłownia i własna straż pożarna (budynek i plac manewrowy używany był jeszcze po wojnie przez naszych strażaków). Cały teren pocięty był plątaniną torów kolejowych.

Podziemny labirynt

Skomplikowaną strukturę ma system rozwiązań hydrotechnicznych i technologicznych zakładu. Plątanina kanałów, basenów, tam, zbiorników i studni to nieodgadniona zagadka. Jak chcą niektórzy, zagadka nadal niebezpieczna. Wystarczy spojrzeć na baseny oczyszczalni ścieków, które po dziś dzień barwią się na różne kolory. Silnie żrące ścieki fabryczne neutralizowano w kompleksie oczyszczalni. Wchodziły do niego dwa czterokomorowe baseny rozdzielone skomplikowanym systemem filtrów i osadników, sieć kanałów oraz pomp. W filtrach wykorzystywano ziemię okrzemkową. Przez cały teren fabryki przechodzi kanał, do którego wpadają kolektory o średnicy 20-60 cm. Kanał, ukryty pod ziemią, odprowadzał do Bobru oczyszczone ścieki.


Rzeczywiście tzw. silosy robią ogromne wrażenie. Jak chce plotka to wyrzutnie rakiet V1 i V2. Jednak świadkowie i historycy śmieją się na taką interpretację. Ogromne betonowe konstrukcje ukryte w pagórkach służyły do przechowywania materiałów wybuchowych – przede wszystkim nitrogliceryny

Zakład czerpał wodę również z Bobru. Na brzegu rzeki zbudowano dwa olbrzymie zbiorniki, skąd woda była pompowana dalej trzema kolektorami o średnicy 80 cm. Zachowały się budynki mieszczące kiedyś stacje pomp i filtry oraz liczne obiekty hydrotechniczne - śluzy, podziemne kanały, studnie i włazy kanalizacyjne.

To właśnie ten system – obok silosów – sprawił, że Krzystkowice tak działają na wyobraźnię poszukiwaczom skarbów. Jak chce legenda, tutaj także pod ziemią jest system korytarzy, które mają połączenie z Brożkiem, Międzyrzeckim Rejonem Umocnionym, a może nawet z Berlinem...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.