Trudno było ukryć wzruszenie podczas oficjalnego odsłonięcia Pomnika Ofiar Zbrodni Wołyńskiej w Zielonej Górze. Wielu zielonogórzan to potomkowie mieszkańców Kresów Wschodnich. Dramatyczne wydarzenie z czasów drugiej wojny światowej wciąż żyją w...
W sobotę 20 maja w Skwierzynie obchodzona była druga rocznica Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej. Rozpoczęła ona przy okazji Dni Kultury Kresowej.
W sobotę, 21 maja w Skwierzynie świętujemy rocznicę powstania Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin przybyłych z Kresów. O godzinie 11.00 odbyła się Uroczysta Msza Święta w Sanktuarium. Zapraszamy do obejrzenia transmisji z tego...
Kilka dni temu w lubuskim Skwierzynie ustanowiono Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin kresowych. Miejsce nie jest przypadkowe, to tutaj przybyli przesiedleńcy z wołyńskiego Klewania, a z nimi, w ukryciu, cudami słynący maryjny...
W oddalonej o niecałe 30 km od Gorzowa Skwierzynie od ponad roku jest Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej. Cudowny obraz tuż po zakończeniu II wojny światowej przywieźli na Ziemię Lubuską mieszkańcy Wołynia.
- Gdy przychodzi inflacja, tania kuchnia kresowa jest idealna - mówią uczestniczki skwierzyńskiego festiwalu Smaki Kresów. Jakie dostrzegają różnice pomiędzy potrawami ze wschodu a tymi, które królują na Ziemi Lubuskiej?
Sobota 21 maja to w Skwierzynie Dzień Kultury Kresowej. Jedną z jego atrakcji jest festiwal kulinarny Smaki Kresów.
W Skwierzynie dobiega końca Dzień Kultury Kresowej. Jednym z jego ostatnich punktów jest koncert Siewców Lednicy.
- Do elementu religijnego świadomie wpisujemy to, co jest kulturą, historią, wspomnieniem. Człowiek przecież i modli się, i działa, i pracuje - mówi ks. Kazimierz Małżeński.
- Nie wszyscy znają Kresy, bo przez wiele lat był w ogóle strach o nich rozmawiać. To, by nam samym uświadomić, skąd przyszliśmy, jest zatem konieczne - mówi Jan Klemt, prezes Fundacji Kuźnica, z którym rozmawiamy na tydzień przed Dniem Kultury...
Wraz z pierwszą rocznicą ustanowienia sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin pochodzących z Kresów, której obchody odbędą się w sobotę 21 maja br. w Skwierzynie, organizowany jest Dzień Kultury Kresowej - Dzień Solidarności z Ukrainą.
Od soboty, 22 maja, mamy w diecezji zielonogórsko-gorzowskiego jedenaście sanktuariów. Tego dnia zostaje ustanowione skwierzyńskie Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej. - Tak, mamy XXI wiek, ale to nie przeszkadza wierzyć, że w sanktuarium mamy...
Dziś jesteśmy świadkami ogłoszenia powstania Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin przybyłych z Kresów. Miejsce nie jest przypadkowe bowiem tutaj, 6 czerwca 1945 roku, wraz z przesiedleńcami z kresowego Klewania, przybył wizerunek...
W sobotę ustanowiono jedenaste sanktuarium w diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Mimo pandemicznych warunków było uroczyście, polały się łzy. Bo i skwierzyńskie sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej nie jest zwykłym, jest adresowane do rodzin...
Od tego weekendu będziemy mieli w diecezji nowe sanktuarium - Matki Bożej Klewańskiej. To miejsce do modlitwy, ale również do wspomnienia o Kresach i Kresowianach. Do pielgrzymki i modlitwy zaprasza ks. Kazimierz Małżeński.
Do Klewania ciągnęli goście nie tylko z Kresów. Jednak powodem była nie tylko renoma kurortu. Nie wszyscy bowiem przybysze byli letnikami, liczniejsi byli nawet pielgrzymi. Zmierzali do Niej, do Matki Bożej Klewańskiej. Ciągnęli, bo znana była...
Wołyń, podobnie jak całe Kresy, był światem małych miasteczek. Jednym z nich był Klewań. Zwykły, ale jednak wyjątkowy... Ciągnęli tam goście - letnicy i pątnicy. To właśnie stąd do Skwierzyny przybyła Matka Boża Klewańska, opiekunka kresowych rodzin
Dziś jesteśmy świadkami ogłoszenia powstania Sanktuarium Matki Bożej Klewańskiej, patronki rodzin przybyłych z Kresów. Miejsce nie jest przypadkowe bowiem tutaj, 6 czerwca 1945 roku, wraz z przesiedleńcami z kresowego Klewania, przybył wizerunek...
Rozmowa ze Stanisławem Sławomirem Nicieją, historykiem, który od lat zajmuje się Kresami. Właśnie ukazał się XIII tom jego „Kresowej Atlantydy”, a naukowiec odwiedził nasz region.
Urodziła się w Petelewie. Dziś po tej liczącej niegdyś kilkanaście domów miejscowości nie ma już śladu, nawet na mapie. - Proszę zobaczyć, czy tam nie było pięknie? - pani Maria pokazując sielankowe fotografie
- Podole, moje Podole, Podole mego dzieciństwa, wyrosłem w podolskiej młodości, Podole, moje Podole... - Marian Figiel (rocznik 1928) śpiewa tęskną piosenkę o krainie swojego dzieciństwa.
Teresa Gładysz z domu Kiewlicz urodziła się w Nowogródku. Nowogródek leży w dorzeczu Niemna. W XI wieku po raz pierwszy był wzmiankowany jako stolica jednego z księstw ruskich.
"Kresy" to film "Gazety Lubuskiej", w którym pokazana jest historia wielu Czytelników, którzy przed laty przyjechali tu z dalekich stron. Film będzie można zobaczyć na pokazach w bibliotekach publicznych w województwie lubuskim.
Na 28. FilmFestival Cottbus zostanie pokazanych ponad 200 filmów. Wśród nich dwa fabularyzowane dokumenty wyprodukowane przez „Gazetę Lubuską” - „Wydarzenia Zielonogórskie 1960. Bitwa o Dom Katolicki” oraz „Kresy”.
We wtorek, 6 listopada, w Zielonej Górze odbył się kolejny pokaz filmu "Kresy", którego producentem jest "Gazeta Lubuska". Historia wywołuje wśród odbiorców rozmaite emocje.
Film "Kresy", którego producentem jest "Gazeta Lubuska" czeka wyjazd na festiwal filmowy w Cottbus. Na razie zapełnia sale w regionie. Tym razem w zielonogórskiej bibliotece na widowni zasiedli prenumeratorzy i mieszkańcy Winnego Grodu. Kolejny...
25 października w Cinema City w Zielonej Górze odbyła się premiera filmu „Gazety Lubuskiej” pt. „Kresy”. Nie mogliśmy zaprosić wszystkich chetnych, stąd kolejny seans w poniedziałek, tym razem w sali biblioteki wojewódzkiej.
W poniedziałek 29 października, w zielonogórskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej odbył się pokaz filmu „Kresy”, który wyprodukowała "Gazeta Lubuska".
W czwartek, 25 października w Cinema City w Zielonej Górze odbyła się premiera filmu "Kresy".
Jesteśmy już po premierze i kilku pokazów filmu "Kresy". Obraz jest niezwykłym uzupełnieniem prowadzonego przez nas cyklu Wasze Kresy. Jego scenariusz napisało życie opowieściami naszych Czytelników.
„Kresy” są drugim fabularyzowanym filmem dokumentalnym, który wyprodukowała „Gazeta Lubuska”. Rok temu odbyła się premiera dokumentu „Wydarzenia Zielonogórskie 1960. Bitwa o Dom Katolicki”. 25 października w Cinema City w Zielonej Górze widzowie...
KRESY są drugim fabularyzowanym filmem dokumentalnym, który wyprodukowała „Gazeta Lubuska”. Poruszająca i piękna historia, do której obejrzenia już dziś serdecznie Państwa zapraszamy.
Kolejne sceny filmu o Kresach kręciliśmy w Białkowie, a w studio filmowe zamieniliśmy stodołę. Dzięki pomocy Stowarzyszenia Miłośników Polesia i Białkowa udało się zorganizować (niemal) prawdziwe poleskie wesele...
Pamiętacie nasz film poświęcony Wydarzeniom Zielonogórskim? Właśnie powstaje nowy obraz, którego producentem jest „Gazeta Lubuska”. To fabularyzowany dokument poświęcony Kresom... Będzie w nim i o kresowej sielance, i o Rzezi Wołyńskiej i...
Jednym z symboli września i października 1939 roku stały się Zaleszaczyki. Jednak tak naprawdę ta wątpliwa sława należy się Kutom, a właściwie tamtejszemu mostowi na rzece Czeremosz. Granicznej przeprawie łączącej II Rzeczpospolitą z Rumunią.
Do szkoły? Jak? Goła, bosa? Nikt nie dopilnował. Kto się zlitował, że dziecko bose, nagie? Tego nie było, kochasiu! – wspomina pani Bronisława, która do Kozowa pod Gubinem przyjechała z Bukowiny, z miejscowości...
Bukowina to była dziwna kraina, dla której mieszkańców religia i narodowość były niezwykle ważne, ale nie były powodem do waśni. Jak mówi Feliks Boniakowski: tam człowiek szanował człowieka.
Do Rumunii w pierwszych tygodniach wojny przedostało się około 50 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 3.600 generałów i oficerów. Wielka była wówczas pomoc bukowińskich Polaków.
Aby wybrać najlepszą kandydatkę na żonę najlepiej sprawdzić jak haftuje poduszkę. Im piękniejszy haft, tym bardziej wartościowa kandydatka. Przekonuje o tym zielonogórzanin Wilhelm Skibiński, ale także całe wieki bukowińskich doświadczeń.
Wilhem Skibiński w Bukowinie jest zakochany. Cóż, to w końcu jego miejsce urodzenia, kraina jego przodków. I - jak mówi - ma poczucie długu. Stąd od lat zabiega o to, aby bukowiński ślad odcinał się na wielokulturowym obliczu Ziemi Lubuskiej.
Gdyby nie „Gazeta Lubuska”, do niecodziennego spotkania nigdy by nie doszło.Gdyby Regina Maksymowicz nie była wierną Czytelniczką i Prenumeratorką... Gdyby Tomasz Nesterowicz nie napisał listu do redakcji...
- Nie jesteśmy Polonią na Białorusi, bo nie przyjechaliśmy tu na zarobek. Mieszkamy na tych ziemiach z dziada pradziada - powtarza często Weronika Sebastianowicz. Gdy by myślała inaczej, uniknęła by prześladowań i łagrów. Ale dla niej Kresy za...
Wołkowysk Centralny był miejscowością przytuloną do wielkiego węzła kolejowego. Dwa razy dziennie przemykał tędy pociąg międzynarodowy. Dyżurnym ruchu był ojciec Anastazji Sokalskiej, która dziś mieszka w Zielonej Górze.
Dla Jadwigi Korcz-Dziadosz jej Kresy to Sambor. Wcześniej rodzinne miasto znała z fotografii i opowieści. Po latach mogła je skonfrontować z rzeczywistością...
Przez jej ręce – dosłownie – przeszła cała powojenna generacja mieszkańców Szlichtyngowej i okolicy. Babcia Helena, bo tak o niej mówiono, pilnie śledziła losy kolejnych dzieci. Przywilej akuszerki...
Była skocznia narciarska i plaża ze złocistym piaskiem nad rzeką. Brzuchowice były także miejscem akcji najgłośniejszej zbrodni II Rzeczpospolitej. Pani Bogusława Bowej z Lasek mieszkała tam prawie jak w pałacu...
Słuchając opowieści tak wspaniałych gawędziarzy, jakich spotkałem w Bieniowie, można by napisać książkę o Zagórzu, Koniuszkach Siemianowskich i okolicy. Na dobry początek niech będzie ten artykuł w cyklu "Wasze Kresy".
"Wraz z latem przychodziło powietrze pachnące fiołkami. Po Wielkanocy ściągało się buty i chodziło się boso aż do jesieni"... Bronisław Furtan dzieciństwo spędził na Kresach. Po wyjeździe na Zachód osiadł w Ściechowie.
W kwietniu 1944 rodzina zobaczyła przyklejoną na drzwiach domu kartkę, że w 24 godziny ma się wynieść. - Trzeba było uciekać, z duszą na ramieniu. Łaszki pod pachę i uciekliśmy - mówi Mieczysław Gotfryd.
Jak bombardowali, to byłem w kotłowni. Ja siedział i soczewicę jadł. Może łyżkę, dwie ja wziął i coś szum się zrobił - opowiada Antoni Kołłątaj z Drzonowa, który pochodzi z Rychcic pod Drohobyczem.
W biurze żywnościowym codziennie dostawali ćwiartkę chleba. Trzeba było podać nazwisko, a nazwisko rodowe brzmiało... Deputat. Słysząc je urzędnicy powtarzali - wiem, że pani przyszła po deputat, ale jak pani się nazywa...
O mordach na Kresach dowiedziała się w pociągu, którym jechała z Wiednia na wschód. I nie mogła zrozumieć dlaczego ludzie, którzy przez pokolenia żyli obok siebie zaczęli się mordować...
Żołnierz zameldował o wycięciu całej grupy zwiadowczej. W raporcie zeznał, że na jego oczach kozak ściął głowę Franciszkowi Kozubalowi... Niespełna rok później rodzina dostała wiadomość: "Żyję, jestem zdrów, wracam do domu".
Podobno ludzie umierają dopiero wtedy, gdy przestaje się o nich mówić i ich wspominać - pisze wnuczka Franciszka Kozubala w pracy poświęconej dziadkowi, który był Orlęciem Lwowskim.
Władysław Kudyba ze Świebodzina przyszedł na świat w 1929 roku w Borkach Dominikańskich w powiecie lwowskim. Widział straszne rzeczy, ale stara się pamiętać o szlachetnych ludziach, których spotkał w życiu.
Dom dziadka był z werandą. Zamek Żółkiewskiego jeszcze wtedy stał. Kościół dominikanów dobrze zapamiętałem - przed oczami Jacka Małaczyńskiego przewijają się obrazy z dzieciństwa w rodzinnej Żółkwi.
- Gdy zaczynał nawet najbliżsi brali go za nieszkodliwego wariata. Dziś okazuje się, że pasja poszukiwań genealogicznych, szukania swoich korzeni, potrafi być „chorobą” zakaźną. Tak jak miłość do Kresów.
Oni ze swoimi ukochanymi Kresami żegnali się dopiero w 1951 roku. To wówczas rodzinę braci Paczkowskich dopadła wielka historia. Działo się to w Uhnowie, dziś najmniejszym mieście Ukrainy.
Czy gdyby Kuba znał przyszłość, podjąłby taką decyzję? Pewnie nie. Decyzją o wyjeździe przypieczętował tragiczny los swojej rodziny, tylko jeszcze o tym nie wiedział - pisze Halina Elżbieta Daszkiewicz, wnuczka i córka mieszkańców Kresów...
- Przyszli w biały dzień, pijani, chyba czterech ich było. Chcieli zgwałcić moją kuzynkę Milę. Miała 17-18 lat, piękna blondynka, wysoka, postawna - Jerzy Róg sięga po szklankę i upija łyk wody.
Ciała grzebano w śniegu. Gdy przyszła odwilż, trupy płynęły rzeczką - nie ukrywa Kazimiera Siekanowicz z Zielonej Góry.
W sierpniu 1939 ojciec, starszy sierżant rezerwy, został powołany do wojska. Odprowadzałem go na dworzec i wtedy... widziałem go po raz ostatni - wspomina Zenon Sroka, wówczas ośmioletni chłopiec.
Był wrzesień 1939 roku. – Mama próbowała wykraść ojca ze szpitala. Udało się. Furmanką, opłaconą kosztownościami, przewieziono go do Lwowa. Bo Rosjanie już szukali oficerów, nauczycieli – mówi Anna z Królów Stawiarska.
Jak wkroczyli, to zaraz matkę i nas, trzech braci, na podwórko. I do kaplicy pędzili. I tak po kolei, od domu do domu szli i wyganiali - tak Kazimierz Szeremeta po 71 latach wspomina pacyfikację rodzinnego Zawonia.
- Nigdy nawet nie przyszło nam do głowy, aby ukrywać, że jesteśmy Ukraińcami - mówi Wasyl Szlachtycz z Wilkanowa. - Wiele osób się zasymilowało, udowadniało, że są bardziej polscy niż Polacy. Ostatnio jednak ludzie zaczynają szukać własnych korzeni.
I tę wodę z Rychcic sobie przywiozłem. Przywiozłem też ziemię, którą na grobie rodziców rozsypałem - Jan Tarnowski z Zielonej Góry wspomina malowniczą wieś pod Drohobyczem.
W historii II wojny światowej Kamionka Strumiłowa zapisała się dwukrotnie, i to krwawo. Jednak zielonogórzanka Janina Kłosowska mówi o tym miasteczku, położonym mniej więcej dwadzieścia kilometrów od Lwowa - moja Kamionka.
Znalazłam się w Krośnie Odrzańskim w gorącym okresie przedwyborczym. Wychodziliśmy z domów o zmierzchu, udawaliśmy rozbawioną grupę lub parę zakochanych - dla zmylenia czujności krążących wszędzie tajniaków. Szczególnie niebezpiecznie było na...
Traf chce, że wiele kresowych opowieści naszych Czytelników toczy się na brzegach Seretu. Franciszek Włosek z Sulechowa opowiada właśnie o rzece, nad którą się urodził i spędził pierwsze trzynaście lat życia.
Andrzej Janion z podzielonogórskiej Letnicy swoje nazwisko wymawia z francuska „Żenią”. I ma do tego prawo, gdyż rodzina przybyła na polskie Kresy wraz z Napoleonem. Potem był pojedynek i wielka miłość…
W opowieści Stanisławy Chęcińskiej z domu Kuc z Łagowa będzie i cudowne ocalenie, i niejeden rodzinny dramat. Będzie też siła, upór, wiara i godność, które pozwalają przetrwać, gdy los wystawia na próbę.
W Nowogródku, gdzie przed ołtarzem Matki Boskiej cudownie uzdrowiony został mały Adam Mickiewicz, urodziła się Teresa Gładysz, dziś mieszkanka Zielonej Góry. Pisze o Nowogródku i Nieświeżu, w którym spędziła dzieciństwo.
- Historię rodziców znam tylko z wyrywkowych ich wspomnień. Nie chcieli o tym mówić. Były to dla nich przykre i bolesne wspomnienia - opowiada Teresa Gładysz z Zielonej Góry, która dzieciństwo spędziła w Nowogródku i Nieświeżu.
Gdy wracałam ze szkoły, ulicą maszerowała kolumna Żydów. W pierwszym szeregu zobaczyłam moją koleżankę z klasy, pomachała mi leciutko na pożegnanie. Była smutna i spokojna - Teresa Gładysz pisze o pogromie Żydów w Nieświeżu.
Ksiądz Grzegorz Kołosowski powiedział: "Dobry pasterz nie ucieka, jak wilki napadają na owce, tylko broni. Chcę być dobrym pasterzem i parafii nie zostawię" - Teresa Gładysz z Zielonej Góry pisze o duchownych i świątyniach w Nieświeżu.
Rano 17 września 1939 krasnoarmiejcy byli już na zamku Radziwiłłów. Wkrótce książęta trafili do więzienia w Mińsku, a potem do obozu koncentracyjnego pod Moskwą - wspomina Teresa Gładysz, która dzieciństwo spędziła w Nieświeżu.
Szczęśliwie dotarłyśmy do domu. Przydźwigałyśmy 27 koców. Do dziś nie mogę pojąć, jak dwie 11-letnie dziewczynki uniosły taki ciężar - pisze Teresa Gładysz z Zielonej Góry, która w czasie niemieckiej okupacji mieszkała w Nieświeżu.
Naraz z dwóch stron padły strzały z potężnych dział. Z jednej ogień artyleryjski, z drugiej z nieznanych nam wtedy katiusz. Istne piekło - Teresa Gładysz z Zielonej Góry wspomina lato 1944, gdy z rodziną uciekała z Nieświeża i wracała.
- Rosjanie aresztowali Zygmunta, męża mojej siostry Wili. Został wywieziony do obozu w Kołdyczewie, o którym mówiło się, że stamtąd się nie wraca - pisze Teresa Gładysz z Zielonej Góry, która dzieciństwo spędziła w Nieświeżu.
Tak mu zazdrościłam... A jego matce - że ma syna bohatera. Prosiłam, żeby zapytał, czy mogliby przeszkolić też mnie, bo ja też chcę oddać życie za ojczyznę - opowiada Teresa Gładysz z Zielonej Góry, która pochodzi z Nieświeża.
Po wojnie polsko-bolszewickiej 27. Pułk Ułanów został przeniesiony do Nieświeża. Przez lata był dumą naszego miasta, a w kampanii wrześniowej bił się zawzięcie i z brawurą - pisze Teresa Gładysz.
Teraz to brzmi jak bajka, ale to nie bajka, to życie moich rodziców - opowiada Teresa Gładysz z Zielonej Góry. Urodziła się w Nowogródku, dzieciństwo spędziła w Nieświeżu. Z tęsknoty za Kresami postanowiła...
Usłyszeliśmy, jak spiker głosem donośnym, pełnym namaszczenia, ogłosił kapitulację Niemiec i koniec wojny. O Boże, co się działo w domu! Rzuciliśmy się z płaczem, całując jedni drugich ze szczęścia.
Nie żyją, nie oddychają... Przenieśli te dzieciny do izby obok i jedna zapłakała! Ale to był ostatni już płacz. Pierwsi założyliśmy cmentarz w tym Toporoku... - opowiada Apolonia Korczowska z domu Hałoń.
Znajomy Żyd Zouman powiedział do ojca: "Wam teraz tylko się bawić". Czy już wiedział, że szykuje się Sybir? - zastanawia się Tadeusz Rzeszutek, który pochodzi z Kamionki, a dziś mieszka w Sulęcinie.
W kołchozie potrzebują pastucha owiec. Poszliśmy do wioski. Przydzielili mi kwaterę, mam dostać litr mleka, pół kilograma chleba i dwa kilogramy kartofli dziennie - wylicza Tadeusz Rzeszutek. Na Syberii brał każdą robotę.
Antoni Skrendo dzieciństwo spędził nad Niemnem, do pierwszej komunii przystąpił w Lubczy, a jako 19-latek usłyszał wyrok: dziesięć lat więzienia za zdradę ojczyzny...
Była to kraina „dziwna” na tyle, że nawet w II Rzeczpospolitej nie wiedziano, jak ją traktować. Poleszucy czuli się bardziej Polakami niż Białorusinami tylko dlatego, że byli katolikami. I zawsze zdawali sobie sprawę z własnej odrębności.
W Białkowie wszyscy wiedzą co to jest czuczeło, że w chłodne dni przydaje się hruba, a zanim młodzi powiedzą sobie "tak" są zapoiny, jest drużko, dohowor i wenok. Tak jak i nikt nie dziwi się, że miejscowa drużyna piłkarska nosi miano... Polesie.
Znawca kultury ludowej twierdzi, że ostatnim skrawkiem tego prawdziwego Polesia jest Białków pod Cybinką.
- Wiera wybłagała jakiegoś wysoko postawionego Niemca żeby nas nie zabijali. Już były kopane rowy na nasze ciała – to fragment historii naszej Czytelniczki.
Jelno było wyspą wśród poleskich bagien i torfowisk, otoczoną siecią kanałów. Jak wspomina Aleksander Kościukiewicz z Zielonej Góry życie było tam surowe, wypełnione ciężką pracą, ale szczęśliwe. Taka kresowa sielanka.
- Nawet wujek, brat ojca, namawiał, aby tato przystąpił do kołchozu, przekonywał, że nie ma innego wyjścia, że trzeba przetrwać... - opowiada zielonogórzanin Aleksander Kościukiewicz. - Ale nie słuchał żadnych argumentów. Mieliśmy za to zapłacić.
- Jestem z ostatniego pokolenia urodzonego na Kresach i tak naprawdę to moje Horodyszcze znam z kilku wyjazdów - mówi Walenty Kulik ze Skwierzyny. - Jednak zawsze przyjeżdżam tam, jak do siebie, a każdy pobyt zdaje się zbyt krótki.
- Wszyscy wokół płakali - wspomina Halina Paszyńska z Nietkowic. - Wówczas wyjęłam grzebień i bibułkę do papierosów i zagrałam nasz hymn. Kilkuletnia dziewczynka...
Głęboka wiara w Boga i strach pomogły mu przetrwać najgorsze. Nacierał się śniegiem, żeby nie zamarznąć. Był u kresu sił... Nie poznalibyśmy tej historii, gdyby Elżbieta Rojek nie zdobyła się na odwagę.
Maria Borowska wychowała się w Kosowie Poleskim, Tomasz Winnicki w Busku. Ich losy splotły się dopiero po wojnie. O swoich przodkach z Kresów opowiada Tadeusz Winnicki
- Wyładowali nas w nocy, raniutko przyszedł naczelnik kołchozu i mówi, że tu już zostaniemy: "Prędzej wam żaba cycki da niż wyjedziecie" - opowiada Barbara Zachariasz z Zielonej Góry, która sześć lat dzieciństwa spędziła na zesłaniu.
- 11 lipca 1943 roku nastąpiło apogeum mordów ukraińskich nacjonalistów na Polakach. Tak, rzeź to najodpowiedniejsze określenie tego, co się stało - mówi Włodzimierz Bogucki, szef Lubuskiej Rodziny Katyńskiej, uczestnik tamtych tragicznych wydarzeń.
- Dziś, po latach, Stanisławów, kraina dzieciństwa, jawi mi się jak raj. Chleb był lepszy, woda smaczniejsza, śnieg bielszy, a lasy...? Przepiękne liściaste - mówi Włodzimierz Bogucki.
- Tato, twój syn stoi przed tobą! - Janowi Dziewie ze Świebodzina na wspomnienie pierwszego po wojnie spotkania z ojcem słowa więzną w gardle. Nasz bohater pochodzi z Wołosowa, z osiedla Żebracz. Szuka rodaków, którzy też tam mieszkali. Ma...
13 lipca 1943 roku do małej wsi Ludwikówka w powiecie rohatyńskim na Wołyniu wkroczyli Niemcy i Ukraińcy z UPA i dokonali rzezi na miejscowej ludności...
- I dlatego dziś wszystkim powtarzam, że w Zielonej Górze możemy śmiało mówić, że na naszych winnych wzgórzach spotkały się dwie tradycje winiarskie - ta miejscowa, poniemiecka i polska, kresowa - tłumaczy Przemysław Karwowski.
- To była piękna kraina na zboczu zalesionych gór... Dla Heleny Kowalskiej z Brożka w gminie Brody jej Kresy to Nadziejów, Rachiń i Dolina. To ostatnie miasteczko stanowiło pępek jej kresowego świata.
Ludwikówka, osada w lesie, w górach. Nie jest nawet zaznaczona na mapie. Gdzie się ona znajduje? Dziś opowie nam o tym Stefania Mazurczak z Sulechowa, która w Ludwikówce spędziła dzieciństwo.
Górale czadeccy, czy bukowińscy? Kultowy już zespół "Watra" z Brzeźnicy musiał odpowiadać na to pytanie przez lata, często w atmosferze sporu. Narodowego. I założycielka zespołu, Jadwiga Parecka przyznaje, że dziś nie popełniłaby pewnego błędu.
Mama zdjęła ze ściany obraz Matki Bożej Kochawińskiej i położyła na sanie, ale czerwonoarmista zabrał go, mówiąc: "Tam wam boga dadut" - wspomina Kresowianka Władysława Rybaczkowska, która dziś mieszka w Żarach.
Pielęgnowali polskość, w godzinach próby okazywali się najwierniejszymi i gotowymi do poświęceń patriotami. Tymczasem niektórym Bukowińczykom nawet dziś odmawia się uprawnień kombatanckich. Sądy argumentują swoje decyzje tym, że starający się nie...
Tak naprawdę nie wierzyliśmy w przegraną, byliśmy wychowani w klimacie Polski jako mocarstwa, które nie odda nawet guzika. Ze ścian w szkole patrzyły na nas portrety Rydza-Śmigłego, Mościckiego - wspomina pan Izydor. Stojąc na moście w Kutach, na...
Załadowano nas, dzieci do wagonów towarowych. Podróż trwała dwa tygodnie. Starsze dzieci opiekowały się młodszymi, pouczano nas, że jak przyjdą do wagonów Niemcy, to nie mamy się odzywać i nie mamy ze sobą rozmawiać. Po dwóch tygodniach, o chlebie...
Czy tęsknię za Kresami? Wiem na pewno, że mój ojciec bardzo tęsknił i ciągle miał nadzieję, że kiedyś tam wróci - pisze Stefania Wybieralska z Zielonej Góry.
Nagle Władek wali w okno: "Wstawajcie, idą!". Wyskoczyliśmy, ojciec pierwszy, ja za nim. W dolnej części wsi już się paliło, ściana ognia - Jan Zacharuk z Dzierżowa pod Gorzowem wspomina wiosnę 1944 na Kresach.
Jakie są pani Kresy? – pytamy Lidię Fiedorowicz z Gubina. - Piękne. I straszne… Zacznijmy od piękna. Okazałe domostwo na białej skale górującej nad dużą wsią Krasne. Wokół rozciągają się legendarne Miodobory, zwane także Tołtrami.
Do szkoły chodziliśmy z bratem w jednych butach. Ojciec nam je zrobił, na podeszwach drewnianych, jeszcze pod spodem powbijał klamry z drutu, żebyśmy się nie ślizgali na lodowisku - wspomina Zenon Borowski z Zielonej Góry, który pochodzi z Kresów....
"Jestem urodzona w Borszczowie (woj. Tarnopol) i mieszkałam tam do wysiedlenia w 1945 roku..." - zaczęła swój list pani Aurelia z Zielonej Góry. Umówiliśmy się na spotkanie. Przyszła elegancka, drobna pani ze śmiejącymi się oczami. - A u nas w...
Pani Aurelia z Zielonej Góry swój kresowy raj przede wszystkim słyszy. Skoro świt to "Ranne wstają zorze", a wieczorem w uszach jej grają "Wszystkie nasze dzienne sprawy".
- Po kościele spacerowało się wzdłuż drogi, która ciągnęła się równolegle do rzeki, to był dla nas taki bulwar - Katarzyna Bandziak z Bogaczowa opowiada jak to było w jej rodzinnym Koropcu. - Tam chłopcy, dziewczęta się oglądali. Trzeba było...
- A wiesz pan, dlaczego Rydoduby? Bo tam rzadko rosły dęby, stąd rydo i duby - wyjaśnia Zenon Borowski z Zielonej Góry i opowiada o swojej rodzinnej miejscowości, która leży nieopodal Czortkowa.
Duży dom, ogromne gospodarstwo, stada zwierząt, przepiękne sady... - w cudnej okolicy dzieciństwo spędzał Mieczysław Cichewicz. Dziś mieszka w Zielonej Górze, ale chętnie wraca pamięcią do Łopatyna.
- Zostawiliśmy wszystko, proszę pana. Jechał z nami tylko pies Mucek. O, taki bysior kudłaty. Mój rówieśnik... - tak nastoletni Mieczysław Cichewicz wraz z rodziną opuszczał ukochane Kresy.
Jako zawodowy wojskowy zielonogórzanin Fryderyk Cielecki mieszkał w wielu polskich miastach, ale pytany odpowiada, że jest z Tarnopola. A precyzyjniej z Białej pod Tarnopolem.
- Większość Polaków mieszkających w naszej wsi wyjechała zaraz po wojnie. Oni wszyscy koniecznie chcieli do Polski. Inni, jak mój ojciec, byli przekonani, że Polska jest przecież u nas, w Połupanówce, a to przesuwanie granic to rzecz jak...
W dużej izbie był piec, na którym też się spało. A na kominie suszyły się w płóciennych workach orzechy, jabłka, gruszki... - wspomina Danuta Ducka z Nowej Soli. Na Ziemie Odzyskane przyjechała w Wigilię.
- Oj, jako dziecko podziwiałem w Tarnopolu pomnik Józefa Piłsudskiego na koniu. Dziś pomnika marszałka już nie ma, tylko Tarasa Szewczenki - opowiada Marian Figiel z Zielonej Góry, który pochodzi z Czernielowa Ruskiego.
Podole mlekiem i miodem płynące... - To region rolniczy. Pokażę panu ziemię - Marian Figiel znika na chwilę i wraca z litrowym słoikiem. W środku jest karteczka "Ziemia z Czernielowa Ruskiego z Podola. Proszę posypać na moim grobie".
- Gniezna zmieniła trochę swoje koryto, nad rzeką nie ma już żadnych zarośli wikliny i wierzb, bo krowy kołchozne wszystko zjadły... - wspomina z sentymentem Marian Figiel z Zielonej Góry.
Niemcy z krzykiem wpadali do domów oznaczonych napisem "Jude" i strzelali do wszystkich obecnych - opowiada Marian Gładysz (rocznik 1925) z Zielonej Góry, którego wspomnienia spisała żona Teresa.
Dostaliśmy odzież roboczą: spodnie, bluzę i drewniaki. I znaczek informujący o narodowości - opowiada Marian Gładysz, który jako 16-latek trafił z rodzinnego Starego Skałatu do obozu pracy w Niemczech.
Kierownik spuścił głowę: "Marian, to już koniec" - Marian Gładysz wspomina ostatnie dni w obozie pracy w "Mitteldeutsche Motorenwerke" w Taucha bei Leipzig, gdzie trafił jako 16-latek ze Starego Skałatu na Kresach.
Przez całe dzieciństwo Kazimierz Grzesiowski marzył, aby zostać ułanem. Ale jakże mogło być inaczej skoro urodził się i spędził pierwsze kilkanaście lat życia w Jazłowcu. Tak, tak to od tego miasteczka wziął nazwę słynny 14. pułk ułanów.
Profesor Wiesław Hładkiewicz do pamiętnika dziadka sięga często. Nie tylko, aby poczuć klimat Nowosiółki Koropieckiej na Podolu. Zwykle by lepiej zrozumieć napisane przez dziadka zdanie: Czas szybko przesuwa wskazówki zegara...
Wacław Hładyn jako nastolatek czterokrotnie czmychnął z transportu na roboty do Niemiec. Już miał zwiać po raz piąty, gdy zobaczył, co gestapowiec robi z próbującą uciec Żydówką. Nie odważył się.
Kresowe miasteczko, Syberia, Azja i Afryka... Leszek Jankowski przez całe życie mówił, że wyjechał z raju. Jego rajem były Kopyczyńce, gdzie wszystko się zaczęło. Kres nastąpił gdzieś na afrykańskiej sawannie.
- Mówią, że nie ma piekła. A ja je widziałem. W nocy z 25 na 26 maja 1944 - opowiada Mieczysław Kaśków z Jasienia.
Gdy sąsiedzi innego wyznania mieli święta, pozostali nie wykonywali żadnych prac na zewnątrz, aby nie burzyć im świątecznego nastroju - wspomina Józefa Kieczura z Siedliska pod Nową Solą.
- Ten Janów dla odróżnienia od kilku innych miejscowości o tej nazwie określano jako „trembowlański”. Wyglądał jak marzenie malarza - pejzażysty. Lasy, krystalicznie czysta rzeka i wzgórza wokół. Ładnie, aż kiczowato. Dla Stefanii i Władysława...
Jak w swoim wierszu pisze Wanda Kopaniecka z Grabowca ma w życiu dwie wielkie miłości. Pierwsza to jej ukochane dzieci. Druga to kresowy Tarnopol, miasto jej dzieciństwa i młodości.
Dla Marii Kramarczuk z Zielonej Góry, podobnie jak dla większości Kresowian, wrzesień 1939 był początkiem koszmaru. Już latem uczono kobiety, jak chronić domostwa przed skutkami nalotów. I gazem bojowym.
- Niemiec uderzył mamę w twarz, a gdy upadła, zaczął kopać. Ja się przestraszyłem i wybiegłem z domu. Jak wróciłem, mama leżała we krwi i prosiła o wodę - Marian Kubiszyn z Mirostowic Dolnych płacze, choć od tamtych chwil minęło 70 lat.
Dla Kazimierza Kulasa "jego Kresy" to Dźwinogród nad Strypą, w powiecie Buczacz, na pięknej Wyżynie Podolskiej.
Co drugą noc, na zmianę z moim ojcem, brałem karabin na plecy i chodziłem na placówkę. Razem z innymi Polakami trzymaliśmy wartę, chroniąc się w ten sposób przed napadem band ukraińskich - wspomina Apolinary Kuliczkowski, Kresowiak z Jazłowca,...
2 grudnia 1944 banderowcy zamordowali ojca, a matkę pobili. Zmarła trzy tygodnie później, w Wigilię. Romana i Tadeusz zostali sami.
- A dlaczego nie napiszecie o powstaniu czortkowskim - zapytała nas Krystyna Mięciel z Zielonej Góry. Sama z tego podolskiego miasta pamięta tylko pojedyncze obrazy. W końcu Kresy opuściła jako sześciolatka.
Dzięki pielgrzymkom na Kresy udało się im odtworzyć ostatnie chwile życia najbliższych. I złożyć im hołd. Bo kresowe losy pełne są tragedii. I śmierci.
– Kultywujemy tradycje naszych ojców. Mówimy o rzeczach, których często nie uczą w szkole – podkreśla Zygmunt Muszyński, prezes kożuchowskiego koła Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
Na łamach "Gazety Lubuskiej" czytam "Wasze Kresy". Jestem pod wrażeniem tego cyklu. Ludzie stają się strażnikami historii. Odżywają wspomnienia bardzo smutne, drastyczne i nostalgia za Kresami. Dołączę do tych opowieści - pisze Cecylia Sik z Ciborza.
Ktoś powiedział: "Czas zaciera wszelkie ślady" - tych jednak nie sposób zatrzeć - Danuta Siwiec ze Sławna wspomina cudowną wołyńską wieś. Pisze: "Na wołyńskich czarnoziemach dojrzewały zboża wyższe od rosłego człowieka".
Dzięki ukraińskim Poleszukom i pułkownikowi z samego Petersburga mój tata uniknął Katynia. A nasza kułacko-policyjna rodzina nie została natychmiast wywieziona na Sybir.
- Na podwórku kupa gnoju, a w niej coś się rusza... Kobieta leży zamordowana, piersi obcięte. A za nią dziecko, całe we krwi, ale żyje! Ja to mam cały czas przed oczami... - mówi Józef Świerszko z Koźli, który pochodzi z Dźwinogrodu.
Miasteczko to leżało na niewielkim wzniesieniu. Poniżej, wijąc się, płynęła Strypa, lewy dopływ Dniestru. Rzeka ta mieni się tęsknotą w nostalgicznych opowiadaniach byłych mieszkańców - Rozalian Świerzko z Oławy pisze o Wiśniowczyku.
Maria Zarębina z dwoma synkami była już w bydlęcym wagonie, gdy do pociągu wsiadł jej brat Aleksander Wojciechowski. Jako ochotnik. Nie mógł zostawić rodziny na pastwę losu, bo to oznaczało niechybną śmierć.
Zanim ojciec trafił do obozu w Starobielsku, zdążył jeszcze spotkać się z najbliższymi. – Bardzo się cieszył, a na pożegnanie powiedział do mnie: „Opiekuj się mamą”. Wtedy widziałem go ostatni raz – mówi pan Roman.
- W okopach tatuś był telegrafistą. Raz zasnął, a był bardzo ważny telegram... Tatusia wzięli pod sąd polowy... - opowiada Łucja Korycińska z Zielonej Góry, córka Wacława Jurkojcia, legionisty.
Zielonogórzanin Lech Aksiuczyc na Kresach zdążył się ledwie urodzić. Jednak Kresy są w nim mocno posadowione przez opowieści dziadków i kresową duszę, na którą pracowały pokolenia ludzi stamtąd...
Babcia zielonogórzanina Lecha Aksiuczyca popełniła mezalians. Tam, na Kresach, o to nie było trudno, gdyż ludzi dzielił nie tylko stan posiadania, ale narodowość i religia.
19-letni Eugeniusz, wuj Lecha Aksiuczyca, był romantykiem. To właśnie sprawiło, że wybrał się rowerem odwiedzić rodzinne Sobolewo. Był rok 1942. Jako polskiego panka zakłuli go bolszewiccy partyzanci.
Pani Bronisława wyjmuje fotografię. - Pamiętam wszystkich nauczycieli - pokazuje i zaczyna wyliczać. - Od prawej historyk Leon Wiśniewski. Nie wymawiał "r"...
- Jak to mówią: góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek z człowiekiem zawsze - powtarza Anna Czepukowicz ze Świebodzina, rocznik 1929. - Gdzie ja bym pomyślała, że kiedyś będę tu gościć Cytryńskich.
- Wszyscy stanęli kołem i zaśpiewali: Żegnaj, Wilno ukochane, droższe ponad cały świat... I wszyscy płakali - tak Anna Czepukowicz ze Świebodzina zapamiętała dzień, w którym opuszczała rodzinne Kresy. Swoje wspomnienia przesłała w liście do naszej...
Był 10 lutego 1940 roku. Pociąg szarpnął i zaskrzypiały oblodzone koła wagonów. Z oddalających się wagonów dochodziły słowa pieśni: "Serdeczna Matko, Opiekunko ludzi...". Pieśń cichła w miarę, jak pociąg ginął w dali.
- Musiałam konie zaprzęgać i do młyna jechać. Miałam 12 lat... Wyobraź pan sobie, kto dzisiaj odprawiłby tak dziecko. Nieraz jechałam i płakałam - opowiada Janina Majewska z Guzowa, która pochodzi ze Świdnicy na Wileńszczyźnie.
Przepadałam za miodem z zielonymi ogórkami. Do dziś pamiętam ich niepowtarzalny smak - pisze Alicja Michałowska, która dzieciństwo spędziła w Kołtynianach. Po wojnie ukończyła Liceum Pedagogiczne w Sulechowie i przez dziesięć lat pracowała w...
- W Wilnie jest taka piękna dzielnica, Antokol, gdzie stoi słynny kościół Piotra i Pawła. Tam się urodziłam w szpitalu wojskowym - wspomina Krystyna z Kurowskich Mrozicka. Po wojnie przyjechała do Zielonej Góry.
- Wojnę wspominam jako coś potwornego, ale spotkały mnie nadzwyczajne wydarzenia od Niemców, Rosjan i Litwinów - opowiada Krystyna z Kurowskich Mrozicka, która dzieciństwo spędziła w Wilnie
Marina Santocka urodziła się w zachodniej części dzisiejszej Białorusi, niedaleko od granicy białorusko-litewskiej. Jakieś 60 km od Wilna.
Zwykle kresowe opowieści kończą się na 1945 roku. Dla Czesława Skarżyńskiego wspomnienia z jego Wileńszczyzny obejmują znacznie dłuższy czas...
Tadeusz Spirydowicz z Sulęcina wspomina Dzisnę, najdalej na północny wschód wysunięte miasteczko II Rzeczpospolitej. Dzieje tej okolicy mogą stanowić materiał nie jednej, a kilku książek. Chociażby ze względu na Mickiewicza i Apollinaira.
Postacie w historii spisanej przez Jadwigę Szklennikową przewijają się jak w bożonarodzeniowej szopce. Jest Herod z żołnierzami, Śmierć i Diabeł, ale nie brakuje też prawdziwych ludzkich aniołów i dobrego rabina...
Zielonogórzanin Bolesław Szpryngiel od lat spisuje kresową historię swojej rodziny, swojej małej ojczyzny. Spróbujmy ją opowiedzieć słowami tego mieszkańca wołyńskiej Rudni.
Kilka zapisanych kartek do redakcji przyniosła Barbara Chmiel. Spisała na nich opowieść swojej mamy, Ireny Bylińskiej, z domu Brzozowskiej.
- To straszne, że jako dzieci byliśmy świadkami tak przerażających wydarzeń - mówi Walentyna Czajka z Zielonej Góry. - Nie pojechałam już tam, boje się, nie chcę słyszeć tego języka.
- 19 marca 1940 przyszło NKWD i aresztowało tatę. Gdy wychodził, pochylił się nad łóżeczkiem i ucałował mnie - mówi Janusz Mróz z Zielonej Góry, który dzieciństwo spędził w Równem. Historia o odnalezieniu ojca jest nieprawdopodobna.
Niewielki, szary dom w centrum Letnicy. Helena Frączak przeprasza, że tak niewiele pamięta, mimo że z Kresami żegnała się jako nastolatka. A może to dobrze, że o wielu rzeczach zapomniała...?
- W niedziele stacjonujące w Łucku polskie wojsko maszerowało do kościoła. W czasie mszy, gdy zaintonowali "Boże, coś Polskę" i "My chcemy Boga", śpiew żołnierzy mieszał się z płaczem wiernych. Słychać było jeden szloch - wspomina Mieczysław...
Waldemar Przybylski z Międzyrzecza przysłał nam wspomnienia swojej babci Marii, o której pisze ciepło "Babcia Marysia". Od dziesięciu lat próbuje poskładać ze strzępków informacji dzieje rodziny Szymborskich.
Wracamy do pamiętnika Marii Lisowskiej, który napisała dla swojego wnuka Waldemara Przybylskiego z Międzyrzecza. a
Nadal pozostajemy na brzegu Styru. Tym razem w Łucku. Wspomnienia ojca, Tadeusza Marcinkowskiego spisała nasza Czytelniczka Małgorzata Ziemska. Głównym ich bohaterem jest dziadek Jan Marcinkowski. I właśnie Łuck.
- Gdy już zabierali ojca, zapytał, czy może mnie pocałować, pożegnać się. Pozwolili. Zamknąłem oczy, udawałem, że śpię - tego obrazu nigdy nie zapomni Tadeusz Marcinkowski z Zielonej Góry, syn wielkiego patrioty z Łucka.
- Pamiętam tę naszą działkę. Ogród warzywny był. Ja na boso, po piasku wysuszonym przez słońce, takim jak mąka drobniutkim. To dopiero przyjemność... - rozmarza się Zdzisław Mogilnicki z Babimostu, który pochodzi z Łucka.
Wspaniały arkadowy dziedziniec rezydencji magnackiej w Ołyce był cztery razy większy od dziedzińca zamku na Wawelu. Za jej sprawą i wspaniałej kolegiaty to była perła Wołynia...
- Ojciec, siostra, trzyletni brat, sąsiedzi... - banderowcy wymordowali wszystkich...
- W 1943 roku banda UPA wymordowała całą moją rodzinę - pan Leon wpatruje się w dal. Zginęli rodzice Piotr i Maria, siostry Janina i Emilia, a także siostrzeniec Krzyś. Ocalały siostry Apolonia i Weronika, ocalał mój rozmówca.
Dla zielonogórzanina Bolesława Szpryngiela Wołyń to raj. Jego eden dokładniej nazywał się Rudnia. Pod koniec lat 40. doszczętnie ją spalono, a ziemię podzielono między ukraińskie wsie Sitnicę, Buhaje, Starosiele. Nazwę Rudnia wykreślono z map i...
Kładziemy fotografię. Może, kiedy przechodnie, odwiedzający Memoriał "Bykowieńskie Mogiły", zobaczą zdjęcie - zobaczą też człowieka. Widzę, z jakim wzruszeniem ojciec dotyka szarej, granitowej płyty. Jakby rozmawiał ze swoim ojcem, jakby się z nim...
W dużej izbie był piec, na którym też się spało. A na kominie suszyły się w płóciennych workach orzechy, jabłka, gruszki... - wspomina Danuta Ducka z Nowej Soli. Na Ziemie Odzyskane przyjechała w Wigilię.
2 grudnia 1944 banderowcy zamordowali ojca, a matkę pobili. Zmarła trzy tygodnie później, w Wigilię. Romana i Tadeusz zostali sami.
Teraz to brzmi jak bajka, ale to nie bajka, to życie moich rodziców - opowiada Teresa Gładysz z Zielonej Góry. Urodziła się w Nowogródku, dzieciństwo spędziła w Nieświeżu. Z tęsknoty za Kresami postanowiła...
Była skocznia narciarska i plaża ze złocistym piaskiem nad rzeką. Brzuchowice były także miejscem akcji najgłośniejszej zbrodni II Rzeczpospolitej. Pani Bogusława Bowej z Lasek mieszkała tam prawie jak w pałacu...
Do szkoły? Jak? Goła, bosa? Nikt nie dopilnował. Kto się zlitował, że dziecko bose, nagie? Tego nie było, kochasiu! – wspomina pani Bronisława, która do Kozowa pod Gubinem przyjechała z Bukowiny, z miejscowości...
Usłyszeliśmy, jak spiker głosem donośnym, pełnym namaszczenia, ogłosił kapitulację Niemiec i koniec wojny. O Boże, co się działo w domu! Rzuciliśmy się z płaczem, całując jedni drugich ze szczęścia.
Był wrzesień 1939 roku. – Mama próbowała wykraść ojca ze szpitala. Udało się. Furmanką, opłaconą kosztownościami, przewieziono go do Lwowa. Bo Rosjanie już szukali oficerów, nauczycieli – mówi Anna z Królów Stawiarska.
Historyk Grzegorz Motyka o masowej zbrodni dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich
Czy to był tragiczny finał nieszczęśliwej miłości? A może „banalny” napad rabunkowy? Pewnej nocy w 1947 roku życie straciła sześciosobowa rodzina ze Szprotawy. Czy sprawcą był zakochany ubek?
W czwartek na cmentarzu w Zielonej Górze rodzina, przyjaciele, znajomi bliżsi i dalsi pożegnali Tadeusza Marcinkowskiego. - Szkoda, że tacy ludzie odchodzą - mówili
Losy rodziny Wacława Urkiela, który dziś mieszka w Zielonej Górze, uczą pokory. Są też świetną lekcją nie tylko historii, ale i geografii
Tak naprawdę nie wierzyliśmy w przegraną, byliśmy wychowani w klimacie Polski jako mocarstwa, które nie odda nawet guzika. Ze ścian w szkole patrzyły na nas portrety Rydza-Śmigłego, Mościckiego - wspomina pan Izydor. Stojąc na moście w Kutach, na...
Maria Zarębina z dwoma synkami była już w bydlęcym wagonie, gdy do pociągu wsiadł jej brat Aleksander Wojciechowski. Jako ochotnik. Nie mógł zostawić rodziny na pastwę losu, bo to oznaczało niechybną śmierć
Nic nie zapowiada tragedii. Raczej romans. Jednak rzecz dzieje się na Wołyniu... Stefania Jawornicka, szefowa lubuskiego Związku Ukraińców, boi się, że to początek kolejnej licytacji...
- Mojej mamy w ogóle nie znałam. Miałam półtora roku, jak została zamordowana - płacze Maria Mazur. Z kolei Franciszkowi Prusowi mama uratowała życie. Miał sześć lat. Oboje cudem ocaleli podczas banderowskiej nocy
Mieszkaniec Międzyrzecza wyruszył na Kresy, aby znaleźć krainę, o której tak wiele słyszał od babci, rodziców... Jednak po świecie dworów, kresowej Atlantydy nie pozostał nawet ślad. - Takie pany tu były - usłyszał tylko.
– Kultywujemy tradycje naszych ojców. Mówimy o rzeczach, których często nie uczą w szkole – podkreśla Zygmunt Muszyński, prezes kożuchowskiego koła Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich.
Pamiętają łuny bijące od płonących wsi, strzały, krew, krzyki mordowanych ludzi. Dla nich Rzeź Wołyńska ma konkretne twarze, imiona, a nawet zapach. Pogorzeliska i zwłok długo czekających na pochówek...
Szukanie korzeni, „uprawianie” drzewa genealogicznego to już nie moda, to pasja wielu Polaków, zwłaszcza tych, których rodzinna pamięć zagubiła się w wojennej zawierusze.
Andrzej Janion z podzielonogórskiej Letnicy spisał dzieje swoje i swojej rodziny. Tym razem podzielił się z nami wspomnieniami z drogi na zachód i pierwszych dni w Winnym Grodzie. Dziś pierwsza ich część, za tydzień druga...
Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.
Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.
© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.