Wydarzenia Zielonogórskie. Ale w mieście się leją

Czytaj dalej
Dariusz Chajewski

Wydarzenia Zielonogórskie. Ale w mieście się leją

Dariusz Chajewski

Wydarzenia Zielonogórskie były dotychczas tylko hasłem, datą. Dzięki opowieściom naszych Czytelników nabierają one ludzkiego wymiaru. Historia obrony Domu Katolickiego zyskuje nazwiska, twarze... Opowiada świadek Janusz Wieczorek.

– Miałem jedenaście lat – przypomina sobie Janusz Wieczorek. – Tego dnia poruszałem się raczej po obrzeżach wydarzeń, szedłem od strony ratusza w kierunku kościoła. Widziałem tłum ludzi, szum, to jak ludzie szli do przodu, później uciekali. Puścili gaz. Ktoś zaprowadził mnie do apteki, przemyli mi oczy. Potem stałem tutaj pod filarami i na stacji benzynowej na Kasprowicza. Gdy później przyszedłem do domu, mówię do taty: „Ale w mieście się leją”. Ojciec spojrzał na mnie tak jakoś inaczej i dopiero wówczas zobaczyłem trzech ludzi plądrujących, przeszukujących szafy. Tego dnia mama i siostra zniknęły. Później były rozmowy po nocach, mówiono o jakichś widzeniach. Tato pożyczał pieniądze, coś załatwiał... Mama wyszła wcześniej, siostra później.

Barbara, siostra pana Janusza, wspomina, że tego dnia razem z mamą szły do księgarni przy Mariackiej, gdzie pracował ojciec. Wówczas 17-latka, miała wziąć pieniądze i pójść zrobić zakupy.

Tego dnia mama i siostra zniknęły. Później były rozmowy po nocach, mówiono o jakichś widzeniach. Tato pożyczał pieniądze, coś załatwiał...

– Nie wiedzieliśmy o tym, że będzie się coś działo, akurat w niedzielę rodzice nie byli w kościele – wspomina pani Barbara. – Dym, zamieszanie, krzyki, ale byłam tylko mimowolnym świadkiem... I było dla mnie totalnym zaskoczeniem, gdy później przyjechali po nas milicjanci. Dlaczego? Wie pan, jak to ludzie... Ktoś powiedział, że tam byłyśmy. Cóż, wsiadłyśmy do milicyjnego samochodu i trafiłyśmy do aresztu w Nowej Soli. Mamę wypuszczono szybko, ze mną było gorzej. Młoda, głupia, krzyknęłam na sprawie: „Otwórzcie okna, niech sprawiedliwość wejdzie!”. Usłyszałam wyrok: sześć miesięcy...

Na ile ta karta historii zaważyła na losach rodziny? Jak opowiada pan Janusz, i matka, i siostra miały nieprzyjemności. On także, gdy nie przyjęto go do milicji, nie miał wątpliwości dlaczego. Cóż, był z politycznie niepewnej rodziny. I tylko matka spointowała, że nikomu w rodzinie w milicyjnym mundurze nie byłoby do twarzy...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.