Dariusz Chajewski

Z wojska do kopalni. Za co? Za krzyżyk i za Stalina

Dla Ludwika Oleksego ptak jest symbolem dobrej nowiny... Fot. Dariusz Chajewski Dla Ludwika Oleksego ptak jest symbolem dobrej nowiny...

Dariusz Chajewski

Gdy pan Ludwik weźmie do ręki kawałek drewna, czuje kształty, życie. I spod jego dłuta wylatują ptaki. - To moi terapeuci - mówi.

Gdy schodzimy do zielonogórskiej pracowni Ludwika Oleksego, czujemy się jak w wolierze pełnej kolorowych, egzotycznych ptaków. Na próżno jednak szukalibyśmy ich przynależności do konkretnego fruwającego gatunku. Kształty owszem, ale te barwy. Bo takie ptaki mają gniazda tylko w... wyobraźni.

- Dla mnie to raczej terapia niż sztuka - mówi pan Ludwik, jakby muskając lekko drewniane pióra swoich „terapeutów”.

Wióry we krwi

Właściwie trudno mu nawet powiedzieć, kiedy zaczął rzeźbić. Matka miała ka-wałek ziemi, ojciec był cieślą. Może stąd rozumie drewno. Było biednie, ale tam, w Paszynie, w okolicy Nowego Sącza, zawsze chodziło o coś więcej niż pieniądze, a ludzie szukali piękna. Do rzeźbienia namawiał go nauczyciel, który był ludowym twórcą, i ksiądz, który założył rzeźbiarskie kółko.

- To chyba na robótkach ręcznych wyrzeźbiłem pierwszego ptaka - wspomina pan Ludwik. - Nauczyciel zabrał później to moje dzieło do pokoju nauczycielskiego i ustawił na honorowym miejscu. Jaki byłem dumny... Później rzeźbiłem jeszcze trochę w gimnazjum.

Ludwik Oleksy dopiero w 1992 roku został zrehabilitowany przez sąd Śląskiego Okręgu Wojskowego...

Po małej maturze postanowił pójść do wojska i trafił do szkoły oficerskiej piechoty we Wrocławiu, którą ukończył w stopniu podporucznika. Zresztą w tempie ekspresowym. Trwała wojna w Korei i stawiano na przedmioty związane bezpośrednio z walką. I tutaj po raz pierwszy pojawia się w jego życiorysie nasz region: otrzymał przydział do Kożuchowa, gdzie spędził 1,5 roku. Do partii nie należał, stąd usłyszał szybko, że bez czerwonej legitymacji kariery w wojsku raczej nie zrobi. A jemu się wyda-wało, że aby być dobrym żołnierzem, nie trzeba wcale stać się członkiempartii.

Dla Ludwika Oleksego ptak jest symbolem dobrej nowiny...
Dariusz Chajewski Dla Ludwika Oleksego ptak jest symbolem dobrej nowiny...

- Zdałem sobie sprawę, że na awans żadnych widoków nie mam - wspomina. - Na którymś z poligonów wyrzeźbiłem wielkiego ptaka, taki symbol pokoju. I starałem się o skierowanie do wyższej szkoły artystycznej. Niestety, zabrakło mi pozytywnej opinii politruka. Stąd skierowanie do szkoły w Łodzi, gdzie miałem szkolić młode roczniki.

Rzeźbienie polityczne

Tutaj dopiero doświadczył tego, że ówczesne wojsko polskie było polityczne. Rozpoczęły się schody i zaczął łapać punkty ujemne. Najpierw nieopatrznie w rozmowie z kolegami stwierdził, że nie wiadomo, czy Rosjanie pokonaliby Hitlera bez Amerykanów i Anglików. Później była krytyka systemu szkolenia, gdzie rezygnowano z zajęć merytorycznych na rzecz politycznych. Na koniec wyrzeźbiony przez niego krzyżyk, z ostem tatrzańskim i liściem paproci, który do jego walizki włożyła mama.

- Minęło niewiele czasu, a wezwano mnie na wychowawczą rozmowę do komendanta, który zapytał, czy któryś z oficerów ma krzyż - uzupełnia pan Ludwik. - Przyznałem się. Najpierw dowiedziałem się, że jestem głupi, skoro wierzę. Dziś pewnie bym się z tym pokornie zgodził, ale wówczas zacząłem powoływać się na zdanie o religii Marksa i Engelsa. Wtedy mój rozmówca stwierdził, że nie jestem głupi, ale niebezpieczny. Że jestem wrogiem.

Do tego doszedł brak opaski żałobnej po śmierci Stalina i nieobecność na specjalnej akademii. Jak mówi pan Oleksy, nie mógł udawać smutku po człowieku, który zamordował tylu ludzi. Na efekty nie czekał długo. Miał właśnie służbę oficera dyżurnego, gdy przyjechali. Informacja wojskowa. Sakramentalne: „Odłóżcie broń, pójdźcie z nami, załóżcie sobie kajdanki...”. Trafił na garnizonowy „dołek” we Wrocławiu, celę dzielił z innym politycznym i, jak mówi, niemal poczuł się groźny - byli zamknięci na sześć zamków. Obok siedział wyższy oficer z Krosna Odrzańskiego, oskarżany o szpiegostwo na rzecz jednego z zachodnich państw.

Antykomunista z przypadku

- Sądzony byłem - dodaje. - Zarzuty brzmiały poważnie: tworzenie organizacji antykomunistycznej i wrogi stosunek do Związku Radzieckiego.

I znów cela. Spędził w niej prawie pół roku. Na jakieś dziesięć dni trafił do karceru - pomieszczenia 2 na 1,5 metra, po którego ścianach spływała woda. Bez dziennego światła, miska z jedzeniem rzucona jak psu, kawałek koca...

- Tej nocy śniło mi się, że dostałem Srebrny Krzyż Zasługi - wspomina pan Ludwik. - Tymczasem zabrali mnie do Łodzi na rozprawę. Sądzony byłem wraz z dziennikarzem z „Żołnierza Polskiego”. On dostał piętnaście lat, ja pięć. Prokurator domagał się ośmiu. Ale i tak pozbawiono mnie praw obywatelskich i zdegradowano. Salę rozpraw opuszczaliśmy skuci razem. A adwokat, taki z urzędu, nawet nie przyszedł.

Wrócił do Wrocławia. Jak mówi, miał szczęście, gdyż właśnie nadchodziła „odwilż”. Spróbował strajku głodowego.

- Przyszedł prokurator i krzyczał, że będę zdychał - dodaje pan Ludwik. - Odpowiedziałem, że oni będą zdychać, a ja, jako katolik, będę umierał.

Później trafił do podstrzegomskiego Jaroszowa, do kopalni gliny ogniotrwałej. Pracowali tam głównie więźniowie polityczni, z których połowę stanowili wojskowi. Byli działacze rozmaitych organizacji antyrządowych, prawnicy i on, ten, który przywiózł z domu własnoręcznie wykonany krzyżyk. Do kopalni chodzili mniej więcej kilometr, wzdłuż drutów. Ze strażnikami wyglądało to jak gułag. Był grupowy więzień, który „odbijał” każdy wagonik z gliną. Teoretycznie osadzeni dostawali jedną piątą zarobków. Jak twierdzi pan Ludwik, miał szczęście, gdyż ze względu na stan zdrowia zmniejszono mu limit urobku: zamiast dziesięciu pięć wagoników.

- Był tam starszy wiekiem sędzia, prowadził bibliotekę - wspomina pan Ludwik. - Poznał moją historię i zaczął namawiać do napisania odwołania. Jako argument pokazał mi cmentarzyk przy obozie i pytał, czy też chcę tak skończyć.

Droga na wolność

Pamięta nadany przez megafony komunikat o rozstrzelaniu Berii. To był grudzień 1953 roku. Właśnie wracali z pracy. Nagle wywołano nazwisko pana Ludwika. Dowiaduje się, że po obiedzie ma się ubrać i pojedzie. Dokąd? Tylko kapral z eskorty szepnął: „Jedzie pan na rozprawę do Łodzi. Ma pan szansę na wolność”. I znów cela, tym razem w komendzie łódzkiego garnizonu. Dopiero rankiem od sędziego dowiedział się, że to wynik odwołania, które bez jego wiedzy napisał obozowy bibliotekarz i przemycił za druty obozu.

- To była dziwna rozprawa - wspomina Oleksy. - Adwokat, ten sam co wcześniej, tym razem walczył o mnie jak lew. Nie wiem, czy dlatego, że ojciec mu zapłacił, czy teraz już wypadało. Główny świadek oskarżenia zeznał, że nie mówił prawdy, gdyż tak nakazał mu prokurator. Ostatecznie obniżono mi karę do roku, akurat tyle, aby zaliczyć na poczet kary czas spędzony w kolejnych celach. Inaczej brakowało kilku dni. Najpierw usłyszałem, że na tych kilka dób wracam do kopalni. I nawet miano mnie ostrzyc, gdy adwokat przyniósł decyzję o zwolnieniu.

Później czekał go los „politycznego”, czyli kolejne próby podjęcia pracy, kolejne posady, które zajmował tak długo, dopóki nie dowiedziano się, że jest po wyroku. Zawsze ktoś go rozpoznał, dokopał się przeszłości w papierach. Jedynym szczęśliwym zrządzeniem losu było spotkanie kobiety życia i ślub. Ogłoszenie o tym, że szukają ludzi do pracy w lubuskich, a raczej nowosolskich lasach, przeczytał w krakowskiej prasie. Najpierw był Bytom Odrzański, później Żary...

- Nie wahałem się, znałem przecież te tereny z wojska - wspomina. - Tutaj jakoś mniej mi tę moją przeszłość wypominano. Trudno mi powiedzieć, kiedy znów wróciłem do rzeźbienia. Chociaż nie, to było w Bytomiu. Poszedłem nad Odrę i zacząłem rzeźbić laskę... Zauważyłem, że gdy rzeźbię te wszystkie złe wspomnienia, myśli odlatują.

Dla niego ptaki to też symbol dobrej nowiny. I może stąd ten wciąż powtarzający się sen z ptakami w roli głównej, którego nigdy nie udaje mu się na tyle zapamiętać, żeby go wyrzeźbić. I czeka, aż ten sen będzie na tyle wyraźny, że nic tylko sięgnąć po dłuto...

Dariusz Chajewski
Dla Ludwika Oleksego ptak jest symbolem dobrej nowiny...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.