Zamiast oczyszczać ścieki puszczali je rurą do Sanu

Czytaj dalej
Fot. archiwum
Ewa Gorczyca

Zamiast oczyszczać ścieki puszczali je rurą do Sanu

Ewa Gorczyca

W tak skandaliczny sposób działała oczyszczalnia w Lesku. Proceder mógł trwać nawet kilka lat. Sprawa wyszła na jaw po skargach mieszkańców, którzy mieli dość smrodu i brudu nad rzeką.

Zaczęło się od skarg składanych przez ludzi. Interweniowali oni wielokrotnie, widząc nieczystości, ludzkie odchody i śmieci płynące z falą w bezpośrednim sąsiedztwie oczyszczalni. W okolicy czuć było charakterystyczny dla ścieków bytowych smród. Zawiadomienia, początkowo anonimowe, zostały zweryfikowane. Okazało się, że są podstawy do wszczęcia postępowania. Zajęła się nim Prokuratura Rejonowa w Brzozowie.

- Właśnie trafiła do nas opinia biegłego, który został powołany do sprawdzenia prawidłowości funkcjonowania oczyszczalni - informuje Marcin Bobola, prokurator prowadzący śledztwo.

Ekspert przyjrzał się, co się dzieje ze ściekami

Biegły analizował funkcjonowanie Leskiego Przedsiębiorstwa Komunalnego (które zarządza oczyszczalnią) i proces oczyszczania ścieków. Ekspert przedstawił swoją opinię na piśmie, złożył także uzupełniające zeznania, wyjaśniając śledczym specjalistyczne szczegóły.

- Z opinii wynika, że w przedsiębiorstwie dochodziło do wielu nieprawidłowości - mówi prokurator.

Najbardziej bulwersujący jest sposób, w jaki zarządca oczyszczalni postanowił poradzić sobie z nadmiarem nieczystości.

- Bez żadnych pozwoleń, bez planów, bez uzgodnień, wybudowany został przepust z kolektora, którym ścieki szły do oczyszczalni - opisuje prokurator Marcin Bobola. - Była to spora rura, o przekroju ok. 50 centymetrów. W momencie, gdy ścieków było za dużo, zrzucane były bezpośrednio do rowu i płynęły - zamiast do oczyszczalni - prosto do Sanu.

Prokurator opierając się na opinii biegłego, nie wyklucza, że taka skandaliczna sytuacja mogła trwać nawet kilka lat.

Dlaczego przedsiębiorstwo, które powinno zajmować się oczyszczaniem ścieków, zrzucało je do rzeki? To także będzie wyjaśniać prokuratura. Biegły wskazał, że uchybienia mają związek z projektowaniem oczyszczalni i jej modernizacją.

- Jego zdaniem, zarządcy były przekazane informacje, że konieczne jest wybudowanie zbiornika, który by przechwytywał nadmiar ścieków - dodaje prokurator Bobola.

- Zamiast tego wybrano rozwiązanie prostsze, tańsze i szybsze. Polegało na przekopaniu kilku metrów, włożeniu rury i puszczeniu ścieków do rowu i do Sanu. Na takie działanie przedsiębiorstwo nie miało żadnych pozwoleń - mówi Marcin Bobola z Prokuratury Rejonowej w Lesku, która prowadzi śledztwo dotyczące nieprawidłowości w funkcjonowaniu leskiej oczyszczalni ścieków.

Biegły powołany przez prokuraturę, analizując dokumentację, znalazł informację projektantów, że w tego typu oczyszczalni, jak ta funkcjonująca w Lesku, taki zbiornik jest konieczny.

- Powinien być, ale nikt go nie wybudował - mówi prokurator Bobola.

Problem pojawił się w momencie, gdy spięto kanalizację burzową z kanalizacją sanitarną.

- To nie było tak, że ścieki do Sanu płynęły codziennie - przyznaje prokurator. - To się działo wówczas, gdy do kanalizacji trafiała duża ilość wody, na przykład w czasie intensywnego deszczu czy burzy. Oczyszczalnia nie była w stanie przyjąć tak dużego napływu ścieków.

Ścieki wypływały na działki położone w niedalekim sąsiedztwie oczyszczalni. Widok po takim „potopie” z przepełnionych studzienek był porażający. Na krzewach wisiały kawałki papieru toaletowego, gałęzie były oblepione nieczystościami. „Receptą” miała być rura, która odprowadzała nadmiar ścieków (wtedy, gdy ich ilość przekraczała zdolności oczyszczalni) „na ostro” do rowu. To rozwiązanie oszczędzało pobliskie posesje, ale szkodziło Sanowi.

Biegły znalazł też inne uchybienia, m.in. brak kraty do wychwytywania stałych nieczystości.

Śledztwo toczy się już od dłuższego czasu. Zostało zawieszone ze względu na długie oczekiwanie na opinię eksperta. Prokuratura czeka jeszcze na dodatkową dokumentację związaną m.in. z wyjaśnieniem, dlaczego nie wybudowano dodatkowych zbiorników pozwalających na przechwycenie nadmiaru ścieków. W najbliższym czasie zapadnie decyzja o podjęciu go na nowo.

Postępowanie toczyło się w sprawie, nikomu nie postawiono zarzutów. Ale poczyniono już wstępne ustalenia odnośnie osób odpowiedzialnych za taki stan rzeczy.

Prokuratura dysponuje też zdjęciami, relacjami mieszkańców i straży rybackiej. Z zeznań świadków wynika, że ścieki były widoczne w rzece i na jej brzegach. - To obszar, który wchodzi w skład strefy Natura 2000, a poniżej, w Zasławiu, jest ujęcie wody dla Sanoka - zaznacza prokurator.

Proceder został zatrzymany, bo śledztwo dało impuls do wdrożenia planu naprawczego w oczyszczalni. Prowadzona jest jej modernizacja.

Ewa Gorczyca

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.