Zaswastykowane wsie. O niemieckich kolonistach na Zamojszczyźnie i ich krwawych wyczynach

Czytaj dalej
Fot. Ze zbiorów Adama Gąsianowskiego
Bogdan Nowak

Zaswastykowane wsie. O niemieckich kolonistach na Zamojszczyźnie i ich krwawych wyczynach

Bogdan Nowak

„Od prawieków wsie polskie, dzisiaj obróciły się w niemieckie. Co kilka chałup wywieszono flagę z upiornym znakiem swastyki. To natychmiast z upodobaniem robią po wprowadzeniu się przybłędy, nasiedleńcy” – pisał 16 grudnia 1942 r. Adam Mastaliński, kronikarz z Zamościa. „Trzeba mieć przed oczyma taki widok zaswastykowanej, polskiej wsi, aby odczuć bezmiar bólu, upokorzenia i rozpaczy”.

To był na Zamojszczyźnie częsty widok. Jak wynika z niemieckiego wykazu miejscowości osiedlonych przez Niemców w listopadzie i grudniu 1942 r. oraz w lipcu 1943 r., na tym terenie skolonizowano 107 polskich wsi, 46 kolonii i 60 przysiółków. Utworzono z nich w sumie 126 „osad niemieckich”, w tzw. 11 rejonach.

Cieszyły się na Zamojszczyźnie ponurą sławą, a ich nowi mieszkańcy budzili wśród miejscowych grozę.

Czarni

22 grudnia 1942 roku Adam Mastaliński w swoim dzienniku notował:

„Szał wysiedlenia trwa i wzmaga się. Poszły szereg wsi: Jarosławiec, Sitno, Czołki, Białowola, Jatutów i inne. Wysiedlenie dotknęło również i te rodziny polskie, które przystały do folksów (volksdeutschów). Są one jednak przesiedlane, a nie wysiedlane. Mają prawo zabrania swego mienia ruchomego na nowe o miejsce zamieszkania. Dano im gospodarstwa – o wiele gorsze, biedniejsze. Tak było np. w Białobrzegach. Wieś ta jest zamożna: przerzucili białobrzeżan do Jatutowa, wsi o wiele biedniejszej.”

Akcja wysiedleńcza na Zamojszczyźnie była związana z realizacją hitlerowskiego Generalnego Planu Wschodniego (Generalplan Ost). Jego głównym celem było zgermanizowanie całej Europy Wschodniej. Zaczęto od Zamojszczyzny. Niemieccy osadnicy na tym terenie zajmowali gospodarstwa (z całym dobytkiem i inwentarzem) należące do miejscowych chłopów, których wcześniej Niemcy stamtąd wygnali. Nowi osadnicy byli dobrze zorganizowani. Nosili zwykle czarne uniformy. Dlatego Polacy na Zamojszczyźne nazywali ich „czarnymi” lub „czarniuchami”.

Na czele każdej zasiedlonej przez nich miejscowości stał tzw. kierownik wsi (dorfführer), a tzw. wioską główną zarządzał hauptodorfführer (był to zwykle członek SS). Miejscowości przejęte przez kolonistów miały własne posterunki, w których czuwało zwykle od kilku do kilkunastu uzbrojonych ludzi. Pomagali oni także niemieckim żołnierzom i żandarmom w akcjach wysiedleńczych i pacyfikacyjnych.

Zdjęcie podczas II wojny wykonali Teodozja lub Wincenty Podolakowie. Widać na nim prawdopodobnie rodzinę niemieckich kolonistów. Może to wskazywać opaska
Ze zbiorów Adama Gąsianowskiego To prawdopodobnie niemieccy koloniści. Zdjęcie podczas II wojny światowej wykonali w okolicach Skierbieszowa: Teodozja lub Wincenty Podolakowie

Osadnicy w zamian zawsze mogli liczyć na wsparcie niemieckiego wojska i policji oraz pomoc finansową państwa (mieli specjalne książeczki oszczędnościowe, na które dostawali wpłaty). Otrzymywali też m.in. zagrabione mienie pożydowskie. Ich „nowe” gospodarstwa musieli „obrabiać” polscy chłopi, których traktowano jak niewolników.

Zajętym miejscowościom zmieniano nazwy, a ich dawnych mieszkańców po prostu wyganiano z domów. Trafiali najczęściej do obozów przejściowych w Zamościu i Zwierzyńcu, a stamtąd do obozów koncentracyjnych lub m.in. do tzw. wsi rentowych na terenie Generalnego Gubernatorstwa.

Ich wydajność pracy była minimalna

„Jedną z pierwszych wysiedlonych wsi była duża wieś Skierbieszów (...)” – czytamy w anonimowej relacji, która znalazła się w wydanej w 1968 r. książce pt. „Zamojszczyzna w okresie okupacji hitlerowskiej". - „Dano ludziom 20 minut czasu na ubranie się i zabranie ze sobą niezbędnych rzeczy. Załadowano ich później na furmanki i wywieziono do Zamościa, za druty. Po wysiedleniu Polaków Niemcy jeszcze tego samego dnia osiedlili nowych kolonistów, których było znacznie mniej niż wysiedlonych”.

Od razu zaczęto przeprowadzać komasację gruntów.

„Wszyscy nasiedleńcy byli dobrze uzbrojeni i bardzo wrogo ustosunkowani do ludności polskiej” – czytamy dalej w tej relacji. „Ich wydajność pracy była minimalna. Nastawieni byli bardziej na grabież”.

Skierbieszów przemianowano np. na Heidenstein. To była pierwsza miejscowość, z której wypędzono Polaków. W ich miejsce sprowadzono 72 osadnicze rodziny. 32 z nich pochodziło z Besarabii (obecnie jest ona częścią Mołdawii i Ukrainy). Resztę stanowili Niemcy, którzy przybyli m.in. z Serbii oraz Rosji. Do innych miejscowości trafili też osadnicy z Ukrainy, Bośni, Serbii czy Słowenii. Byli to przeważnie volksdeutsche. W sumie na Zamojszczyźnie osiedlono 13 tys. takich osób (Niemcy z Rzeszy nazywali ich „Niemcami etnicznymi”).

Zdjęcie podczas II wojny wykonali Teodozja lub Wincenty Podolakowie. Widać na nim prawdopodobnie rodzinę niemieckich kolonistów. Może to wskazywać opaska
Ze zbiorów Adama Gąsianowskiego Gospodarstwo w Skierbieszowie lub okolicach. Zdjęcie podczas II wojny wykonali: Teodozja lub Wincenty Podolakowie.

Nic dziwnego, że wielu „czarnych” z niemiecką „kulturą” w wydaniu nazistowskim i militarnymi aspiracjami III Rzeszy początkowo miało niewiele wspólnego. Próbowano to nadrobić. Hitlerowcy organizowali dla nich m.in. naukę języka niemieckiego oraz szkolenia: partyjne, wojskowe i inne (np. gastronomiczne).

Koloniści byli wyjątkowo butni i agresywni. Ich postępki budziły na Zamojszczyźnie powszechną nienawiść i grozę. Niektóre nadal mrożą krew w żyłach. Do takich wydarzeń doszło 11 grudnia 1942 r. w Kitowie (gm. Sułów). Niemcy zamordowali tam wówczas 168 mieszkańców. Ofiary egzekucji dobijali (m.in. jak wynika z relacji: skacząc po nich) niemieccy koloniści z pobliskiego Nawozu.

Z masakry ocalała tylko jedna dziewczynka, która wydostała się spod trupa swojej mamy.

Ludzie stali zbici w gromadę

„7 grudnia 1942 roku wysiedlono wieś Nawóz. Ludzie na ogół zachowywali się spokojnie, nieliczni tylko podpisywali listę volksdeutschów, by pozostać na swoich gospodarstwach” – czytamy w anonimowej relacji z lat 60. ub. wieku (wspomnienia nadesłano na konkurs zorganizowany przez „Wrocławski Przegląd Katolicki”). „Podczas wysiedlenia zbierano ludzi na placu, gdzie esesmani robili przegląd. Zostawiali zawsze kilku zdrowych i silnych mężczyzn oraz kilka kobiet, którzy przeznaczeni byli na służbę u czarnych (kolonistów). Wydzielano im najgorsze budynki.”

Tuż po wysiedleniu, tego samego dnia wieczorem, do miejscowości Nawóz przyjechali niemieccy koloniści. Zajęli opuszczone gospodarstwa, w których został także sprzęt rolniczy, zwierzęta i wyposażenie. To spotkało się z reakcją partyzantów.

„W nocy z 9 na 10 grudnia jakaś grupa dywersyjna wtargnęła do wysiedlonego Nawozu, oddała kilkanaście strzałów na postrach do niemieckich osadników, spaliła jedną zagrodę i wycofała się” – czytamy we wspomnieniach pochodzącego z tej miejscowości Czesława Tchórza.

„Ofiar żadnych nie było, partyzanci postraszyli tylko kolonistów i przetrzepali im trochę skórę” – czytamy także w innej, anonimowej relacji. „Na drugi dzień, w odwet za pożary, Niemcy rozpoczęli masowe mordy. Za spalenie wsi Nawóz Niemcy w Kitowie wymordowali prawie całą ludność wsi.” [/cyt]

Według spisu powszechnego z 1921 r. w Kitowie stały 83 domy. Mieszkało w nich 490 osób (w tym ośmiu Żydów). Do tej miejscowości przybyła grupa niemieckich żandarmów oraz kolonistów z Nawozu. Wieś została otoczona, a mieszkańców wypędzono z domów. Nie wszystkich.

Zdjęcie podczas II wojny wykonali Teodozja lub Wincenty Podolakowie. Widać na nim prawdopodobnie rodzinę niemieckich kolonistów. Może to wskazywać opaska
Ze zbiorów Adama Gąsianowskiego Trudno dzisiaj powiedzieć czy pozujące w towarzystwie umundurowanych Niemców kobiety należały do rodzin kolonistów czy były Polkami. Zdjęcie w czasie II wojny światowej wykonali w okolicach Skierbieszowa: Teodozja lub Wincenty Podolakowie

„Niektóre rodziny wybijali na miejscu, w chałupach, tak np. zginęła 5-osobowa rodzina (...)” – czytamy w relacji Czesława Tchórza. „Były nieliczne wprawdzie wypadki, że niektórym osobom żołnierze niemieccy dopomogli ukryć się w budynkach. Tak ocalała 19-letnia Helena Roczeń, córka sołtysa. Wypadek ten osobiście opowiadała mi Helena Roczeń; poczęstowała ona mlekiem Niemca, który kazał jej się ukryć na strychu i wciągnąć za sobą drabinę.”

Innych mieszkańców wsi spotkał potworny los. „Spędzono ludzi na łąkę za Łętownią, niektórych mordowano od razu na miejscu, szczególnie osoby starsze i kaleki. Ludzie stali (na łące) drżący i wylęknieni, zbici w ciasną gromadę i nie zdający sobie sprawy z tego, co ich ma za chwilę spotkać (...)” – czytamy w anonimowej relacji. „Wówczas tłumacz wyjaśnił im powody zebrania, a mianowicie, że wszyscy zostaną za chwilę rozstrzelani za spalenie niemieckiej wsi Nawóz, ma to być ostrzeżenie dla bandytów kryjących się po lasach. Potem puszczono w ruch karabiny maszynowe.”

Ten moment wspominał także w relacji Czesław Tchórz: „Gruchnęła salwa karabinów maszynowych i tłum kitowian (...) przeszyty kulami, runął z jękiem na ziemię. Rannych osadnicy z Nawozu dobijali. Ocalała jedna tylko 8-letnia dziewczynka, Paszkówna z Nielisza, która po odjeździe oprawców wydostała się spod trupa swej matki i lekko ranna udała się do domu.”

Pakowanie (cudzych) manatek

O tych wydarzeniach nigdy na Zamojszczyźnie nie zapomniano. Podczas II wojny światowej z domów wysiedlono mieszkańców prawie 300 wsi. Zamojskie rodziny zostały przez Niemców zdziesiątkowane, rozdzielone, wiele osób zginęło, także w ponurych egzekucjach. Niemieccy oprawcy niektóre miejscowości pacyfikowali i wysiedlali kilka razy. Tak było m.in. w Kitowie. Bo 10 lipca 1943 r. pozostałych przy życiu mieszkańców tej miejscowości wygnano z domów i gospodarstw. Koloniści nie czuli się jednak w tej okolicy bezpiecznie.

„Niektórzy osadnicy (...) zaczęli pakować swoje manatki i uciekać do Zamościa” – zanotował nie bez satysfakcji Czesław Tchórz.

Zasiedlane przez kolonistów wsie i przysiółki często puszczano z dymem. Kilkadziesiąt takich akcji przeprowadziły oddziały AK i BCh. Najwięcej zorganizowano ich w 1943 r. Mimo wszystko „czarni” kolonizowali Zamojszczyznę przez kilkanaście miesięcy. Zostali ewakuowani dopiero w 1944 r., gdy do tego regionu zbliżali się Rosjanie.

„Nastrój volksdeutschów był początkowo na ogół dodatni” – podsumował Jan Mirski w swojej analizie wysiedleń w powiecie zamojskim. - „W okresie niemieckich klęsk na wschodzie i południu oraz z powodu napadów na wioski osadnicze nastroje uległy znacznemu pogorszeniu. Zaczęto wówczas szukać przyjaciół wśród Polaków, jako ewentualnych swych obrońców w przyszłości. Szczególnie zauważono to u volksdeutschów miejscowych (czyli takich, którzy podpisali volkslisty)”.

Co ciekawe, o niektórych wyczynach „kolonistów” na Zamojszczyźnie dowiadujemy się także z niemieckich relacji. Niejaki Karl Weber, kierownik grupy budowlanej w podzamojskim Jarosławcu, napisał alarmujący meldunek do starostwa w Zamościu. 13 sierpnia 1943 r. pismo zostało skierowane do szefa urzędu gubernatora dystryktu lubelskiego. Było to wyliczenie różnych nadużyć, których dopuścili się osadnicy. Weber (z niemiecką systematycznością i logiką) zaczął od ukradzionych przez nich kur, skończył na zbrodniach.

Morderstwa i rabunki

„Nawiązując do słów, które nasz ukochany Führer powiedział w jednej z ostatnich swoich mów, iż rzetelność i sprawiedliwość powinny być podstawą niemieckiego narodu, czuję się w obowiązku poinformować o następujących wydarzeniach (…)” - donosił Weber. „Pewnego wieczoru w kwietniu br. Piotr Korfmann i Jan Hindemith z Jarosławca (pow. zamojski) zabrali kury następującym polskim robotnikom z Jarosławca. U Stanisława Śwista 5 kur i 1 koguta, u Mariana Szajnogi 2 (kury - dop. autor), u Czesława Turczyna 2, u Walerii Zambek 2, u Jana Iwańca 1 kwokę”.

Weber meldował także, że Hindemith zabrał z gospodarstwa Bronisławy Łukaszczuk 150 - 200 kwintali suszonej koniczyny. Innym razem Korfmann i Hindemith zatrzymali wóz Stanisława Zająca z Czecnik (prawdopodobnie z Cześnik - dop. autor) i zabrali mu pojazd, wraz z załadowanymi na nim 154 snopami zboża. Obaj osadnicy byli uzbrojeni w karabiny. I nie tylko kury i zboże ich interesowały.

„W nocy z 2 na 3 sierpnia br. (…) zastrzelili jakiegoś Polaka i zagrzebali go w północnej części ogrodu, przy szkole w Jarosławcu, co można w każdej chwili sprawdzić” - pisał Weber. „Polak ten został przez Piotra Korfmanna napadnięty na szosie, w czasie powrotu z Zamościa do domu. Korfmann chciał go zmusić do pracy na swoim polu, a gdy ten szykował się do odejścia, strzelił do niego z pistoletu, trafiając go w udo, po czym zatrzymał rannego Polaka do wieczora na swoim podwórzu. Wieczorem zawiózł Polaka do szkoły, gdzie go wespół z Hindemithem zastrzelili i pogrzebali, tak, że władza o tym wypadku do dziś nic nie wie”.

Kim była ofiara obu zwyrodnialców? Nie wiadomo. „Parobek służący u Henryka Wetzela (chodzi o jednego z osadników - przyp. autor.), Feliks Adamowicz, został przed kilku dniami zbudzony ze snu w nocy przez Piotra Korfmanna i Jana Hindemitha, zaprowadzony do szkoły i tam, zupełnie bez powodu, tak zbity, że ledwo mógł dojść do domu” - wyliczał także w swoim raporcie Weber. „Dalej, Polka Hanna Wojda, żona Feliksa Wojdy, była służącą u Henryka Becka, opuściła służbę, bo podobno napastował ją pracodawca, a nawet przy takim napadzie porwał jej ubranie. Pracowała potem w polu u Rudolfa Vixa, gdzie 5 sierpnia br. została napadnięta przez osadnika Ferdynanda Schmidta, dom nr 5 w Jarosławcu, pobita, siłą zapędzona na pole Schmidta i tam zmuszona do pracy”.

Zdjęcie podczas II wojny wykonali Teodozja lub Wincenty Podolakowie. Widać na nim prawdopodobnie rodzinę niemieckich kolonistów. Może to wskazywać opaska
Ze zbiorów Adama Gąsianowskiego Dziwaczna zabawa na skierbieszowskich polach. Zdjęcie w czasie II wojny światowej wykonali: Teodozja lub Wincenty Podolakowie

Skrupulatność Webera nie wynikała ze współczucia dla prześladowanych. „Z przytoczonych przykładów nie należy sądzić, że chcę bronić Polaków, nie! Czynię to jedynie dlatego, że naruszają one niemiecką rzetelność i sprawiedliwość” - zapewniał (cytowane dokumenty w 1977 r. opublikował prof. Czesław Madajczyk w zbiorze „Zamojszczyzna Sonderlaboratorium SS”).

Bogdan Nowak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.