Zbigniew Petri nie żyje. On w życiu nawet jak szedł, to biegł

Czytaj dalej
Fot. Kazimierz Ligocki
Jarosław Miłkowski

Zbigniew Petri nie żyje. On w życiu nawet jak szedł, to biegł

Jarosław Miłkowski

W wieku 85 lat zmarł Zbigniew Petri, legenda amatorskich biegów w naszym mieście. W wielu zaszczepił miłość do biegania. W sobotę był pogrzeb.

- On lubił biegać. Jako młody człowiek biegał na dystansie 400 i 800 metrów, ale z wiekiem przeszedł na dłuższe dystanse i biegał także maratony. Miał niezwykłą energię. Nawet, jak gdzieś szedł, to praktycznie biegł - mówi nam Ryszard Głowacki z nieistniejącego już Lubuskiego Klubu Biegacza im. Bronisława Malinowskiego.

Wspomina przyjaciela Zbigniewa Petri, gorzowskiego propagatora biegania, który 6 stycznia zmarł w wieku 85 lat. Pana Zbigniewa, przynajmniej z widzenia, znali chyba wszyscy gorzowianie. Pewnie wielu z Was nieraz widziało go, jak biegał m.in. w miejskich parkach. - Wiele razy widywałem go w parku Kopernika. Biegał co najmniej trzy razy w tygodniu po 5-10 km. W jego wieku taki dystans zasługiwał na podziw - mówił nam w piątek Dariusz Hanczarek, który jest organizatorem Eko Biegu przy Zespole Szkół Technicznych przy ul. Czereśniowej. - Gdy byłem młodszy, nie rozumiałem jego fenomenu, ale później wszystko było dla mnie jasne. Z każdym rokiem przecierałem swoje oczy, że on cały czas biega. Imponował mi sercem do biegania - mówi nam z kolei Sebastian Wierzbicki, organizator biegu Gorzowska Nadwarciańska Dycha. Sposób na życie Petri biegał od dzieciństwa.

Jak wspomina rodzina i przyjaciele, po raz ostatni było to półtora roku - dwa lata temu, gdy poważnie zachorował. Wcześniej w bieganiu nie przeszkadzał Petriemu nawet pogarszający się w ostatnich latach wzrok. - Biegałem z nim wtedy dla asekuracji. To on zaszczepił we mnie miłość do biegania. Pierwszy raz wystartowałem w dziecięcych zawodach, gdy miałem sześć lat - mówi Grzegorz Petri, wnuk zmarłego. Opowiada nam też anegdotę o dziadku: - Przez to, że biegał, został okrzyknięty wuefistą. A on, owszem, uczył w szkole, ale był matematykiem w Szkole Podstawowej nr 13.

Biegał co najmniej trzy razy w tygodniu po 5-10 km

Zamiłowanie do liczb u pana Zbigniewa było widać także przy bieganiu. - On miał wielką pamięć do liczb. Potrafił z głowy powiedzieć, jak zmieniały się liczby uczestników wielu biegów w Gorzowie i okolicach - opowiada nam Hanczarek. Zmarłego wspomina jako skromnego i cichego człowieka, który za propagowanie biegania został doceniony już za życia. Od 2013 r. Wiosenne Biegi Przełajowe noszą imię właśnie Zbigniewa Petri. - To właśnie on wymyślił formułę Grand Prix województwa lubuskiego, do którego zaliczało się około 30 biegów w regionie - wspomina kolejny biegacz Krzysztof Grzybowski. Od lat 80. do początków tego wieku co niedzielę o 10.00 spotykał się z nim i innymi biegaczami, by pokonać trasę od hali przy ul. Słowiańskiej na tereny popoligonowe. I to bez względu na porę roku oraz warunki pogodowe. Pobiegł do Włoch Petri był także organizatorem wielkiego przedsięwzięcia w 1994 r. - Pobiegliśmy wtedy z Gorzowa na Monte Cassino. W 18 osób wyruszyliśmy 27 kwietnia, by do 14 maja przebiec 2.740 km. Biegliśmy tylko w biały dzień, a pięcioosobowe grupki pokonywały jednocześnie dystans 12-20 km - wspomina Ryszard Głowacki. Zbigniew Petri został pochowany w sobotę w Nowej Wsi koło Bledzewa. - Pomimo, że odszedł, pamięć o nim będzie podążać z nami na każdym kilometrze - mówi „GL” jego wnuk Grzegorz.

O Zbigniewie Petri pisaliśmy m.in. w 2008 r.:

Zbigniew Petri ma prawie 78 lat, ale na trasie spokojnie wyprzedziłby niejednego młodziaka. - Dlaczego biegam?! A dlaczego nie?! - mówi z uśmiechem. Nie potrafi zliczyć, ile ma w nogach kilometrów. Ale na pewno okrążył Ziemię kilka razy.
Z. Petriego znają chyba wszyscy gorzowianie. Jest średniego wzrostu, ma czuprynę białych włosów, jest szczupły. Jego znak rozpoznawczy to przemiły uśmiech. Nie znika mu z twarzy nawet gdy biegnie.

Od razu na stadion
A biegnie przez całe życie. Zaczął - uwaga! - 60 lat temu. Przyjechał wtedy do Krakowa z Kresów, z miejscowości Kałusz. I pierwsze kroki skierował od razu... na stadion. - Miłość do sportu była rodzinna. W Kałuszu mój wujek był bramkarzem a stryj obrońcą. Mnie też ciągnęło do aktywnego życia - wspomina Z. Petri. I tak się w Krakowie rozbiegał, że już kilka miesięcy później - w 1949 r. - brał udział w Mistrzostwach Polski juniorów!

Do Gorzowa przeprowadził się w 1956 r. Nie przestawał biegać. Najlepsze wyniki miał na 800 i 1.500 metrów. Zaczął działać w TKKF-ie. Wtedy poznały go tysiące gorzowian, bo organizował spartakiady międzyzakładowe. - Był ping-pong, jakieś konkurencje sprawnościowe, a ja cały czas namawiałem ludzi na bieganie - śmieje się Z. Petri.
Potem założył klub biegacza im. Bronisława Malinowskiego. Wszystko społecznie, z miłości do sportu. - Nie potrafię zliczyć, ilu ludzi zaraziłem bieganiem. Mam nadzieję, że jak najwięcej, bo to wspaniała dyscyplina - zapewnia gorzowianin.

Tradycja ponad wszystko
Teraz, od 27 lat, co niedzielę o 10.00 spotyka się z przyjaciółmi na sali sportowej przy ul. Słowiańskiej i razem ruszają w trasę. Zasada jest tylko jedna: biegną, choćby lał deszcz, padał śnieg albo szalała wichura.
- Nie odpuszczacie w żadną niedzielę? - nie dowierzam.
- Odpuszczamy. W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, oraz w Nowy Rok. Ale odpuszczenie polega na tym, że wtedy spotykamy się o 11.00 - dodaje z uśmiechem.
Nie kryje jednak, że martwi go kondycja młodszych pokoleń. Tłumaczy, że kiedyś sport był dla nastolatków najlepszą rozrywką. Dziś częściej wybierają telewizję, internet, siedzenie w miejscu. - To na pewno nie wyjdzie im na dobre. A aktywność świetnie wpływa na zdrowie. Ja mam 78 lat i dzięki bieganiu, odpukać, nie narzekam na nic. No, tylko wzrok mi się zaczął psuć - zdradza Z. Petri.

Pytamy, z czego jest najbardziej dumny. Długo się nie zastanawia. - Zaliczyłem 20 maratonów, sztafetę do Monte Cassino, trzy edycje Mistrzostw Europy Weteranów, setki innych imprez... Chyba najlepiej to wszystko podsumował olimpijczyk Robert Korzeniowski, który trzy lata temu uhonorował mnie tytułem ,,Mistrz Sportu, mistrz życia’’. Ktoś docenił te moje 60 lat w biegu.

Jarosław Miłkowski

Jestem dziennikarzem gorzowskiego działu miejskiego "Gazety Lubuskiej". Zajmuję się tym, co na co dzień dzieje się w Gorzowie - opisuję to, co dzieje się w magistracie, przyglądam się miejskim inwestycjom, jestem też blisko Czytelników. Często piszę teksty o problemach, z którymi mieszkańcy przychodzą do naszej redakcji w Gorzowie (Park 111, ul. Sikorskiego 111, II piętro). Poza tym bliskie mi są tematy związane z Kościołem. Od dzieciństwa jestem też miłośnikiem żużla, więc zajmuję się też tą dyscypliną sportu. Gdy żużlowcy rozgrywają sparingi, turnieje szkoleniowe a także jeżdżą w turniejach za granicą Polski, wybieram się tam z aparatem fotograficznym.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.