Zegarmistrza Michała Kaczmarka zna chyba cały Gorzów

Czytaj dalej
Fot. Mateusz Bandkowski
Mateusz Bandkowski

Zegarmistrza Michała Kaczmarka zna chyba cały Gorzów

Mateusz Bandkowski

- Gdybym miał jeszcze raz dokonać wyboru, wybrałbym to samo, czyli zawód zegarmistrza - przyznaje Michał Kaczmarek. Jego pracownię zna chyba każdy gorzowianin. - Jest tu od zawsze - mówią klienci zegarmistrza.

- Prawdziwy zegar musi mieć wagę albo próbę, przekładnię napędzającą wskazówki, regulator w postaci balansu z włosem, albo mechanizm i wtedy możemy mówić o tym, że zegar ma duszę - mówi Michał Kaczmarek nakręcając jeden ze swoich zegarów ściennych.

Zegarmistrzem jest od 1969 r. Rok wcześniej zdobył dyplom czeladniczy. Najpierw jednak w Gorzowie (pochodzi z Witnicy) skończył szkołę budowlaną. I choć wyuczył się zawodu, szybko z niego zrezygnował. - Tutaj nie pada, jest ciepło i miły klimat - żartuje pan Michał, gdy odwiedzamy go w pracowni przy ul. Sikorskiego.

W pracowni jak to w pracowni - artystyczny nieład. Gdzie okiem sięgnąć - zegary, części zegarów, wahadła, koła zębate i wiele innych „tajemniczych” przedmiotów. Jak się w tym odnaleźć?! Pan Michał z uśmiechem odpowiada: - Gdyby byłoby tu wszystko poukładane, to bym się w tym pogubił...

Jeśli miałbym wybierać między drogim elektronicznym zegarkiem a tanim mechanicznym, to wybrałbym średniej klasy mechaniczny. Zegarek elektroniczny to urządzenie pokazujące czas, omyłkowo nazywane zegarkiem

Zawód zegarmistrza to profesja na pewno dla cierpliwych. Niektóre zegarki składają się przecież z kilkuset części. Według pana Michała, dobre narzędzia to połowa sukcesu, druga to: oko, ręka i odrobina szczęścia.

- Jeśli miałbym wybierać między drogim elektronicznym zegarkiem a tanim mechanicznym, to wybrałbym średniej klasy mechaniczny. Zegarek elektroniczny to urządzenie pokazujące czas, omyłkowo nazywane zegarkiem - mówi gorzowski mistrz. Wyjaśnia, że kiedyś zrobienie zegara od podstaw było czymś wyjątkowym. - Dzisiaj znana marka wyprodukuje coś w Chinach, oznaczy to swoim logo i wycenia na dużą kwotę - mówi pan Michał.

Prywatnie zegarmistrz Michał Kaczmarek zbiera zegarki kieszonkowe. W kolekcji ma 50. Wolny czas poświęca też wnukom. I ma zasadę: po pracy nie naprawia
Mateusz Bandkowski Prywatnie zegarmistrz Michał Kaczmarek zbiera zegarki kieszonkowe. W kolekcji ma 50. Wolny czas poświęca też wnukom. I ma zasadę: po pracy nie naprawia zegarków przyjaciół czy rodziny. - Prywatnie szkoda na to czasu, od tego mam warsztat - mówi.

Nie udaje, że pojawienie się elektroniki nie odmieniło oblicza zawodu. Zegarmistrze musieli np. robić dodatkowe kursy. - Ja taki odbyłem w Warszawie w firmie Unitra. Byłem też na kursie zegarów mechanicznych w Moskwie, co było ciekawym doświadczeniem - wspomina.

A skoro mowa o ciekawostkach - jednym z bardziej nietuzinkowych zleceń, jakie miał pan Michał, był nadzór techniczny nad naprawą zegara na wierzy kościelnej w podgorzowskim Czechowie.

Szewcy twierdzą, że człowieka poznaje się po butach. Pan Michał mówi, że z zegarkami to się nie do końca sprawdza. - Kiedyś do mojego warsztatu wszedł pan, który wyglądał na wysoko postawioną osobę. Wysiadł z drogiego samochodu, na ręce miał złotego Roleksa i właśnie z nim przyszedł do mnie. Kiedy zwróciłem mu uwagę, że jest to tandetna podróbka, chciał mnie pobić - śmieje się zegarmistrz.

Do zakładu akurat wchodzi klient. Dlaczego wybrał pana Michała? - Bo ten zakład jest tutaj od zawsze! - pada odpowiedź.
- Gdybym miał jeszcze raz dokonać wyboru, wybrałbym to samo, czyli zawód zegarmistrza - przyznaje Michał Kaczmarek.

Mateusz Bandkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.