Ziemia obiecana, Zemsta. Andrzej Wajda, śląskie ścieżki i przyjaźnie [PRZEGLĄD FILMÓW]

Czytaj dalej
Henryka Wach-Malicka

Ziemia obiecana, Zemsta. Andrzej Wajda, śląskie ścieżki i przyjaźnie [PRZEGLĄD FILMÓW]

Henryka Wach-Malicka

Czy wiedzą Państwo, że Andrzej Wajda zamierzał nakręcić film o Śląsku? Ruszyły już nawet zdjęcia, ale po trzech dniach wtrącili się decydenci i nakazali przenieść akcję do Wałbrzycha. Reżyser się nie zgodził.

Tę historię przypomniał mi Olgierd Łukaszewicz, pochodzący z Katowic znakomity aktor, który wiele razy grał w filmach i przedstawieniach Andrzeja Wajdy. Chciałam zapytać go o rolę Stanisława w „Brzezinie”, ale on zaproponował inny scenariusz rozmowy.

- Skoro szuka pani „śląskich tropów” Andrzeja, zacznijmy od filmu, w którym miałem grać jedną z głównych ról. Filmu mocno osadzonego w śląskiej historii. Nosił roboczy tytuł „Powołanie” i miał opowiadać o dwóch klerykach, pracujących w kopalni. Scenariusz Edwarda Żebrowskiego, z dialogami Janusza Kijowskiego, opierał się na faktach. Był bowiem taki czas, kiedy decyzją biskupa Herberta Bednorza, studenci Śląskiego Seminarium Duchownego powinni byli przepracować w czasie nauki jakiś czas fizycznie. W kontakcie z realnym życiem. Dla bohaterów - drugiego kleryka grał Jerzy Radziwiłowicz - zetknięciem z trudną rzeczywistością okazała się praca w kopalni. Role były wyraziste.

Produkcja zapięta na ostatni guzik. A scenariusz bardzo inspirujący. Jak się okazało, dla decydentów chyba zbyt inspirujący, bo gdy zaczęliśmy zdjęcia, przyszła dyrektywa, chyba od Macieja Szczepańskiego, że mamy się zwijać... To był koniec lat 70., Polska już wrzała, temat „klerycy wśród górników” na Śląsku wydał się rozmaitym służbom niebezpieczny. Powiedziano Wajdzie, że jak chce, to niech kręci ten film gdzie indziej, np. w Wałbrzychu. Andrzej się nie zgodził, zakazu nie cofnięto. Wiem, że ze wszystkich niezrealizowanych projektów tego żałował najbardziej.

Wracając zaś do „Brzeziny”. Olgierd Łukaszewicz mówi, że otrzymał tę rolę dzięki swojemu śląskiemu debiutowi. Wajda zobaczył go w „Soli ziemi czarnej” i poprosił Kazimierza Kutza o umówienie spotkania z „młodym”. Rozmowa była krótka i konkretna; Wajda był pewien swojego wyboru. Młody aktor czuł się zaproszeniem do współpracy po prostu wyróżniony.

- Drogi naszej trójki krzyżowały się potem w różnych okolicznościach - wspomina. - Kazimierz Kutz był przecież drugim reżyserem przy „Pokoleniu” i „Kanale”. Ja grałem u Wajdy, m.in. w spektaklach „Sprawa Dantona” i „Bigda idzie”. Razem walczyliśmy natomiast w parlamencie o nową ustawę o kinematografii. I jeszcze jedno. Bardzo mi zależy na podkreśleniu pewnej cechy Andrzeja. On był nie tylko wielkim artystą, ale i wyjątkowo kulturalnym człowiekiem. Nigdy nie dał się sprowokować do niegodnego zachowania, nie obrzucił nikogo obelgami i nie poniżał ludzi o innych poglądach.

Tego poloneza tylko Wojtek Kilar potrafi mi skomponować

Andrzeja Wajdę łączyła ze Śląskiem także inna „unia personalna”, czyli fantastyczna więź kompozytorsko-reżyserska z Wojciechem Kilarem. O dziwo, w pracy spotkali się dość późno, bo dopiero około roku 1974, choć prywatnie znali się dużo wcześniej. Za to do dziś kinomanów i melomanów zadziwia idealnie harmonijna spójność obrazu i muzyki w ich wspólnych filmach. Oczywiście wszelkie rankingi popularności z marszu wygrywa polonez z ekranizacji „Pana Tadeusza”, który po dziesiątkach lat wyparł ze studniówek nawet słynne dzieło Michała Kleofasa Ogińskiego.

Absolutnie wybitnym i samoistnym dziełem jest jednak muzyka Kilara do „Ziemi obiecanej”, której pulsujący, niespokojny rytm oddaje nie tylko tętno życia rodzącego się kapitalistycznego miasta, ale przede wszystkim w każdym takcie pogłębia rysunek psychologiczny postaci i ich skomplikowane osobowości.

Andrzej Wajda boleśnie przeżył śmierć kompozytora, którego cenił za umiejętne łączenie własnego muzycznego wyrazu z bezprzykładnym podporządkowaniem się wymogom filmowego montażu; czasem wręcz co do kilku nut. Oraz… za pracowitość i punktualność! Wojciech Kilar podkreślał z kolei, że do końcowego efektu prac studyjnych przyczyniali się muzycy Wielkiej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, z którą zrealizował nagrania do wspomnianych wyżej obrazów, a także do „Kroniki wypadków miłosnych”, „Korczaka” i „Smugi cienia”.

Może ty masz rację, Basiu, z tym łódzkim szaleństwem?

Propozycja zaprojektowania kostiumów do „Ziemi obiecanej” wprawiła Barbarę Ptak w zachwyt i jednocześnie w konsternację. Wielbiła Andrzeja Wajdę od lat. Ale co innego marzyć o współpracy z mistrzem, a co innego dla niego pracować! Robotę przyjęła jednak od razu, zakładając, że albo wóz, albo przewóz - Wajdzie się przecież nie odmawia. Nawet, jak się człowiek boi - mówi. W końcu sama była już wtedy uznaną scenografką filmową, a poza tym oboje z Wajdą mieli za sobą studia w uczelniach plastycznych, więc liczyła, że szybko się dogadają.

Przewertowała powieść Władysława Reymonta kilkanaście razy, zrobiła pierwsze założenia, podzieliła plany (zawsze projektuje kostiumy także dla postaci epizodycznych) i pojechała z Katowic do Warszawy na rozmowę z reżyserem, by wysłuchać, czego od niej oczekuje. W jakim kolorze widzi swój film, w jakim klimacie, w jakiej poetyce…

- Siedzę tak sobie i czekam, co pan Andrzej mi powie, a tu rozmowa toczy się miło, ale jakby nie na temat kostiumów. A nawet wcale nie na ten temat. No to zapytałam w końcu: „czy mogę w takim razie pofantazjować, bo ja bym chciała stworzyć taką mieszankę piorunującą”. Odpowiedział coś w rodzaju „proszę bardzo” albo „proszę próbować”. Po latach przyznał mi się, że zaufał intuicji, bo sam widział ten wykreowany świat nieco inaczej. A rok temu napisał mi w liście: „Droga Barbaro! Jestem szczęśliwy, że oglądając twoje projekty przed ich realizacją nie zdradziłem swoich obaw. Aktorzy odnaleźli w nich siebie, a nawet kogoś, kogo mogli tylko się domyślać, przyjmując rolę w „Ziemi...”. Taka praca nie zdarza się w filmie zbyt często!”. Ja też pamiętam dzień, gdy pokazałam mu gotowy zestaw projektów, wiszących w mojej pracowni dosłownie na każdym skrawku wolnej przestrzeni. Mało wtedy mówił; chodził tylko i oglądał. Ale wiedziałam, że się odnaleźliśmy. Zaakceptował wszystko, nawet najbardziej szalone zestawy barw i krojów, mówiąc po prostu: „To jest to”. Byłam wtedy szczęśliwa.

„Zemsta”

Zamków ci u nas dostatek, a jednak Andrzej Wajda nakręcił „Zemstę” w naszym regionie. W zabytkowych ruinach w Podzamczu, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, czyli na zamku Ogrodzie-niec. Adaptacja obiektu trwała 2 miesiące. Dobudowano okna, balkony, krużganki i wieże, a nawet nowe skrzy-dło. Przez lata dekoracje stanowiły sporą atrakcję dla turystów.

Diamentowy Laur Umiejętności i Kompetencji, przyznany przez Regionalną Izbę Gospodarczą w Katowicach, otrzymał Andrzej Wajda w 2009 r. Powiedział wtedy, że traktuje nagrodę jako wyróżnienie dla całej polskiej kinematografii, a nie jako osobiste uhonorowanie.

PRZEGLĄD NAJWAŻNIEJSZYCH FILMÓW ANDRZEJA WAJDY

Henryka Wach-Malicka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.