Jakub Pikulik

Znaleźliśmy skarby! Gdzie? W prywatnym muzeum pana Józefa

Józef Jachimowski Fot. Jakub Pikulik Józef Jachimowski od 20 lat amatorsko zajmuje się archeologią
Jakub Pikulik

- Pod ziemią i gruzami znalazłem zastawę, z której korzystamy w domu do dzisiaj - opowiada Józef Jachimowski i zaprasza mnie do swojego muzeum w Krzeszycach

Tu mam taki podbierak. Sam go skonstruowałem i dzięki niemu nie muszę się schylać, gdy chodzę po polach. Wie pan, jak to jest schylać się kilkaset razy w ciągu jednej wyprawy? Do tego kurtka, koniecznie z dużymi kieszeniami. Kieszenie są bardzo ważne, bo gdzieś te moje skarby muszę chować. No i rower, żeby dojechać na miejsce - Józef Jachimowski z Krzeszyc wprowadza mnie do niepozornej komórki na swojej posesji. A tam... prawdziwe skarby!

Pan Józef skontaktował się z naszą redakcją pod koniec roku. „Mam sześćdziesiąt lat, a od dwudziestu zajmuję się amatorsko archeologią. Po odkryciu na moim ogrodzie cmentarzyska łużyckiego, zgłoszeniu i otrzymaniu statusu działki archeologicznej prowadzę badania powierzchniowe w okolicach Krzeszyc. (...) Uzbierałem z powierzchni pól dziesiątki tysięcy krzemiennych drapaczy, skrobaczy, pięściaków, siekierek, toporków, ozdób itp. Posiadam również kilka kamieni podkładowych do rozcierania i chyba ponad tysiąc kamiennych rozcieraczy. Meteoryty (największy ma 15 kg) i skamieniałości to zbiory dodatkowe. Zapraszam serdecznie i ręczę, że będzie Pan zaskoczony - mile” - napisał w liście do naszej redakcji. Z takiego zaproszenia nie sposób było nie skorzystać.

Komórka, w której pan Józef przetrzymuje swoje zbiory, z zewnątrz niczym się nie wyróżnia. Ale za to wewnątrz to prawdziwe muzeum, nie wiadomo, na czym oko zawiesić. Jest tu znaleziona w ziemi zastawa, elementy uzbrojenia z czasów II wojny światowej, krzemienie, kamienie, skamieliny... Na środku wielki, okrągły stół, na którym pan Józef prezentuje swoje eksponaty.

- Zaczęło się w latach 80. Wtedy postanowiłem przekopać pozostałości po dużym budynku, który stał na mojej posesji przed wojną. Zniszczyli go Rosjanie. Zawsze mnie ciekawiło, co kryją ruiny. Pod ziemią i gruzami znalazłem zastawę, z której korzystamy w domu do dzisiaj - mówi pan Józef. W ruinach znalazł też wiadro z piaskiem. - Na początku sądziłem, że to piasek przeciwpożarowy. Później jednak zauważyłem, że w piasku jest cała masa tajemniczych paciorków - wspomina mężczyzna. Jest w kontakcie z Niemcem, który mieszkał w tym miejscu przed wojną. - Co jakiś czas do mnie przyjeżdża, parkuje swojego kampera i spędza tu czas. Bardzo lubi wracać w te strony. Z Krzeszyc wyjechał w wieku siedmiu lat. To on opowiedział mi o okopach, które w czasie wojny kopali tu Niemcy. To właśnie z tego okopu pochodziło wiaderko z piaskiem i paciorkami. Okazało się, że Niemcy trafili na ślady pochówku z czasów kultury łużyckiej. W takich pochówkach chowano spopielone szczątki i najczęściej kilka glinianych naczyń. O, mam je tutaj - prezentuje mój rozmówca.

Im bardziej interesował się historią Krzeszyc, tym więcej faktów wychodziło na jaw. Okazało się, że Niemcy już dawno temu prowadzili na terenie gminy badania archeologiczne. Materiały, do których dotarł pan Józef, wskazują, że w 1838 roku w czasie budowy drogi trafiono tu na 68 pochówków z czasów kultury łużyckiej. Na kolejnych 300 natrafiono przy okazji budowy linii kolejowej. - A to nie wszystko. Tu niemal każdy ma na swoim podwórku pradawne cmentarzysko. Ludzie przed setkami lat chętnie się tu osiedlali. W pobliżu były torfowiska, rzeka Postomia była znacznie bardziej dzika i większa, więc był dostęp do ryb, do tego żyzne ziemie i złoża gliny - wylicza mój rozmówca. Glina była ważna. To z niej wytwarzano naczynia.

Swoimi odkryciami jeszcze pod koniec lat 80. próbował zainteresować archeologów, ale bez większych efektów. Przyjechali, zobaczyli zbiory i odjechali. 40-arowa posesja pana Józefa uzyskała jednak status stanowiska archeologicznego. - Mogę kopać jedynie na głębokość 40 centymetrów. To mi wystarcza, bo znajduję tu masę przedmiotów. Zresztą teraz to już rzadko kopię, raczej szukam swoich skarbów na polach. Ludzie nie mają pojęcia, co można znaleźć ot tak, leżące na ziemi. Ale trzeba wiedzieć, czego szukać. Mnie ziemia fascynowała od dawna. Uwielbiam jej zapach, uwielbiam odkrywać tajemnice, które skrywa. I chyba stąd wzięła się ta moja pasja - opowiada pan Józef.

Gdy rozmawiamy, wyjmuje kolejne szufladki, otwiera pudełeczka, pokazuje kamienie, które - jak twierdzi - były wykorzystywane przez ludzi mieszkających na tych terenach kilka tysięcy lat wcześniej. Każde znalezisko fotografuje i opisuje. Skupia się na tym, gdzie dany przedmiot został znaleziony. - To tak na wszelki wypadek, jakby ktoś kiedyś chciał sprawdzić to miejsce dokładniej - mówi. - O, a to jest rozcieracz. Kamień trzymało się w ręku i rozcierało na przykład zboże. Widać, że ma spłaszczone boki. Takie kamienie są wyrzucane przez rolników, ja je zbieram. Albo ten. To prymitywne krzemienne narzędzie, tak zwany pięściak. Chwytając go w dłoni, wykonywano proste prace, robiono narzędzia, oprawiano skóry. O, tu widać ślady uderzeń. Gdzieś tu mam jeszcze krzemienne groty strzał... o proszę, oto one - wyjaśnia pan Józef. O swoim hobby mówi z wielką pasją. Do jego komórki przychodzą wycieczki szkolne, zagląda tu młodzież z Niemiec i Francji. - Wszyscy są pod wrażeniem, bo to taka żywa lekcja historii - dodaje.

Trafił też na pozostałości pieców do wypalania rudy żelaza. - Archeolodzy twierdzą, że na tych terenach ich nie było. A ja mam pozostałości po tych piecach, mam szlakę, która powstawała przy wytopie rudy żelaza. Z 200 kilogramów rudy otrzymywano 20-30 kilogramów żelaza. To, czego nie przetopiono, wyrzucano - opowiada pan Józef. Pokazuje duże, ciężkie bloki czegoś, co przypomina szlakę i przyciąga magnes. To nie wszystko. W swoich zbiorach ma... meteoryty. - Odnalazłem miejsce, taką nieckę w ziemi o wymiarach 40 na 50 metrów. Setki, a może tysiące lat temu coś spadło tu z nieba. To tam znalazłem kawałek meteorytu o wadze 15 kilogramów. Proszę zobaczyć, jaki ciężki - pan Józef podaje mi spory kawałek skały. - Takich fragmentów skał z kosmosu mam więcej. Starałem się zainteresować badaczy tymi moimi meteorytami. Wysyłałem próbki do badań. Bez skutku.

- Nie robię tego dla siebie, a dla Krzeszyc. Marzy mi się, żeby ktoś zainteresował się moimi zbiorami. Ja jestem tylko amatorem, fachowcy z pewnością wyciągną dużo większą wiedzę na temat historii tych ziem. Wspaniale byłoby, gdyby ktoś dotarł do niemieckich archiwów i sprawdził, czy zachowała się dokumentacja z prowadzonych tu przed wojną badań archeologicznych - nie ukrywa pan Józef.

Jakub Pikulik

Dziennikarzem "Gazety Lubuskiej" jestem od 2008 r. Niemal od początku moja praca w GL związana jest z działem internetowym. To obecnie najbardziej dynamicznie zmieniająca się dziedzina pracy dziennikarza. Zajmuję się sprawami całego regionu. Poruszam tematy społeczne, ekonomiczne i inne. Często przygotowuję materiały kryminalne, informacje dotyczące wypadków i głośnych akcji lubuskiej policji. Zajmuję się również sprawami dotyczącymi Kostrzyna nad Odrą i całego powiatu gorzowskiego.


A prywatnie? Mieszkam w podgorzowskiej Kłodawie. Interesuję się historią regionu. Uwielbiam górskie wycieczki piesze i rowerowe. Od kilku lat pasjonuję się też strzelectwem sportowym. 

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.