(red.)

Znamy szczegóły wypadku na Rynku. Przyczyną eksplozji były opary benzyny

Znamy szczegóły wypadku na Rynku. Przyczyną eksplozji były opary benzyny Fot. Czytelnik
(red.)

Wybuch w mieszkaniu był, ale nie od butli z gazem ani od pieca. Wiele wskazuje na to, że przyczyną pożaru na Rynku był zwykły brak wyobraźni...

To opary benzyny były przyczyną eksplozji i pożaru, do których doszło na początku marca na Rynku w Nowym Miasteczku. Wstępne hipotezy mówiły o wybuchu butli z gazem lub pieca centralnego ogrzewania. Wkrótce jednak oba tropy okazały się fałszywe. Strażacy własnoręcznie wynieśli wszystkie butle i żadna z nich nie była nawet uszkodzona. Piec z kolei nie był nawet ciepły. - Sąsiedzi potwierdzają, że było słuchać huk.

O wybuchu świadczą też mikropęknięcia, ale ludzie twierdzą, że mogły powstać od przejeżdżających obok tirów.

Być może mamy tu do czynienia z jakąś substancją łatwopalną, której ktoś „pomógł” wybuchnąć - wyjaśniał nam krótko po zdarzeniu szef nowosolskich strażaków, st. kpt. Sławomir Ozgowicz. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że tuż przed pożarem poszkodowany w pożarze 31-latek przelewał benzynę z kanistra jednocześnie paląc papierosa...

Strażacy otrzymali zgłoszenie o pojawieniu się ognia krótko po godz. 20.00.

Pierwsze na miejscu zjawiły się dwa zastępy z Nowego Miasteczka, które do miejsca pożaru miały dosłownie rzut beretem. Chwilę później dojechały kolejne dwa z Nowej Soli. - Strażacy zastali na rynku kobietę i mężczyznę, oboje z oparzeniami kończyn i brzucha. Okazało się, że to lokatorzy mieszkania, w którym wybuchł pożar - mówi S. Ozgowicz. Poszkodowani zostali opatrzeni przez strażaków i zabrani do szpitala. - 31-letni mężczyzna jest w stanie ciężkim. Stan 26-letniej kobiety nie zagraża jej zdrowiu - precyzuje z kolei sierż. Justyna Sęczkowska, rzecznik prasowy komendy policji w Nowej Soli.

O własnych siłach na ulicę wyszli też lokatorzy mieszkania nad płonącym lokalem jak i mieszkańcy sąsiedniej kamienicy.

- W sumie ewakuowano 16 osób z pięciu mieszkań - dodaje Justyna Sęczkowska z policji. Na szczęście obyło się bez paniki a sam pożar nie rozprzestrzeniał się zbyt szybko. - Najbardziej paliło się w jednym z pokoi, zajął się m.in. fragment drewnianego stropu - wyjaśnia S. Ozgowicz. Pożar został szybko ugaszony. Po tym jak strażacy za pomocą kamery termowizyjnej upewnili się, że nic się już nie tli, mieszkanie można było oddymić. - Lokal nadaje się do generalnego remontu. Stopiły się instalacje, spaliło się wyposażenie, m.in. meble wypełnione pianką. To one dawały bardzo dużo dymu - tłumaczy S. Ozgowicz.

(red.)

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.