Urodziła się w Petelewie. Dziś po tej liczącej niegdyś kilkanaście domów miejscowości nie ma już śladu, nawet na mapie. - Proszę zobaczyć, czy tam nie było pięknie? - pani Maria pokazując sielankowe fotografie
Była to kraina „dziwna” na tyle, że nawet w II Rzeczpospolitej nie wiedziano, jak ją traktować. Poleszucy czuli się bardziej Polakami niż Białorusinami tylko dlatego, że byli katolikami. I zawsze zdawali sobie sprawę z własnej odrębności.
Jelno było wyspą wśród poleskich bagien i torfowisk, otoczoną siecią kanałów. Jak wspomina Aleksander Kościukiewicz z Zielonej Góry życie było tam surowe, wypełnione ciężką pracą, ale szczęśliwe. Taka kresowa sielanka.
Maria Borowska wychowała się w Kosowie Poleskim, Tomasz Winnicki w Busku. Ich losy splotły się dopiero po wojnie. O swoich przodkach z Kresów opowiada Tadeusz Winnicki
- Wszyscy wokół płakali - wspomina Halina Paszyńska z Nietkowic. - Wówczas wyjęłam grzebień i bibułkę do papierosów i zagrałam nasz hymn. Kilkuletnia dziewczynka...
- Nawet wujek, brat ojca, namawiał, aby tato przystąpił do kołchozu, przekonywał, że nie ma innego wyjścia, że trzeba przetrwać... - opowiada zielonogórzanin Aleksander Kościukiewicz. - Ale nie słuchał żadnych argumentów. Mieliśmy za to zapłacić.
W Białkowie wszyscy wiedzą co to jest czuczeło, że w chłodne dni przydaje się hruba, a zanim młodzi powiedzą sobie "tak" są zapoiny, jest drużko, dohowor i wenok. Tak jak i nikt nie dziwi się, że miejscowa drużyna piłkarska nosi miano... Polesie.
- Wyładowali nas w nocy, raniutko przyszedł naczelnik kołchozu i mówi, że tu już zostaniemy: "Prędzej wam żaba cycki da niż wyjedziecie" - opowiada Barbara Zachariasz z Zielonej Góry, która sześć lat dzieciństwa spędziła na zesłaniu.
- Jestem z ostatniego pokolenia urodzonego na Kresach i tak naprawdę to moje Horodyszcze znam z kilku wyjazdów - mówi Walenty Kulik ze Skwierzyny. - Jednak zawsze przyjeżdżam tam, jak do siebie, a każdy pobyt zdaje się zbyt krótki.
- Wiera wybłagała jakiegoś wysoko postawionego Niemca żeby nas nie zabijali. Już były kopane rowy na nasze ciała – to fragment historii naszej Czytelniczki.
Znawca kultury ludowej twierdzi, że ostatnim skrawkiem tego prawdziwego Polesia jest Białków pod Cybinką.
Głęboka wiara w Boga i strach pomogły mu przetrwać najgorsze. Nacierał się śniegiem, żeby nie zamarznąć. Był u kresu sił... Nie poznalibyśmy tej historii, gdyby Elżbieta Rojek nie zdobyła się na odwagę.
Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.
Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.
© 2000 - 2019 Polska Press Sp. z o.o.